Winnego spadku zainteresowania „hobby królów”, jak często określało się zbieranie znaczków.
Bo też wielu było w dziejach monarchów, którzy namiętnie kolekcjonowali znaczki pocztowe. Chociażby Jerzy V, czy Elżbieta II (nieprzypadkowo więc George Orwell pisał w jednym z esejów, że Anglicy są narodem filatelistów. A także m.in. hodowców kwiatów, czy gołębi). Ale to już zupełnie inna historia. Nas zaś interesują dziś zupełnie inni Anglicy. Ci, którzy przyczynili się ponoć do końca filatelistyki.
To oczywiście pół żartem, pół serio. Bo taki był też ton felietonu Krzysztofa Teodora Toeplitza, który w kwietniu 1967 roku zamieścił na łamach „Kultury” tekst zatytułowany „Like a Rolling Stones”. Dotyczył on przede wszystkim pamiętnego występu Stonesów w warszawskiej Sali Kongresowej, ale też rozkręcającego się wówczas szaleństwa na punkcie big-beatu. Tego „jednomyślnego pędu nastolatków”, o którym Topelitz pisał dalej tak:
Dawniej młodzi ludzie dzielili się na filatelistów i modelarzy, tych których pasjonowali się polityką, i tych, którzy woleli futbol. Teraz wszyscy są melomanami big-beatu...
A więc to big-beat, rock’n’roll, Stonesi i Beatlesi tak pochłonęli uwagę ówczesnych nastolatków, że porzucili oni swoje dotychczasowe spokojne hobby, takie jak modelarstwo i filatelistyka. Odtąd liczyli się już tylko sceniczni idole i ich kolejne, sukcesywnie wydawane winylowe płyty. Albumy studyjne, solowe, koncertowe…
Kto wie. Może początek końca filatelistyki faktycznie zaczął się właśnie wtedy. Bo przecież w kolejnych dekadach było podobnie. Winyle mogły zostać wyparte przez kasety magnetofonowe, czy płyt CD, ale kult gwiazd pozostawał ten sam.
Co ciekawe, z czasem zauważyć można go było nawet na znaczkach pocztowych. Doczekali się ich nawet sami Rolling Stonesi, których w 2022 brytyjska Poczta (Royal Mail) uhonorowała specjalną serią 12 znaczków z okazji 60-lecia powstania zespołu.
Oczywiście było też mnóstwo innych znaczków i „znaczków” ze Stonesami. Tych ostatnich z tak egzotycznych krajów, jak np. Czad, Kongo, Tadżykistan, czy Gwinea Bissau, a więc nie mających zbyt wiele wspólnego z poważną filatelistyką.
To tzw. bloczki pamiątkowe, dzięki którym oczywiście można powiększyć swoją kolekcję, ale są to raczej tylko ciekawostki, czy kurioza, a nie prawdziwe znaczki. Graficznie też zwykle pozostawiają wiele do życzenia. Zresztą proszę zobaczyć samemu poniżej.
*
Tekst z cyklu Spotkania z filatelistyką
mat. prasowy