Biblia dowo mi światło

Marcin Jakimowicz

GN 14/2012 |

publikacja 04.04.2012 00:15

– Księżoszku, jo ino nie chca odmawiać tej nudnej modlitwy, kierą sie w kółko powtarzo… – Ale Faustyna obiecała, że kto ją odmówi, pójdzie do nieba! – A, to OK, może być…

Biblia dowo mi światło Henryk Przondziono/GN Do bólu prawdziwe, przeorane cierpieniem słowa na długo zapadają w pamięć...

Na co patrzą? Na chłopaków kopiących piłkę? Na chopów pchających wózki ze złomem? Na rozklekotany tramwaj sunący w stronę Chorzowa? Na kilkunastu ludzi maszerujących ulicą z Bibliami w reklamówkach? Charakterystyczny obrazek Górnego Śląska: starsze kobiety w oknach. Oparte o miękkie poduszki. Zastygłe w bezruchu. Wkomponowane w jaskrawoczerwone okiennice. Godzinami patrzące w dal. Kilkanaście osób z Bibliami znika za zakrętem. Za chwilę zacznie się spotkanie kręgu modlitewnego. Najbardziej niezwykłej wspólnoty, jaką dotychczas widziałem.

Ślepa uliczka

Ruda Śląska. Ulica Górnicza. Gigantyczny napis: „Je…ć Polonię”. Na murach wszechobecne KSG i od czasu, gdy Górnik trzyma sztamę z Gieksą, również skrót katowickiego klubu. Rozkład. Kilku facetów sączy piwo pod sklepem „Na rogu”. Bardzo symboliczna nazwa. Śmierdzące, zdewastowane klatki. Alkohol leje się strumieniami. Czy Paweł Kukiz, pisząc tekst: „Na mojej ulicy nie mieszka już Chrystus, a szatan się z niej wyprowadził/ Na mojej ulicy okna wpatrzone w sąsiednie bramy płoną ze wstydu nocą”, myślał o Rudzie? Jednego nie przewidział. Chrystus nie spakował manatków. Zamieszkał w familokach. Zmęczeni zbiórką złomu i walką o kolejny dzień ludzie swymi zgrabiałymi palcami otwierają Biblię. I chłoną jej słowa. – Po tych uliczkach chodził przed stu laty błogosławiony Józef Czempiel. Wikary rudzki nie siedział na probostwie. Krążył po familokach, rozmawiał z ludźmi – wyjaśnia ks. Piotr Wenzel. – Doprowadził do tego, że skutecznie bez żadnej poradni wyleczył z alkoholizmu kilkaset osób! Wielu ludzi prowadzących meliny musiało zwinąć interes. Nieprawdopodobna statystyka. Wchodzimy w ulicę Nad Bytomką. To ślepa uliczka. Również symbol? Krajobraz jak po wojnie. Zburzone mury, nory, oczodoły okien. Pobożni katolicy często omijają takie dzielnice szerokim łukiem. Duch Święty przenika ceglane popękane mury i dotyka serc. Rozpoczyna się spotkanie biblijnego kręgu. Wszyscy mieli na dziś przeczytać List św. Jakuba. Przeczytali. Teraz dzielą się słowem. Wszyscy. Po kolei. Nigdy nie widziałem takiej otwartości. A byłem już w niejednej wspólnocie…

Umia już pokochać

Do bólu prawdziwe, przeorane cierpieniem słowa na długo zapadają w pamięć. Wszyscy dzielą się tym, co dotknęło ich w biblijnym liście. Bez sztucznych, przyklejonych uśmiechów, kryjących zażenowanie. Bez owijania w bawełnę. Kilkanaście osób zgromadzonych w malutkim pokoiku nie wstydzi się opowiadać o swych traumatycznych przeżyciach i zranieniach. – Czamu tu przychodzymy? Bo wiara dowo nom siła, by żyć – nie ma wątpliwości pani Krysia. – Teroz co chwila momy Pismo Święte w rękach. A my go nigdy nie czytali! Mój mąż dzięki tym spotkaniom przestoł pić. – Wszyscy tu wiedzą, że piłech. A te spotkania mi pomogły. Pismo Święte dowo mi ta siła kożdego dnia. Jest lepiej… Wróciłech do rodziny, do żony, bo my byli dziesięć miesięcy w separacji. Zacząłech sie modlić, czekać cierpliwie. No i jesteśmy razem. Powiesiłech w pokoju obraz św. Józefa. Bo on nos uratowoł… – A jo mom lepszy kontakt z Bogiem. Zaczęłach tęsknić za chodzeniem do kościoła… – Jo umia dziś wybaczyć tym, co mie skrzywdzili. Umia sie za nich pomodlić. Jo byłach skrzywdzono przez mężczyzn, myślałach, że nigdy już nie byda mogła nikogo pokochać. A Bóg mie uleczył. Mocno w to wierza… – Czy Pan Bóg nos wysłuchuje? Musza szczerze pedzieć, że tak pół na pół. W połowie. Nie byłach świętym człowiekiem, popijałach. Ale wyszłach z tego. Nie pija. To Jego zasługa. Ale mom ciągle słabe nerwy. Może te nerwy sie skończą, jak dojda do osiemdziesiątki? Coroz częściej umia już opanować te nerwy. Jak? Zaczynom się modlić.

Światło w familoku

Spotkania kręgu odbywają się co dwa tygodnie. Za każdym razem u kogoś innego. Ludzie na czas spotkań malują mieszkania, kupują plastikowe kubki, talerzyki, serwety – opowiada ks. Piotr. To on rzucił hasło do ewangelizacji familoków. – Czasami trzeba było przesunąć spotkanie o tydzień, bo nie zdążyli jeszcze wytapetować. Do familoków wkracza nowe życie. Co mnie pcha do tych ludzi? To, że oni naprawdę są głodni słowa! Jestem przewodnikiem górskim i bardzo bliska jest mi treść przysięgi: „Spieszyć na ratunek potrzebującym, nie pytając, kto i skąd woła”. Nie pytam: „kto i skąd”. Idę do familoków. Byłem tu, w parafii św. Józefa, wikarym. Włączyłem się wówczas w działalność Stowarzyszenia Filipa Nereusza. To ludzie, którzy wkładają całe swe serce w zanoszenie Jezusa do różnych ciemnych zaułków. Zacząłem wychodzić do potrzebujących, do najbiedniejszych. Przecież do nich wychodził sam Jezus! Dziś takich ludzi wyrzuca się na margines. Sami omijają kościoły szerokim łukiem, bo czują się naznaczeni – wyjaśnia ks. Wenzel. – Czują się ludźmi drugiej kategorii. A nasz krąg biblijny pokazał mi, że to prawdziwe perły! Nie waham się nazywać ich przyjaciółmi. Gdy nie dzwonię przez trzy dni do Jarka alkoholika, pyta: „Co się stało?”. Jestem często zawstydzony, słysząc, z jaką otwartością dzielą się słowem Bożym. Oni chłoną Biblię! W ubiegłym roku spędziłem z jedną z rodzin wigilię. Jak tam trafiłem? Na kręgu biblijnym usłyszałem od pani Krysi: „To bydzie najsmutniejsza wigilia w moim życiu, mąż pije. Wyrzuciłam go z domu”. „To może ja przyjdę do was? Niech pani zaprosi swojego męża” – zaproponowałem. Zaszkliły się jej oczy: „To będzie najpiękniejsza wigilia w moim życiu!”. Przyszedłem. Cała rodzina siedziała za stołem. Mąż też. Trzeźwy. Zjedliśmy wieczerzę. Wyspowiadałem wszystkich… Skąd nasze hasło

„Światło w familoku”?

W niektórych dzielnicach jest taka bieda, że dzieciaki odrabiają zadania domowe przy świeczkach. Zdarzały się sytuacje, gdy podczas naszych spotkań gasło światło, a ktoś leciał do Żabki po kartę do licznika, by poświeciło jeszcze przez kilka godzin. Ci ludzie żyją w skrajnym ubóstwie. Kto nie wejdzie do ich domów, nie zrozumie niczego… Są zazwyczaj bezrobotni. Żyją z dnia na dzień. Z tego, co nazbierają na złomie czy przy torach. Ci, którzy przychodzą na nasze spotkania, nie kradną, nie otwierają wagonów. Zbierają to, co znajdą przy torach. Brakuje im na chleb. Mają czasem cztery kromki chleba na cały dzień. Rezygnują z lekarstw, które podtrzymują ich życie, byle tylko dzieci miały co jeść. Za dziesięć złotych żyje przez cały dzień pięcioosobowa rodzina... Są w stanie wyżyć za dziesięć złotych, ale nie wytrzymują trzech tygodni bez słowa Bożego. Ono jest źródłem światła w tych ciemnych zaułkach. Kiedyś zaproponowałem, by w czasie awantury, gdy jedna ze stron ma już dość i chce dać sygnał, że szuka pojednania, zapalili świeczkę. Prosty czytelny znak. Skuteczny? – Jasne! To działa. Zapalom świeczka na znak, że chca już pokoju. Mom dość awantury. I to zawsze pomogo – opowiada pani Krysia. – U nos ta świeczka musi się palić prawie cały dzień – rzuca ktoś obok. Wszyscy wybuchają śmiechem. Ksiądz Piotr prowadzi modlitewne spotkanie: „Jakie słowa Listu św. Jakuba was najbardziej dotknęły?”. Padają odpowiedzi: „Skąd się biorą wojny i kłótnie między wami? Pożądacie, a nie macie…”. „Wiara bez uczynków jest martwa”. „Za pełną radość poczytujcie to sobie, ilekroć spadają na was różne doświadczenia…”. „Wiara nie ma względu na osoby”. Koniec dzielenia: – Kto chce herbata, a kto kawa? Łapy do góry… Jakie słowa zapamiętałem? „Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa?”. Czy notujący te słowa Jakub widział proroczo spotkania w rudzkich familokach? Więcej o Ewangelii pośród familoków: www.nereusz.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.