Często moja pisanina przypomina głaskanie kota pod włos, i dobrze mi z tym, choć kotu zazwyczaj nie.
Nie zawsze jednak trzeba stawać okoniem, czasami należy po prostu upomnieć się o kilka prostych prawd, zwłaszcza jeżeli – jak to ładnie wyraził znajomy – budowa cepa zaczyna niektórych przerastać.
Myślę o sprawie pani profesor Ewy Budzyńskiej. Zdaniem pani profesor życie człowieka zaczyna się w momencie poczęcia, a rodzina to związek kobiety i mężczyzny. Rozumiem, że chodzi też o kilka innych spraw, które mogą być kontrowersyjne (np. negatywna ocena korzystania przez rodziców ze żłobków). Ale były to sądy, jak zakładam, oparte o badania naukowe, i jeśli się komuś nie podobają, to ma pełne prawo przedstawić własne badania – ważne, by taka polemika była rzetelna, uczciwa i pozbawiona emocjonalnego zacietrzewienia.
Jeśli chodzi o dwa pierwsze punkty, definicję życia ludzkiego i definicję rodziny, to w pełni się z panią profesor zgadzam. Jeśli ktoś chce uważać inaczej – to jest wolny kraj i może przedstawić swoje zdanie. Dobrze by było, by robił to jednak w oparciu o elementarne fakty i podstawową logikę, ale oczywiście może.
Najciekawsze jednak w tym kontekście jest uzasadnienie rzecznika dyscyplinarnego – zarzutem okazało się to, że profesor Budzyńska „formułowała wypowiedzi w oparciu o własny, narzucany studentom, światopogląd, o charakterze wartościującym”. Jak rozumiem, sprzeciw studentów wziął się z braku własnego światopoglądu i był całkowicie pozbawiony charakteru wartościującego? Nie da się budować społeczeństwa otwartego na zasadzie: „jeśli masz jakiś światopogląd, to zachowaj go dla siebie, bo jeśli go wyrazisz, to my to nazwiemy narzucaniem”. Wykreślenie słów „wartość” i „wartościowanie” ze słownika komunikacji społecznej musi w krótkim czasie doprowadzić do chaosu w obszarze kultury, a my jesteśmy właśnie świadkami sytuacji, w której ten chaos gwałtownie narasta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |