Kasiu, jest nadzieja

Przemysław Kucharczak

GN 07/2012 |

publikacja 16.02.2012 00:15

Niezależnie od tego, czy Katarzyna W. powiedziała już całą prawdę, czy coś jeszcze skrywa, jedno jest pewne: ta dziewczyna to nieszczęśliwa, tragiczna postać.

Kasiu, jest nadzieja PAP/Andrzej Grygiel Sosnowiec, miejsce, w którym policjanci znaleźli ciało półrocznej Madzi

Oszukałaś nas wszystkich! Co z ciebie za matka?! – krzyczał wielki tytuł na okładce jednego z tabloidów. To o 22-letniej Katarzynie W., która przekonała pół Polski, że jej dziecko zostało porwane. Te ostre słowa to niestety prawda. Jednak nie cała prawda. Kasia i Bartek, rodzice małej Magdy, powinni być bliscy zwłaszcza nam, zaangażowanym chrześcijanom, bo są jednymi z nas. Kasia należała do kilku wspólnot kościelnych. Dlaczego to się stało u nich?

Porwanie
Chodnik przy ulicy Legionów w Sosnowcu. Ludzie cucą 22-letnią Kasię. Dziewczyna wstaje, zagląda do stojącego obok pustego wózka i krzyczy: „Gdzie moje dziecko?!!”. Po półrocznej Madzi nie ma śladu. Jest wieczór 24 stycznia 2012 roku. W następne dni akcja poszukiwania niemowlęcia rozkręca się. Na nagrodę za odnalezienie dziecka zrzucają się instytucje, firmy i zwykli ludzie: wkrótce jest to już 30 tys. złotych. Kasia zeznaje, że widziała idącego za nią chudego mężczyznę w kapturze. „Myślałam, że chodzi mu o mnie” – mówi.

Szybko jednak pojawiają się wątpliwości. Nie ma świadków porwania. Nikt nie widział też tajemniczego mężczyzny w kapturze. Ten i ów przy oglądaniu relacji w telewizji wyraża wątpliwości, że te okoliczności są podejrzane. Inni, zwłaszcza kobiety, z krytycyzmem wsłuchują się w wypowiedzi obojga rodziców Madzi. Matka przekonuje dziennikarzy, że Madzia naprawdę była jej kochanym skarbusiem. Zwłaszcza to „naprawdę” brzmi dziwnie, tak jakby ktoś miał mieć co do tego jakieś wątpliwości. Później, gdy matka się przyzna, psycholodzy zauważą też, że mówiąc o córce, użyła czasu przeszłego – „była” – a przecież udawała jeszcze wtedy nadzieję, że dziecko żyje. Wkrótce Katarzyna pokazała twarz na konferencji prasowej. Twarz umalowaną. Jakim cudem kobieta, której ktoś porwał jedyne dziecko, ma w ogóle głowę do zadbania o swój wygląd? Wreszcie 1 lutego Bartek, ojciec Madzi, poddaje się badaniu wariografem. Jednak jego żona Kasia... odmawia badania.

Ten kocyk był śliski
Więcej szczegółów, które dawały do myślenia, widzieli dziadkowie Madzi ze strony Bartka. Choćby to: kiedy po rzekomym porwaniu Kasia weszła do mieszkania teściów, trzęsły się jej ręce. Matka Bartka zrobiła jej herbaty i chciała posłodzić, widząc roztrzęsione ręce synowej. A jednak Kasia była szybsza: posłodziła sama. Ani jedno ziarenko cukru nie upadło przy tym na stół.

To częściowo wyjaśniło się, gdy detektyw Rutkowski skłonił Kasię do wyznania, że dziecko nie żyje. Według jej wersji, Madzia wyślizgnęła się z kocyka i uderzyła głową w próg w ich mieszkaniu. Próby reanimacji dziewczynki zawiodły, więc Kasia zawinęła ciałko w kocyk, wywiozła do parku i płytko zakopała w ruinach.

Czy to już cała prawda? Aura tajemnicy unosi się nad tą sprawą nadal. Trzeba jednak jasno powiedzieć: część podejrzeń w społeczeństwie wynika z szumu informacyjnego, nieprawdziwych wiadomości, które raz przez czyjąś pomyłkę wrzucone w media żyją już własnym życiem. Nieprawdziwa jest np. informacja, że Madzia wysunęła się z kocyka, gdy matka wynosiła ją z kąpieli. Gdyby tak było, Bartek musiałby być w to zamieszany. Tymczasem Kasia przyznała się do czegoś zupełnie innego: dziecko miało jej się wysunąć z kocyka przy wychodzeniu z domu, po tym, jak pożegnała męża na ulicy i wróciła z powrotem do mieszkania po pieluszki. Wypowiedziane przez Kasię z płaczem zdanie: „Ten kocyk był taki śliski” nabiera więc sensu – bo choć kocyki nie są śliskie, to bardzo śliski mógł być kombinezon, w który była ubrana Madzia. W dodatku dziecko było zapewne trzymane w kocyku i w śliskim kombinezonie na jednym ręku, bo w drugim musiała być torba z pieluchami. Nie piszę, że ta wersja Kasi jest prawdziwa, ale że nie ma w niej sprzeczności logicznych. Jako ojciec dwojga małych dzieci umiem to sobie doskonale wyobrazić.

Kasia i Bartek
Jedni psycholodzy komentowali, że Kasia nie działała pod wpływem impulsu, wstrząsu, bo zanim doszła z ciałkiem do parku, mogła prze
cież otrzeźwieć. Inni, że zachowała się jak mała dziewczynka, która stłukła talerz i w strachu ukryła jego skorupy, by sprawa się nie wydała. A boi się, bo sądzi, że po tym, co zrobiła, bliscy przestaną ją kochać.

Jak bardzo jednak trzeba być niedojrzałym, żeby nie wezwać pogotowia do swojego dziecka, nawet jeśli nie daje oznak życia? Jak można pozwolić, by ciało córki leżało zamarznięte pod gruzem, zamiast pożegnać je pogrzebem?

W Sosnowcu te pytania aż drżą w powietrzu. Ojciec Honorat ze zgromadzenia misjonarzy z Marianhill, opiekun wspólnoty Tebah, do której jeszcze dwa lata temu należała Kasia, często jeździ tramwajami. Słyszy, jak ludzie mówią w sposób nie tylko dla Kasi przykry, ale wręcz linczujący: „Powinna się wyprowadzić!”, „Hańba dla miasta!”. – Wiem, że ludzie czują się oszukani. Ale to są sądy krzywdzące, bez liczenia się z dobrem człowieka, nawet jeśli ten człowiek jest winny i nawet jeśli skrzywdził swoje dziecko. Znasz Ewangelię o kobiecie cudzołożnej i słowach Jezusa: „Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”? A tutaj każdy jest gotowy tym kamieniem rzucić – mówi.
Kasia zapewne szukała w Kościele azylu z powodu emocjonalnych zranień, których doznała w rodzinnym domu. Należała do  „Tebah”, była też związana z Odnową – Widziałem, że jej emocjonalność jest trochę rozchwiana – przyznaje o. Honorat. – No ale gdzie miała szukać ratunku? Kościół od początku przyciąga masę ludzi poranionych. Nawet jeśli się pogubią, Kościół nigdy ich nie odtrąci – mówi.

W Sosnowcu nie jest tajemnicą, że dzieciństwo Kasi było straszne. Sąsiedzi widzieli takie sceny, jak ciągnięcie za włosy po klatce schodowej. Zdarzało się, że Kasia z mamą i bratem w strachu przed pobiciem nocowali w piwnicy. Wszystko przez alkohol, który w dobrym skądinąd człowieku wywoływał agresję. Kto sam tego nie przeżył, nigdy nie zrozumie, jak głęboką ranę zostawia w sercu dziecka poczucie, że nie jest kochane, zwłaszcza przez ojca. Córki z taką raną wchodzą w dorosłość z myślą, że nie są warte miłości. Próbują zasługiwać na miłość, bo trudno im uwierzyć, że ktoś może je pokochać bezinteresownie. Kasia powiedziała zresztą detektywowi Rutkowskiemu przejmujące zdanie: „Ja do tej pory nic nie znaczę, dla siebie ani dla rodziny”. Mimo emocjonalnych ran, Kasia ma wielki szacunek dla swojego ojca. – Kilka razy przywiózł ją na spotkanie modlitewne. Kasia przedstawiała go nam w taki sposób, jakby mówiła: „to jest mój tata i jest dla mnie ważny” – mówi jej znajomy ze wspólnoty.

Kasia jeździła jako opiekun młodzieży na „Wakacje z Bogiem”. – Podchodziła do tego bardzo sumiennie, prowadziła z tymi gimnazjalistami długie rozmowy, poświęcała im czas. We wszystkim chciała być perfekcyjna, dokładna i... akceptowana przez innych ludzi – mówi o. Honorat. – Za swoim perfekcjonizmem Kasia maskowała słabość, bezradność i wewnętrzny ból. Ale też szczerze poszukiwała w Kościele uleczenia, jeździła na rekolekcje do sióstr – dodaje.

W sprawie Madzi nie wszyscy też dowierzali Bartkowi i jego rodzicom. Dlaczego na konferencjach prasowych angażowali się w wojnę detektywa Rutkowskiego z policją, zamiast opłakiwać dziecko? – Pan Rutkowski jest człowiekiem, który się nami zajął i nam pomógł. My będziemy bronić jego tak, jak on bronił nas – odpowiada babcia dziecka. Wielu podejrzewa Bartka ze względu na jego pozbawiony emocji styl mówienia. Czy nie udaje, mówiąc o pogodzeniu się z Bogiem i o swoim krzyżu, o przebaczeniu żonie ze względu na wiarę? Kolejni księża z Sosnowca, do których dzwoniłem, nie znali go. Aż w końcu dotarłem do ks. Edwarda Darłaka, przez 12 lat proboszcza Bartka. – Był gorliwym ministrantem i lektorem, śpiewał, czytał Mękę Pańską w Wielki Tydzień. Pracowity chłopak, nie palił i nie pił. Budował w kościele żłóbek, wpadł naprawić komputery i przypilnować biedne dzieci na świetlicy, wystarczył jeden telefon. I wszystko bezinteresownie, nieraz bym mu chciał dać parę groszy, ale by się na mnie obraził. Bartek dostał nawet dyplom od bp. Śmigielskiego za bezinteresowną pomoc Kościołowi. Także jego mama, ojczym i rodzeństwo to porządna, skromnie i zgodnie żyjąca rodzina – mówi.

Część wątpliwości jednak pozostaje. W końcu małżeństwo Bartka z Kasią było tylko cywilne, choć nie występowały przeszkody do zawarcia sakramentalnego. Religijność Bartka więc albo należy do przeszłości (ks. Darłak nie widział go od roku), albo była niezbyt głęboka. Wiadomo, że rodzice, gdy cały kraj szukał ich dziecka, poszli do kina na horror. I wiadomo o zainteresowaniu chłopaka wampiryzmem. Choć trzeba też pamiętać, że z powodu głupich filmów to zainteresowanie podziela dziś co druga nastolatka.

Madzia też się modli
– Od wyjaśnienia tego są specjaliści, prokuratorzy i policja. Czekamy na sąd Boży, który będzie najsprawiedliwszy. Bo ludzie mogą kręcić i mataczyć, albo wykorzystywać ludzką tragedię do celów komercyjnych – mówi ks. Zygmunt Matlingiewicz z parafii, w której ostatnio mieszkali Kasia i Bartek. – Przychodzą do nas ludzie, pytają, czy modlimy się za Madzię. Odpowiadamy: nie, za dziecko nie trzeba się modlić. Ono jest zbawione. To za sprawcę albo za sprawców tej tragedii trzeba się modlić. I za całą rodzinę Madzi. A dziecko? Ono teraz jest w niebie i tam  wstawia się za nimi. – Wstawia się za sprawcą, nawet jeśli to było coś więcej niż wypadek? – pytam. – Z pewnością! – odpowiada ks. Zygmunt.

Za Kasię modli się teraz Oaza Rodzin, żeby wyszła na prostą. Ludzie z sosnowieckich wspólnot zamawiają u misjonarzy z Marianhill Msze św. jej w intencji. Do o. Honorata dzwonił też ktoś z Odnowy z informacją, że oni też się modlą.

Kasiu, we wrogim Ci mieście, w którym niektórzy chcieliby Cię zlinczować, wciąż co najmniej kilkadziesiąt osób intensywnie modli się za Ciebie. Niezależnie od tego, co zrobiłaś, oni stoją po Twojej stronie.

A nawet gdyby oni zawiedli, sam Pan Bóg stoi po Twojej stronie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.