1. Staram się rozpamiętywać słowa brata Rogera z Taize, że chrześcijanin (a więc i Kościół) ma być znakiem i zaczynem zaufania i pojednania. Dodajmy - również (jeśli trzeba) znakiem sprzeciwu wobec zła, ale przede wszystkim znakiem i zaczynem zaufania i pojednania. Generalnie wydaje mi się od pewnego czasu, że słowo "zaufanie" staje się coraz ważniejszym wyróżnikiem tego, o co chodzi... 2. Połączenie głębokiej duchowości i piękna liturgii z otwartością na współczesny świat i jego problemy oraz z szacunkiem dla profesjonalizmu i poszukiwania mądrości. 3. "Święta jawność" i "święta dyskrecja"... umieć w tym mądrze się poruszać... Nie ma tematów tabu, ale o wszystkim mądrze i subtelnie umieć rozmawiać. Też o sprawach trudnych. 4. Umieć nie tylko mówić, ale i słuchać... 5. Nowe formy funkcjonowania wspólnot, duszpasterstw i parafii. By stawały się miejscami spotkania osób i rozwoju inicjatyw wspólnotowych, ale i społecznych. W tym kontekście podobają mi się pewne doświadczenia amerykańskie i nie tylko: np. gdy chodziłem tam do kościoła w drzwiach byłem przywitany i pożegnany (przez świeckich i/lub kapłana), po Eucharystii byliśmy zapraszani na kawę/herbatę, rozmowę, aktywni członkowie wspólnoty organizowali różne interesujące przedsięwzięcia - religijne i nie tylko religijne... Sądzę, ze takich drobnych znaków w Polsce jest za mało, że gdyby były (np. kawa po Mszy św.) mniej by było anonimowości, więcej zaś narodzić by się mogło mądrych społecznych inicjatyw...
Pospieszalskiemu przeszkadzają jasnogórskie dodatki,ale o gigantycznym straszydle w Licheniu ani się nie zająknie.Szkoda że nie dopowiedział jeszcze superlatyw o wiekopomnych projektach swojego taty.
Zastanawiam sie ilu osobom odpowiadal by Kosciol moich marzen. Jak wielka bylaby wspolnota, tego Kosciola? Ile osob by sie w nim czuloby sie dobrze? Czy Kosciol moich marzen nie bylby sekta w ktorej ja bylbym swoistym guru. Ja nie chce Kosciola moich marzen, nie chce aby Kosciol spelnial moje marzenia. Kosciol w moim pojeciu nie jest czyms do czego ja przynaleze, nie jest jakas rzeczywistoscia w ktorej ja sie moge odnajdywac badz tez nie. Jako ochrzczony jestem jakims mikroelementem Kosciola. Jego zycie dokonuje sie we mnie.Nikt nie widzi tych mikroczasteczek, ktore tworza elementy o wiekszej zlozonosci i te o jeszcze wiekszej zlozonosci. Jak kazdy organizm zywy pragnie swojego rozwoju, pragnie utrzymania sie w istnieniu moge powiedziec , ze moim pragnieniem jest aby Kosciol czul sie jak zywy organizm, w ktorym wszystko powiazane jest calosciowo, nie ma elementow oderwanych, ktore zyja wlasnym zyciem, ktore w jakis sposob sie wynaturzaja i traca swoje miejsce w calosci organizmu. Kosciol dla mnie to malzonka Chrystusa zywego, z ktorym dzieli terazniejszosc, planuje przyszlosc i wspomina przeszlosc. Malzonka, ktora zylaby tylko wspomnieniami przeszlosci w moim rozumieniu to malzonka ze zmarszczkami i siwym wlosem tymczasem Oblubienica Chrystusa to Oblubienica z Piesni nad Piesniami, ktora tajemnice mlodosci ma w tym, ze nieustannie zywi sie Cialem i Krwia swego Oblubienca, to zycie sakramentalne zapewnia wieczna mlodosc. Mysle ,ze marzeniem Jezusa Chrystusa jest widziec Kosciol wiecznie mlodym i ktory jest zakochany i wierny swojemu Oblubiencowi.
Marzy mi się Kościół, w którym kościoły nie są pozamykane. Księży można wyręczać w wielu sprawach, ale w udzielaniu Komunii Świętej nie ma takiej potrzeby.Marzy mi się Kościoł, który nie upodabnia się tak bardzo do tego świata. Maży mi się prostota, radykalność i braterstwo. Kościół, który ma siłę wypływającą od Tego, który Go założył, nie próbujący się przypodobywać.
Marzy mi się Kościoł, który pomoże mi w drodze do Nieba. Mniej akcji, promocji, haseł, aktywizmu,uroczystości. Marzy mi się Kościół,w którym księża chodzą w sutannach.
Marzy mi się Kościół w którym nie ma lepszych ani gorszych ale wszyscy są umiłowanymi Dziećmi Boga odkupionymi drogocenną krwią Chrystusa. Marzy mi się Kościół w którym nie ma poniżania, stawiania siebie ponad Boga i czynienie się ostatnim słowem, bo zawsze ostatnie słowo ma Bóg Jego wola , bo to Jego wybór czyni apostołów a nie wybór ludzki. Marzy mi się Kościół ludzi których Bóg powołał do realizowania ewangelii, a nie biurokracji i hierarchii, która depozytu nie strzeże. Marzy mi się kościół świadków ludzi odważnych na miarę Kaczyńskich, Popiełuszko itp. a nie Kościół praktykujących tchórzy i ateistów, którym wydaje się, ze maja prawdę. Nie mogę patrzyć na Kościół tych czasów, który świadków nie wspiera ale prześladuje i wraca do swojej rutyny i mechaniczności.
2. Połączenie głębokiej duchowości i piękna liturgii z otwartością na współczesny świat i jego problemy oraz z szacunkiem dla profesjonalizmu i poszukiwania mądrości.
3. "Święta jawność" i "święta dyskrecja"... umieć w tym mądrze się poruszać... Nie ma tematów tabu, ale o wszystkim mądrze i subtelnie umieć rozmawiać. Też o sprawach trudnych.
4. Umieć nie tylko mówić, ale i słuchać...
5. Nowe formy funkcjonowania wspólnot, duszpasterstw i parafii. By stawały się miejscami spotkania osób i rozwoju inicjatyw wspólnotowych, ale i społecznych. W tym kontekście podobają mi się pewne doświadczenia amerykańskie i nie tylko: np. gdy chodziłem tam do kościoła
w drzwiach byłem przywitany i pożegnany (przez świeckich i/lub kapłana), po Eucharystii byliśmy zapraszani na kawę/herbatę, rozmowę, aktywni członkowie wspólnoty organizowali różne interesujące przedsięwzięcia - religijne i nie tylko religijne... Sądzę, ze takich drobnych znaków w Polsce jest za mało, że gdyby były (np. kawa po Mszy św.) mniej by było anonimowości, więcej zaś narodzić by się mogło mądrych społecznych inicjatyw...
Ja nie chce Kosciola moich marzen, nie chce aby Kosciol spelnial moje marzenia. Kosciol w moim pojeciu nie jest czyms do czego ja przynaleze, nie jest jakas rzeczywistoscia w ktorej ja sie moge odnajdywac badz tez nie. Jako ochrzczony jestem jakims mikroelementem Kosciola. Jego zycie dokonuje sie we mnie.Nikt nie widzi tych mikroczasteczek, ktore tworza elementy o wiekszej zlozonosci i te o jeszcze wiekszej zlozonosci. Jak kazdy organizm zywy pragnie swojego rozwoju, pragnie utrzymania sie w istnieniu moge powiedziec , ze moim pragnieniem jest aby Kosciol czul sie jak zywy organizm, w ktorym wszystko powiazane jest calosciowo, nie ma elementow oderwanych, ktore zyja wlasnym zyciem, ktore w jakis sposob sie wynaturzaja i traca swoje miejsce w calosci organizmu. Kosciol dla mnie to malzonka Chrystusa zywego, z ktorym dzieli terazniejszosc, planuje przyszlosc i wspomina przeszlosc. Malzonka, ktora zylaby tylko wspomnieniami przeszlosci w moim rozumieniu to malzonka ze zmarszczkami i siwym wlosem tymczasem Oblubienica Chrystusa to Oblubienica z Piesni nad Piesniami, ktora tajemnice mlodosci ma w tym, ze nieustannie zywi sie Cialem i Krwia swego Oblubienca, to zycie sakramentalne zapewnia wieczna mlodosc. Mysle ,ze marzeniem Jezusa Chrystusa jest widziec Kosciol wiecznie mlodym i ktory jest zakochany i wierny swojemu Oblubiencowi.
nie upodabnia się tak bardzo do tego świata.
Maży mi się prostota, radykalność i braterstwo.
Kościół, który ma siłę wypływającą od Tego, który Go założył, nie próbujący się przypodobywać.