Marysia nie była już przyjaciółką

Agnieszka Napiórkowska; GN 11/2012 Łowicz

publikacja 31.03.2012 00:13

Przed wojną drzewo genealogiczne rodziny Rosenbaumów było imponujące. Po jej zakończeniu tych, którzy przeżyli, można policzyć na palcach.

Marysia nie była już przyjaciółką Agnieszka Napiórkowska/ GN Obecnie na dawnym cmentarzu żydowskim stoi jeden odnowiony grób cadyka.

W marcowym repertuarze wielu kin jest nominowany do Oscara film Agnieszki Holland „W ciemności”. Podobnie wzruszającą historię można by nakręcić na podstawie wspomnień Polaków i Żydów mieszkających w Białej Rawskiej, w której oba narody wspólnie egzystowały przez prawie 250 lat.

Kto sprytniejszy

Początki osiedlania się wyznawców judaizmu w Białej Rawskiej sięgają XVIII wieku. Potwierdzeniem tego są dokumenty mówiące o płaconych przez nich podatkach, a także znajdujące się w dekrecie Augusta II Sasa wspomnienie wyroku bialskiego sądu, który w 1710 r. skazał na śmierć przez poćwiartowanie Zelkę Zelmanowicza. Został on wraz z innymi żydami oskarżony o rytualny mord na małej chrześcijance. Zapewne uznano, że dziecko zostało przerobione na macę. Powszechnie panowało bowiem przekonanie, że do jej wypieku potrzebna jest krew młodego chrześcijanina. Zielone światło dla osadników żydowskich dał ród Leszczyńskich, który w zwiększaniu liczby mieszkańców upatrywał rozwoju miasta. Sprzyjające warunki zachęciły społeczność żydowską do osiedlania się w Białej. Od początku XIX w. w mieście ponad połowę mieszkańców stanowili Żydzi. W 1822 r. utworzona tu została samodzielna żydowska gmina wyznaniowa, ze swoją synagogą, szkołą religijną, kirkutem, a także mykwą – rytualną łaźnią.

Sąsiedzkie relacje, jakie wówczas panowały między wyznawcami judaizmu i białorawianami, barwnie opisała Barbara Stanisławczyk w książce „Czterdzieści twardych. Wojenne losy Polaków i Żydów”. „Prawie wszystkie sklepy należały do Żydów. I krawiec, i szewc, i szklarz byli Żydami. Nie było jednak wśród nich bogaczy, a wielu klepało biedę, tak jak i Polacy. Może dlatego w tej okolicy dwie narodowości żyły ze sobą w zgodzie. Zdarzały się oczywiście drobne nieporozumienia, ale gdzież ich nie ma, i mieszkańcy rozwiązywali je na zasadzie »kto sprytniejszy«. Na przykład Sawicki z pobliskiej wioski obstalował u szewca, Mośka, buty. Chodził po nie kilka razy, sześć kilometrów pieszo, a butów jak nie było, tak nie było. (...) Chłop wziął się tedy na sposób i kiedy poszedł do szewca kolejny raz, niby od niechcenia, bąknął: – Wiesz co, Mosiek, udało mi się złapać tchórza. Mówię ci, sztuka pierwsza klasa. Mosiek się zapalił. – Sawicki, nikomu nie sprzedajcie. Jutro rano jestem u was z butami i skórkę kupię. Następnego dnia przed wschodem słońca Mosiek zapukał w okno. A Sawicki: – Psiakrew, moja baba sprzedała skórkę, jeszcze zanim wróciłem z Białej. (…) Ale, jak mówią starsi ludzie, w pojedynku »kto sprytniejszy« częściej wygrywali Żydzi. Mimo to Biała Rawska była miastem spokojnym”.

Laurki i żale

– Nie tylko spokojnym, ale i ważnym, bo stąd pochodziło kilku cadyków – mówi Zbigniew Szcześniak, zastępca burmistrza i członek Bialskiego Towarzystwa Historycznego. – Może dlatego wielu Żydów w obliczu wojny uciekło do Białej, myśląc, że tu będzie bezpieczniej. Niestety, nie było. 8 września Niemcy spalili im bożnicę, nakazali nosić opaski z gwiazdą Dawida, a w 1941 r. utworzyli getto, w którym zgromadzili około 4 tysięcy osób, nie tylko z miasta i okolic, ale także z Żyrardowa, Piaseczna. Wojnę udało się przeżyć około 40, głównie dzięki pomocy Polaków. Niektórzy z nich, jak choćby rodzina sołtysa Chorążkiewicza z podbielskich Rokszyc, odebrała tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata – wyjaśnia Z. Szcześniak. O ich czynach chętnie rozprawiają także dzisiejsi mieszkańcy. Niemal każdy spotkany przechodzień wie o sołtysie i jego żonie, którzy pomagali Marii Koper. – Słyszałam, że na początku bali się ją przygarnąć, ale po kilku tygodniach zgodzili się ją ukrywać. Dzięki nim udało jej się przeżyć – mówi pani Katarzyna, mieszkanka Białej Rawskiej.

Ukryta w budynku gospodarczym

Maria Koper w swoim pamiętniku, który urwał się na 8 dni przed wyzwoleniem, zapisała: „Pan Chorążkiewicz mnie wpuścił do obory i otrzepałam z siebie śnieg. Dostałam spazmów, a pan Chorążkiewicz jak ojciec mnie uspokajał. (…) Szczęście, że trafiłam do porządnych ludzi, bo inaczej to bym już nie żyła”. Mniej pochlebne zdanie o mieszkańcach jawi się z opisywanej przez Naomi Morgenstern historii Hany Gofrit w książce „Chciałam wzlecieć jak motyl”: „Miałam dziesięć lat, gdy wojna się skończyła. Pojechałyśmy z mamą do naszego miasteczka, do Białej Rawskiej. Chciałyśmy odnaleźć tatę i dowiedzieć się, czy może ktoś przeżył z rodziny. Przeszłyśmy obok naszego domu. Zajrzałyśmy do środka przez okno. Wszystko stało na swoim miejscu tak, jakbyśmy go nie opuściły. Zamiast nas mieszkała polska rodzina. To już nie był nasz dom. Poszłyśmy do domu Marysi, mojej przyjaciółki. (…) Marysia już nie była moją przyjaciółką. Za dużo rzeczy się wydarzyło i zmieniło od czasu, kiedy razem bawiłyśmy się w chowanego.(…) Nazajutrz opuściłyśmy miasteczko na zawsze”.

Trudne budowanie mostów

– Mając tak bolesną wspólną historię, trudno dziwić się istniejącym żalom. Ludzie, którzy tu mieszkali, zagospodarowali to miasto zgodnie z ówczesnym prawodawstwem. Może niektórzy nie do końca się przejmowali tym, co się działo z ich sąsiadami. Na tamten czas można patrzeć jak Jan Tomasz Gross, widząc jedynie racje biednych i krzywdzonych Żydów albo podnosząc jedynie bohaterskie czyny Polaków. A prawda jest taka, że na przestrzeni lat, a zwłaszcza podczas wojny, było różnie – tłumaczy Zbigniew Szcześniak. Dziś, zdaje się, większość mieszkańców Białej nie przejawia antysemityzmu. Kurczy się też pokolenie tych, którzy pamiętają dawnych sąsiadów. Wielu z nich z nostalgią wspomina zakupy u żydowskich handlarzy, ich mowę i wzajemną pomoc, jaką potrafili sobie okazywać. Czasem tylko, jak choćby podczas wykładu, jaki towarzyszył wystawie „Zagłada żydowskich miasteczek”, da się słyszeć głos pełen obaw.

Negatywne głosy najczęściej pochodzą od ludzi mieszkających w dawnych domach żydowskich, a także od tych, którzy wiedzą, że ich przodkowie nie zawsze zachowywali się godnie wobec starszych w wierze braci. – Nie jest tajemnicą, że jako miasto sądzimy się o budynek, który był synagogą, a dziś jest remizą strażacką. Ale jednocześnie szukamy sposobów na porozumienie. Jednym z nich są spotkania z córką Marii Koper, Lilką Rosenbaum-Elbaum z Bostonu, która o swoich przeżyciach opowiadała młodzieży i mieszkańcom – podkreśla zastępca burmistrza.

Spotkania i wystawy – zdaniem mieszkańców – odbrązawiają historię i uczą wzajemnego szacunku. Podobnie jak słowa wypowiadane przez Lilkę Rosenbaum-Elbaum podczas spotkań i na forach, na których wszystkich Polaków ratujących jej rodziców nazywa bohaterami i członkami swojej rodziny. I która stara się rozumieć, że nie każdego było stać na tak wielki heroizm. Przypadająca w tym roku 70. rocznica likwidacji getta to dobry czas na wzajemne zrozumienie i przełamywanie niechęci.