W czasie nocy realnego socjalizmu Mirosław Dzielski przekonywał Polaków, że warto zakładać własne firmy. Jego ideałem był kapitalizm ożywiany wartościami chrześcijańskimi.
Czym dla Sokratesa był ateński rynek, tym dla Mirosława Dzielskiego były krakowskie Planty. Lekkim, niespiesznym krokiem spacerował wzdłuż drzew i ławeczek, zagadywał znajomych i rozmawiał z nimi na najróżniejsze tematy. Pewnego sierpniowego dnia w 1982 roku podszedł do Lecha Jeziornego i Lilianny Sonik. Młodsi od niego opozycjoniści nastroje mieli minorowe. Trwał stan wojenny, Jeziorny właśnie wyszedł z internowania. – Mirek prezentował ciepły optymizm, który potrafił przekuć w ciekawy sposób myślenia o Polsce. Mówił, że komunizm jako ideologia już umarł, a jego obalenie w praktyce może nastąpić od dołu, przez przemiany gospodarcze. To wszystko było dla mnie nowością – mówi „Gościowi Niedzielnemu” Jeziorny, który kilka lat później stał się jego bliskim współpracownikiem. Większość ówczesnej opozycji o reformach gospodarczych w ogóle nie myślała, a jeśli już, to dążyła ona w kierunku ustanowienia „socjalizmu z ludzką twarzą”. Najważniejszymi postulatami były demokratyzacja i uniezależnienie Polski od Związku Sowieckiego. I jedno, i drugie leżało Dzielskiemu na sercu, ale uważał, że muszą być ukoronowaniem całego procesu przemian, nie zaś ich sednem. Co, wbrew pozorom, było programem o wiele bardziej radykalnym niż maksymalistyczne koncepcje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |