publikacja 10.11.2011 08:51
Ośrodek Pracy Więźniów w Rusku istniał 10 lat. Najpierw więzieni byli w nim wrogowie socjalizmu, po roku 1956 kryminaliści.
Do Ruska, małej wioski za Jaroszowem, powoli skrada się kopalnia. Nie warto się tu budować. Pejzaż wypełniają stare, zaniedbane gospodarstwa. Na miejscu właściwie nie ma pracy, a kiepskie drogi dopełniają boleśnie wiejski krajobraz. – Mamy jeden zakład produkujący krzesła, a tak to trzeba na strefę w Żarowie iść albo do kamieniarki w Strzegomiu – mówi młody chłopak. – Obóz? Coś słyszałem. Siedzieli tu więźniowie, pracowali w kopalni, ale dokładnie nie wiem. Kiedyś w szkole były rozwieszone w gablotach zdjęcia, trzeba by tam zobaczyć – dodaje obojętnie.
Jaki tam obóz?
– Obóz nie był jakimś strasznym miejscem, ludzie odsiadywali tam części swoich wyroków, jacyś kryminaliści, bandyci, czasami polityczni. Źle nie mieli, jeść dostawali dobrze, pieniądze też dostali, pracy ciężkiej nie mieli – uśmiecha się staruszek. – A ten Mróz z Wrocławia wszystko wyolbrzymia, kłamie – kontynuuje. – Chcieliśmy się kiedyś temu przeciwstawić, bo to oczernianie naszego dobrego imienia, ale ludzie jakoś nie mogli się zebrać – wspomina.
Tablica pod tym krzyżem to jeden z nielicznych głosów przypominających tragedię obozów pracy. ks. Roman Tomaszczuk/ GN