Dziesięciu apostołów

Marek Szołtysek

publikacja 21.05.2012 07:54

Czy ktoś zastanawiał się, co w śląskich domach powinno wisieć na ścianie? Oczywiście, że nie chodzi mi tutaj o gardiny, czyli firany, albo o pajęczyny… tylko o obrazy.

Ostatnia Wieczerza MAREK SZOŁTYSEK/GN Ostatnia Wieczerza
Z dwunastoma apostołami można ją spotkać wszędzie, ale z dziesięcioma jest tylko na Śląsku!

Mój problem nie jest czysto teoretyczny, ale bardzo na czasie. Wielu bowiem ludzi dekoruje wnętrza swych domów i poszukuje pomysłów. Lepiej, gdy tacy dekoratorzy będą szukali inspiracji w kul­turze śląskiej niż w kul­turze bele jakiej. A zresz­tą jest moda na antyki.

Rozmyślałem nad tym dekoracyjnym za­gadnieniem wielokrot­nie. Oglądałem stare śląskie zdjęcia. Przypominałem sobie, jak za bajtla, czyli w dzieciń­stwie, byłem ministran­tem i z kolędą chodzi­łem po śląskich chałpach, oglądając ich wy­strój. Doszedłem więc do wniosku, że trady­cyjną ozdobą śląskich ścian są świynte łobrozki. To nie może dziwić, bo chyba nikt się nie spodziewał, że są to sagie baby albo cyganki wróżące z kart? Są to czar­no-białe ryciny, takie jak „chu­sta św. Weroniki”, czy liczna grupa barwnych oleodruków. Najbardziej znane, które jesz­cze pewnie niejeden Czytel­nik pamięta,  przedstawiają:

Świynto Rodzina przy robocie, świyntego Antoniczka, świynto Tereska z krziżym i kwiotkami, Matka Bosko wiyszająco pranie w zogrodzie, Ostatnio Wieczerzo, Ponboczka idącego z apo­stołami bez pole, rzykanie w Ogrójcu, świynto Ana i roztomajte inne Madonny z Piekor, Czynstochowy czy Pszowa.

Kilka lat temu zacząłem te stare śląskie oleodru­ki zbierać. Najczęściej kupuję je na targach staroci, np. na jarmarku bytomskim. Są one dość tanie, już po 20 czy 30 złotych. W zasadzie cenę takiego oleodruku okre­śla rama. Często potem oleo­druk ląduje w koszu, a ramka służy innym celom dekoracyjnym. Myślę, że to barbarzyństwo.

Może też kogoś ciekawi, co ja potem z tymi staromodnymi oleodrukami robię? Ano wieszam w domu jeden obok drugiego na całej powierzch­ni ściany, od delówki do gipsdeki, czyli od podłogi do sufitu. Niektó­rych taka dekoracja trochę szokuje. Mówią, że wyglą­da to jak w muzeum, w koś­ciele albo u staryj omy. Dla mnie jednak te starocie są jak kwiatki w ogrodzie, któ­re sprawiają, że u mie w doma wonio, czyli pachnie Ślą­skiem.

Każdy zresztą obraz ma swoją historię. Najcie­kawsze jest przedstawienie Ostatniej Wieczerzy. Jest to wielki kolorowy oleodruk o wymiarach 50 cm na 70 cm, zrobiony w stylu Leonarda da Vinci. Dostałem go od pewnego Ślązoka w Wir­ku. Obraz po przeniesieniu z familoków do bloków został przycięty po bo­kach, przez co koło Chrystusa przy sto­le siedzi dzisiaj tyl­ko dziesięciu, a nie dwunastu apostołów. Odbierając obraz   – jako że darowanemu koniowi nie patrzy się w zę­by – zapytałem tylko dyskret­nie, co się stało z brakujący­mi dwoma apostołami.

– No bo to je ta czynść wie­czerzy jak Judosz już wyloz! – tłumaczy mój śląski dar­czyńca.

– Ale brakuje jeszcze jed­nego – zauważyłem.

Judasz wyloz, ale jeszcze jedyn poszoł za nim zamknąć dźwiyrza, bo im fest ciągło po szłapach.