Dwie Marie

Nie wiadomo, ilu ich mieszka w Warszawie i okolicach. Niektórzy na żebraniu „dorobili się” skromnego dobytku. Ale są i tacy, co żyją w skrajnej nędzy. Tuż obok nas.

Maria biała idzie do urzędów

Znajomi i przyjaciele najpierw Marię (białą) przestrzegali przed „współpracą” z Marią czarną. Potem, widząc jej determinację, przestali dogadywać i robić uwagi typu „ale ty naiwna”, „przecież to są pasożyty!”. – Kiedyś, gdy spotkałam „moją” Marię, żebrzącą przed sklepem i rozmawiałam z nią o tym, że najmłodszemu dziecku chyba trzeba załatwić lekarza, bo mocno kaszle, podeszła do mnie jakaś kobieta i zaczęła warczeć: „Nie żebrzemy, nie żebrzemy! Do pracki, do pracki!”. Zapytałam, kto ciemnoskórej Romce, z szóstką dzieci, da tę „prackę”. Może ona sama? Zmyła się szybko…

Żeby znaleźć pomoc dla „czarnej” rodziny, biała Maria zaczęła odwiedzać i obdzwaniać urzędy i instytucje. Pomoc społeczna stwierdziła, że nie może objąć Romów żadną pomocą, bo nie mają prawa tymczasowego lub stałego pobytu. Odesłała obie Marie do pozarządowych instytucji pomocowych. Okazało się jednak, że nawet i one, mimo dobrych chęci, nie mają wielkiej możliwości pomocy, bo nie wypracowano dotąd odpowiednich mechanizmów, projektów skierowanych właśnie do Romów.

Katarzyna Sekuła z Caritas Polskiej, zapytana przez naszą redakcję, w jaki sposób pomóc tej konkretnej, biednej rodzinie, powiedziała, że paradoksalnie „winne” jest obywatelstwo unijne. Gdyby kobieta nie była obywatelką Rumunii, tylko kraju spoza UE, mogłaby się ubiegać o pomoc z Europejskiego Funduszu na rzecz Uchodźców lub Europejskiego Funduszu na rzecz Integracji Obywateli. Natomiast Caritas, zajmująca się przecież tysiącami ubogich, akurat dla Romów nie ma żadnego programu pomocowego. Jedynie Caritas regionalna, najbliższa miejscu zamieszkania romskiej rodziny, prawdopodobnie może zadziałać.

– Też nie możemy za wiele, bo zajmujemy się innymi problemami – powiedziała pani z lokalnej Caritas. – Ale gdy pod koniec marca dostaniemy dary żywnościowe, być może uda nam się wydać jakąś ich część tej biednej rodzinie. Proszę jednak mieć na względzie, że z każdej oddanej paczki musimy się rozliczyć z Agencją Rynku Rolnego. Musimy wpisać w odpowiednie rubryki, komu przekazaliśmy pomoc, dane osobowe, PESEL, itd… Czy pani z Rumunii poda takie?

Sytuacja patowa?

Z pytaniem „Jak pomóc?” zadzwoniliśmy też do Urzędu ds. Repatriacji i Uchodźców. Powiedziano nam, że Romka na status uchodźcy nie ma co liczyć, powinna natomiast w Urzędzie Wojewódzkim zalegalizować swój pobyt. Wtedy dostanie dokument meldunkowy i będzie mogła najpierw otrzymać pozwolenie na pobyt.  – Powiedziałam to wszystko „mojej” Marii, ale nie wiem, czy uda mi się nakłonić ją do działania. Boi się deportacji – martwi się Maria biała. – Dowiadywałam się też niedawno, że jeśli „moja” Maria będzie miała jakikolwiek dokument, nie sam paszport, jej starsze dzieci będą mogły pójść do miejscowej szkoły. Pomyślałam też, że może by Marię umieścić w domu samotnej matki? Ale jak można było przypuszczać, nie ma takiej możliwości:

– Na przykład nasz dom pęka w szwach – mówi s. Konsolata Marciniak, dyrektorka Domu Samotnej Matki „Nazaret” w Otwocku. – Nie mamy ani jednego wolnego miejsca. Ale nawet gdybyśmy miały, z doświadczenia wiem, Romki nie chcą dostosowywać się do innych niż własne zasad. Kiedyś co prawda udało nam się pomóc jednej romskiej mamie – miała dwoje dzieci z Polakiem, który wyrzucił ją z domu. Ale była to długotrwała i ciężka praca, bo dziewczyna nie akceptowała reguł, trudno jej było zrozumieć, że pewne zachowania są społecznie dopuszczalne, a inne nie. Myślę, że sytuacja z Romami jest trochę patowa: rzeczywiście te rodziny żyją w warunkach urągających godności człowieka, ale często nie chcą zmienić swojego życia.

S. Konsolata opowiada o romskiej matce, którą spotkała pod kościołem. Było lodowato, zamarzało mleko w butelce, które podawała kilkumiesięcznemu dziecku. Gdy siostry próbowały ją zaprowadzić na plebanię i dać coś ciepłego do zjedzenia, Romka odpowiedziała agresją. Nie chciała, żeby przeszkadzać jej w „zarobkowaniu”.

– Nie wiem, co jeszcze zrobię. Dzwoniłam po wielu fundacjach, ale nikt się rumuńskimi Romami nie zajmuje. Dzwoniłam do stowarzyszenia polskich Romów – też nie mają „odpowiednich procedur”. Ale się nie poddam. Ostatecznie żyjemy w cywilizowanym, chrześcijańskim kraju. Dlaczego romskie dzieci mają być głodne, gdy nasze wybrzydzają przy jedzeniu? Czy ktoś, kiedyś, chociaż tu, w stolicy, zajmie się tymi ludźmi? Niedawno do Marii przyłączyli się jej przyjaciele. Razem zbierają żywność, zawożą ją do romskiego „hotelu”. Ktoś dał starą pralkę, inny dywan, żeby najmłodsze dziecko mogło raczkować po cieplejszej podłodze.

Ze względu na dobro bohaterów niektóre dane zostały zmienione.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie