O najnowszej książce „O niektórych lękach mężczyzn”, napisanej wspólnie z Katarzyną Matusz, opowiada ks. Stanisław Szlassa, psychoterapeuta i duszpasterz osób stanu wolnego.
Agata Ślusarczyk: Czego boi się ksiądz jako mężczyzna?
Ks. Stanisław Szlassa: W zależności od sytuacji przeżywam różne lęki: że nie będę zbawiony, zawalę projekty, mogę być źle zrozumiany przez innych, oskarżony o pomówienia, wyśmiany. To pierwsze rzeczy, które przychodzą mi do głowy.
Po lekturze pierwszej książki z serii o lękach, dotyczącej kobiet, wiem już, że lęk może być dobry.
Lęk jest informacją o tym, czym żyję, przy czym zatrzymują się moje myśli, w co jestem zaangażowany, co jest dla mnie ważne. Jeśli mam tego świadomość, mogę coś z nim zrobić. Jeśli nie, lęki i tak działają. I robią swoje. Ważne jest, by zacząć o nich mówić, nazywać je. Nie można robić nic z czymś, czego teoretycznie nie ma.
W najnowszej publikacji o lękach mężczyzn ciekawi mnie rozdział: „Czego mężczyźni się boją, a kobiety nie mają o tym pojęcia”. Czy aż tak bardzo kobiece lęki różnią się od męskich?
Różnimy się przede wszystkim formą przeżywania lęku – tym, jak go komunikujemy. Kiedy Katarzyna Matusz zapytała mnie o pierwszą rzecz, jaka przychodzi mi do głowy, jeśli chodzi o lęki mężczyzn, był to lęk przed stratą. Mężczyzna boi się, że straci w swoim życiu coś przyjemnego: wolny czas, gry komputerowe, czas z kolegami, podróże, swobodę. Trudno dokopać się do tego lęku, a robi niesamowicie duże spustoszenie. Swoje robi także kultura postmodernistyczna, która mówi: „Masz nie cierpieć. Masz zrobić wszystko, żeby nie cierpieć”.
Nawet kampania pewnej znanej firmy odzieżowej sugerowała, że mężczyźni nie potrzebują pomocy.
Mam wrażenie, że mężczyźni dość łatwo wchodzą w narrację, którą proponują im media. Starają się ukryć prawdziwe „ja” pod wizerunkiem macho, który ze wszystkim sobie radzi, nie ma kryzysów, niczego się nie boi. A tak naprawdę boi się utracić ten wizerunek. Od pewnego czasu dostrzegam także niepokojącą tendencję u mężczyzn do uciekania w religijność – mam na myśli chowanie się za praktykami religijnymi z lęku na przykład przed relacjami. W efekcie mamy we wspólnotach mężczyzn, których można określić jako BMW, czyli „bierny, mierny, ale wierny”. Oczywiście to pewne uogólnienie, bo we wspólnotach są także dojrzali mężczyźni, mężowie i ojcowie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |