Piękna jak słońce

Do Kalwarii Pacławskiej trafia każdy franciszkanin na formację nowicjacką. – To miejsce to moja pierwsza miłość – mówi o. Paweł, gwardian posługujących tu franciszkanów, liturgista.

Pisze pracę doktorską o odpuście Matki Bożej Wniebowziętej. Na pięć sierpniowych dni pielgrzymi przybywają tu nie tylko z pobliskiego Przemyśla czy Rzeszowa, ale z całej Polski, a także Ukrainy i Słowacji. Wokół sanktuarium wyrasta wtedy małe miasteczko odpustowych kramów i punktów gastronomicznych. A niskie chałupy i stodoły Kalwarii (350 mieszkańców) zamieniają się w jeden wielki hotel. – Kiedy zafundowano nam tu granicę z ZSRR, przychodzili tylko pojedynczy ludzie.

Kupienie czegoś do jedzenia graniczyło z cudem – opowiada o. Paweł, wcześniej przez 10 lat ceremoniarz uroczystości. Wierni uczestniczą w ludowym pogrzebie. 11 sierpnia niosą Matkę Bożą z kaplicy Domu MB do kościoła, czuwają przy Niej, wieczorem 14 wynoszą Ją w procesji przy świecach, żeby potem świętować Wniebowzięcie. – Maryja jest człowiekiem, doskonale zaufała Jezusowi i jako jedyna uczestniczy w Jego tajemnicy paschalnej. Jak mówił tu kard. Karol Wojtyła w 1968, Matka Boża była bez grzechu i przeszła prosto z życia ziemskiego do niebieskiego – tłumaczy ojciec. – W obrzędach ludowych tę tajemnicę pokazują od 300 lat, bez pomocy wielkich teologów.

70 pieśni

Od wejścia kościoła wyglądają jak orszak ślubny. Tylko Panna Młoda na katafalku, biała jak lilia. – Musiałaby pani stanąć w białej sukni i welonie przy Matce Bożej i to poczuć – opowiada Joasia Kostecka z Cieszacina Wielkiego, już po raz trzeci w asyście przy figurze śpiącej Maryi. 40 dziewcząt i 8 chłopców tworzy grupę z Jarosławia, która na zmianę z asystą z Przemyśla śpiewa od rana do wieczora pieśni Matce Bożej. – Nie jesteśmy pannami młodymi, ale stoimy w tej bieli symbolizującej czystość, młodość, piękno... – mówi Joasia, która tak dziękuje za zdaną maturę. – Kiedy nocą wychodzimy z figurą na plac i słychać wysokie tony „Królowej swej”, to dreszcz mi przebiega po plecach. Przyjeżdża tu jakby w zastępstwie schorowanej babci Zosi: – Można się modlić wszędzie, ale to miejsce ukochane, święte.

Znają 70 pieśni maryjnych. Każdy ma swoją ulubioną. Paweł z II klasy LO w Jarosławiu „Błękitne rozwińmy sztandary” – bo patriotyczna. W tym roku przyciągnął tu czterech kolegów: Grześka, Jakuba, Michała i Tomka. – Każdy z nas prędzej czy później poczuje w sobie pustkę – mówi. – Przyjeżdżam tu, żeby ją zapełnić. Śpiewa w MOK-u. Lubi rock, Budkę Suflera, Scorpionsów, ale kiedy w lipcu chodzi trzy razy w tygodniu na próby – to pieśni maryjne. – Raz tu nie przyjechałam, gdy karmiłam piersią córkę, to się napłakałam – Teresa Ciołek, nauczycielka muzyki z Jarosławia, pielgrzymuje od dzieciństwa, a od ponad 20 lat dba o śpiew asysty. Śpiewa altem. – W chórze są uczniowie od podstawówki do studiów. Od kalwarii do kalwarii żyjemy. – Przyciąga jak magnes – dodaje jej mąż, Zbigniew.

Pani Cecylia od sukienek
Cecylia Karbownik mieszka w Rzeszowie. Ma 75 lat. Ze sto razy przyjeżdżała do Kalwarii. Od 8 opiekuje się kapliczką Zaśnięcia MB. To początek dróżek Matki Bożej po drugiej stronie rzeki Wiar, na czas odpustu zwanej Cedronem. 12 sierpnia przyjechała raniutko, wzięła klucze od ojców i prosiła, żeby ją ktoś podwiózł, bo już siły nie te. Siedzi w wystrojonym kwiatami wnętrzu i czeka. Przed ośmiu laty przyśniła jej się Matka Boska z tej kaplicy. – Stała w drzwiach i prosiła: „Ratuj mnie, gdzie są moje sukienki?”. Cecylia poszła do proboszcza po radę. „Pamiętaj, żebyś snu nie zlekceważyła” – powiedział. – No to przyjechałam do oo. franciszkanów, poprosiłam o klucze – opowiada.

– Przez las szłam 2 km z klasztoru do grobu, a tu Matka Boża bez stroju, peruka z żywych włosów sponiewierana... Figura jest z gipsu, spojona lnem, ręce ma wahadłowe, ruchome, palce rąk też, tak że mogę ją ubierać w moje sukienki. Muszę ją oprzeć o ołtarz i wkładam je na stojąco. Jak ją trzymam, to jakbym żywego trzymała, prawie czuję jej oddech. Naszyłam jej dziewięć sukienek, kilka niebieskich, białych, zieloną, do tego halki, dziergane buciki. Na zimę owija ją w 9 m lnu, tylko na halkę. Na głowę wkłada wełnianą różową chustę. Leży jak babulinka. – Cztery razy do roku wynoszę ją na pole, żeby się przewietrzyła – mówi. – Na godzinę, nie dłużej, bo jest z gipsu i dostaje rumieńców, dopiero po dwóch godzinach robi się znów lodowata.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie