Kubek zamiast musztardówki

Agnieszka Napiórkowska; GN 9/2012 Łowicz

publikacja 22.03.2012 08:57

Władysław, Kinga, Andrzej, idąc załatwiać sprawy urzędowe, wiedzą, że zawsze padnie tam pytanie, które ich zaboli. Będzie dotyczyło adresu.

Kubek zamiast musztardówki Agnieszka Napiórkowska/ GN Władysław Jaworski ma nadzieję, że za dwa lata zamieszka w swoim domu.

Na terenie diecezji łowickiej nie brakuje instytucji i stowarzyszeń pomagających bezdomnym. Jedne z myślą o nich tworzą schroniska, domy noclegowe i przytuliska. Inne udzielają pomocy psychologicznej, a także prowadzą jadłodajnie, punkty wydawania odzieży. I co ciekawe, angażujący się w pomoc wielokrotnie na własnej skórze odczuli, czym jest bezdomność, uzależnienie i bieda. Na szczęście w ich życiu chude lata były tylko przystankiem.

Piłeś nie wejdziesz

Dom noclegowy prowadzony przez MOPS w Kutnie jest miejscem pobytu dla 4 kobiet i 22 mężczyzn. Każdy ma tu swoje łóżko i małą szafkę podobną do tych, jakie można spotkać w szpitalach. Niemal na każdej z szafek stoją kolorowe kubki, jakaś mała miska, zegarek, nocna lampka. Na terenie domu obowiązuje całkowity zakaz picia alkoholu, a osoby, które wracają pod jego wpływem, wiedzą, że nie zostaną wpuszczone.

– Tu muszą panować jasne zasady, bo inaczej dochodziłoby do bójek, konfliktów, a nawet zagrożenia życia. Poza tym naszym celem jest pomoc bezdomnym, a nie stwarzanie im dogodnych warunków do trwania w nałogu – wyjaśnia Sylwester Lelewski, kierownik domu noclegowego w Kutnie. – Nieporozumieniem są sytuacje, gdy policja w nocy przywozi nam pijanego człowieka i żąda, byśmy go przyjęli. Ktoś taki musi być umieszczony w izbie wytrzeźwień, gdzie można mieć na niego oko. U nas nie ma na etacie lekarza ani pielęgniarki. Mając na głowie ponad 20 osób, nie mogę czuwać nad dwójką zataczających się mieszkańców – tłumaczy S. Lelewski, któremu w ostatnim czasie lokalna prasa zarzuciła, że nie wpuścił podczas mrozów dwóch kloszardów.

W domu noclegowym duży nacisk kładzie się nie tylko na trzeźwość, ale też na czystość i higienę. – Każdy, kto pije alkohol, wie, jakie panują tu zasady. Czasem jednak bywa to silniejsze. Wiem to po sobie. Kiedyś lubiłam się napić. Pokusy są większe latem, bo jest ciepło i nie trzeba się martwić o dach nad głową. Choć jestem tu 10 lat, mam nadzieję, że kiedyś moje życie się zmieni. Póki co ciągle słyszę, że nie ma mieszkań – wyznaje pani Barbara.

Druga szansa

Od czterech lat w kutnowskim domu noclegowym mieszka także Władysław Jaworski, który panujące tu zasady i warunki ocenia na szóstkę. Jak mówi, w życiu wiele przeszedł. Zanim został bez dachu nad głową, przez 33 lata pracował w Polfie. Niestety z powodu nadużywania alkoholu stracił niemal wszystko: dom, rodzinę, przyjaciół. – Byłem nieodpowiedzialny. Piłem na umór. Dlatego wiem, że znalazłem się tu na własne życzenie. Dziś jestem zupełnie innym człowiekiem. Mam plany i marzenia. Staram się o mieszkanie. Za dwa lata dostanę emeryturę

i wtedy opuszczę to miejsce. Wiem, że mi się to uda, podobnie jak moim znajomym, którzy stąd odeszli i dziś mają nawet udane związki.  Pomocą w realizacji planów jest Bóg, którego trzymam się jedną ręką. Drugą – grupy AA. Będąc tu, dużo się modlę i czytam. Interesują mnie psychologia i pedagogika. Z tej drugiej mam licencjat. Kto wie, może kiedyś dokończę studia – marzy W. Jaworski, który po kilku latach trzeźwości wie, że jest ona łaską. Nie ma też wątpliwości, że Bóg w sposób szczególny troszczy się o każdego grzesznika. Najmocniej poczuł to wówczas, gdy w stanie upojenia zasnął w śniegu. Na szczęście znalazł się ktoś, kto w ostatnim momencie wezwał do niego karetkę i tym samym ocalił od zamarznięcia. – Poczułem wówczas, że dostałem nowe życie – dodaje pan Władysław.

Jedną z czterech kobiet mieszkających w noclegowni w Kutnie jest Kinga Gałecka. – Jestem chyba najmłodszą lokatorką tego domu. Mam nadzieję, że niebawem znajdę jakąś pracę i dostanę mieszkanie. Wtedy zacznę swoje życie po raz drugi. Pobyt tu jest dla mnie nauczką na przyszłość. Kiedy tutaj trafiłam, byłam w depresji. Nie mam rodziny, przez wiele lat mieszkałam w domu dziecka, potem nie dałam sobie rady. Zadłużyłam się i rzuciłam szkołę. Teraz mam już więcej siły na działanie. Przez te wszystkie doświadczenia na własnej skórze przekonałam się, że bezdomnym może zostać niemal każdy. Większość osób doprowadza do tego wódka, ale… Wystarczy wziąć za duży kredyt, nie dać sobie rady z trudnościami i tragedia gotowa – mówi pani Kinga.

Interwencja Matki Boskiej

Pomoc bezdomnym poza MOPS świadczą także stowarzyszenia i parafie. Od pięciu lat przy dworcu PKP jadłodajnię prowadzi Caritas parafii św. Wawrzyńca w Kutnie. – Jestem szczęśliwy, że udało się nam uruchomić takie miejsce, w którym zwłaszcza w okresie zimowym stołuje się około 90 osób – mówi ks. Stanisław Pisarek, proboszcz. – Pomoc tym ludziom jest jednym z gestów miłosierdzia, które nie powinny być obce żadnej osobie wierzącej. Cieszę się, że mam tam sztab ludzi, który bezinteresownie zajmuje się tym dziełem – dodaje ks. S. Pisarek.

– Robimy to, bo mamy dług wdzięczności wobec Boga – wtrąca Jarosław Szczepaniak, szef jadłodajni. – Przez wiele lat sam byłem alkoholikiem. Na szczęście Matka Boża mnie uratowała. To było niesamowite doświadczenie. 24 lata temu była peregrynacja obrazu i żona mnie na nią zabrała. Błagałem wtedy Maryję, by mnie uwolniła. I jak za dotknięciem różdżki przestałem pić. Mając takie doświadczenia, łatwiej potrafię zrozumieć tych ludzi, których nie tylko karmię, ale i namawiam, by zerwali z nałogiem. Wszystkich zapraszam też na mitingi AA. Podobnie jak w domu noclegowym, nie daję jedzenia pijanym. Oni muszą wiedzieć, że w takim stanie nikt im nie udzieli pomocy – wyjaśnia Jarosław Szczepaniak, na którego z dumą patrzy jego żona Elżbieta, razem z dwoma innymi wolontariuszkami krzątająca się przy nalewaniu zupy.

Po posiłek dla swoich podopiecznych do jadłodajni przyjechał też Stanisław Czarnecki, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Wychowania w Trzeźwości Ziemi Kutnowskiej przy sanktuarium w Głogowcu, które prowadzi przytulisko. Podobnie jak pan Jarosław, 35 lat siedział w kieliszku. – Jestem tak szczęśliwy, że udało mi się z tego wyrwać. Chcę pomagać innym. Już udało mi się przeprowadzić pierwsze remonty mieszkań, w których przebywa 4 mężczyzn. W planach mam jeszcze świetlicę. To, co nas odróżnia od domu noclegowego w Kutnie, to fakt, iż w naszym ośrodku bezdomni mogą być cały dzień. Ten w Kutnie muszą opuszczać na kilka godzin – wyjaśnia S. Czarnecki.

Z takiego regulaminu cieszy się Andrzej Skrzeczkowski, mieszkaniec przytuliska w Głogowcu. – Warunki są tu wyjątkowe. Każdy z nas musi zadbać nie tylko o siebie – ma też do wykonania trochę innej pracy, co nie pozwala na nudę i tęsknotę za musztardówką pełną wina. Tu wystarcza kubek ciepłej herbaty. Kto wie, może mając pracę, będę mógł pojechać do wnuków i zawieźć im torbę cukierków – marzy Andrzej Skrzeczkowski.