Burza mózgów i modlitwa

GN 17/2012 Gliwice

publikacja 11.05.2012 06:26

O pracy z młodzieżą, przygotowywaniu spektaklów i planach na przyszłość z o. Bartoszem Madejskim, oblatem Maryi Niepokalanej, rozmawia Klaudia Cwołek.

Burza mózgów i modlitwa Katarzyna Mesjasz/ GN Sanhedryn z przedstawienia Pasji w Kokotku.

Klaudia Cwołek: Kiedy Ojciec po raz pierwszy bezpośrednio zetknął się z teatrem?

O. Bartosz Madejski: – Piętnaście lat temu, na pierwszym roku seminarium. Jeden z naszych diakonów oblatów przygotowywał „Misterium Paschalne” – o męce Pana Jezusa zakończonej zmartwychwstaniem. To była wielka inicjatywa w wiosce, gdzie mamy seminarium, czyli w Obrze w Wielkopolsce. Widziałem, ile dobra z tego wynikało i ile osób się zaangażowało – dzieci, młodzieży i rodziców. Obra liczy ok. 3 tysięcy mieszkańców, a w tym przedsięwzięciu brało udział około 100 osób! W seminarium też graliśmy różne sztuki. Nie miałem  specjalnego drygu do teatru i początkowo zajmowałem się jedynie światłami i muzyką gdzieś za kulisami, ewentualnie dano mi jakąś epizodyczną rolę. Wtedy przekonałem się do sensu przygotowywania przedstawień, głównie dlatego, że one angażują wiele osób i pozwalają im głęboko przeżyć przedstawiane treści. Po święceniach, gdy byłem na pierwszej placówce w Iławie na Mazurach, stawiałem kroki za moim poprzednikiem – ojcem Marianem Siokiem, który przygotował to „Misterium Paschalne” w Obrze. W Iławie była wtedy garstka młodzieży, która bardzo chciała robić przedstawienia i mnie do tego popchnęła. Trochę się bałem, nie czułem się gotowy do prowadzenia tego typu zajęć, ale nie chciałem ich też hamować i im towarzyszyłem. To oni mi mówili, że damy radę. Później co roku przygotowywaliśmy nie tyle sztuki teatralne, ile raczej łatwiejsze spektakle, ale też bardzo przemawiające.

Muzyka, światło, dźwięk, gesty, taka trochę rozbudowana pantomima – ten prosty przekaz robił swoje. Widziałem, jak młodzież się angażuje i przeżywa przedstawiane treści, a jednocześnie w ten sposób przyciąga innych. Zauważyłem taką prawidłowość, że jak była grupa 10-osobowa, to spektakl przygotowywaliśmy od razu na 20 osób, bo wiadomo było, że tę drugą połowę oni znajdą. Przyznam, że do tego potrzebna jest odwaga, bo zawsze działamy trochę ponad nasze możliwości. Ale Pan Bóg to błogosławi, ludzie się znajdują, a dla tych, którzy włączają się z zewnątrz, jest to okazja do zobaczenia Kościoła i wiary trochę inaczej, od środka. To bywa dla nich nieraz moment przełomowy. Później każdego roku przygotowywaliśmy jakiś spektakl, czy jak byłem w Katowicach z o. Tomkiem Maniurą, czy już tu w Kokotku, gdzie zaczęliśmy od małych scenek pasyjnych w ramach Drogi Krzyżowej.

Wasza ostatnia „Pasja”, kilkakrotnie wystawiana w okresie Wielkiego Postu, zrobiła furorę.

– To był pierwszy tak duży spektakl. Myśmy do niego dojrzewali przez poprzednie lata. W zeszłym roku wystawiliśmy scenki pasyjne na Gorzkich Żalach, a z młodzieżą z Liceum im. Adama Mickiewicza w Lublińcu – powieść „Mój Chrystus połamany”. W tym roku razem z uczniami z Lublińca i Kokotka przygotowaliśmy wspólnie „Pasję”. 25 osób było zaangażowanych do odegrania jakiejś roli, ale było też dużo osób towarzyszących – kilkoro dzieci, które stały z pochodniami, rodzice ze światłami samochodowymi, krawcowe... To jest fajna sprawa, bo wokół spektaklu robi się dużo zamieszania i wiele osób się włącza, by w jakiś sposób pomóc. Bardzo im za to dziękuję. To jest bardzo ożywiające.

Kto stworzył scenariusz do przedstawienia?

– Wzięliśmy go z Ewangelii. Nad tekstem siedzieliśmy głównie z młodzieżą ze szkoły i po kolei rozpisywaliśmy role. Scenariusz powstał pod moim kierownictwem, ale to efekt burzy mózgów. Jak to w praktyce wyglądało? – Od lat robimy to tak samo. Na początek modlimy się do Ducha Świętego, siadamy z herbatą, bierzemy Ewangelię i potrzebne pomoce. Mieliśmy teksty „Misterium Paschalnego”, tego, które widziałem 15 lat temu, i film z tamtego przedstawienia. Jedna osoba pisze, reszta rzuca pomysły. To wychodzi kapitalnie! Później nieraz w trakcie prób padają jakieś nowe propozycje i podpowiedzi. Wtedy pewne rzeczy zmieniamy. Burza mózgów i modlitwa – to jest rewelacja, najlepszy sposób przygotowania. Próby mają otwarty charakter. Ja mam uwagi, ale inni też mogą je zgłaszać. To jest nasza wspólna praca, bo ani nie mam takiego talentu, ani nie chcę wszystkiego przytłoczyć swoją osobą. A pomysły są nieraz genialne. Bardzo lubię tę współpracę. Największym dla mnie zadaniem i obciążeniem jest popychanie wszystkiego do przodu w momentach, gdy młodzież przestaje wierzyć w swoje możliwości i myśli, że nic z tego nie będzie. Wtedy potrzebują wsparcia, kogoś, kto powie: będzie dobrze!

Jak intensywne są próby przed takim spektaklem?

– Nie mieliśmy ich aż tak dużo. Zajęło nam to z półtorej godziny przez pięć czy sześć sobót, a przed samą premierą mieliśmy spotkania wieczorami cztery razy w tygodniu. Dużo było też pracy dla dorosłych. Cztery panie krawcowe z Kokotka musiały zająć się strojami, kupić materiał, uzgodnić krój. Damian Malczewski – twórca graffiti z Lublińca przygotował tło dla scenografii. Muzykę mieliśmy zapożyczoną ze wspomnianego „Misterium”. Ułożył ją nasz oblat Bogdan Osiecki, pochodzący z Katowic, a zaaranżowali, dodając własne podkłady, katowiccy niniwici: Krzysiek Zieliński i Wojtek Zakowicz. Były także światła Jakuba Hepnera. Cały czas chodziło o to, żeby to był spektakl, a nie sztuka teatralna, bo jest on w przygotowaniu łatwiejszy, nie trzeba wielkiego aktorstwa, żeby się to dobrze oglądało. W sztuce potrzebna jest dobra dykcja, odwaga, a w spektaklu jest dużo przesłania, a niekoniecznie trzeba wielkiego talentu aktorskiego. Z czasem młodzież nabiera odwagi, potrafi niektóre kwestie zaakcentować, lepiej wygrać. Jednak muzyka, światło, stroje, sceneria dużo zrobią za człowieka.

Jesteście nastawieni na improwizację, powodzenie tych przedstawień wiąże się też z tym, że włączacie w nie widzów.

– Za każdym razem wygląda to inaczej. Gdy z tłumu ktoś krzyczy „Ukrzyżuj!”, „Precz!”, a inni się tego nie spodziewają, to jest to dodatkowe przeżycie. Wrażenie robi wyjście Drogą Krzyżową na zewnątrz kościoła. Najmocniej reagują małe dzieci, które patrzą z przejęciem na ukrzyżowanie Pana Jezusa. Gdy rozmawialiśmy z uczestnikami przedstawienia po Triduum, to przyznawali, że inaczej przeżywali Misterium Męki Pańskiej, bo obrazy ze spektaklu wciąż powracały im w pamięci. Nasze oczekiwanie przerosła sceneria – cała przednia ściana naszego małego kościoła to była Jerozolima. Boży grób zrobił ks. Ludwik Konieczny, w ostatniej chwili wprowadziliśmy podesty – wszystko wyglądało jak w teatrze.

Czy po tym sukcesie macie jakieś dalsze plany?

– Zagramy „Pasję” na zjeździe „Niniwy”, gdy do Kokotka przyjadą młodzi ludzie zrzeszeni w naszym oblackim ruchu. Takie zjazdy odbywają się trzy razy w roku. Jeden zawsze w długi weekend majowy w Kokotku, gdzie mamy siedzibę ruchu, drugi w okolicach 11 listopada – w jakiejś wybranej placówce w Polsce. A oprócz tego w czasie wakacji jest Festiwal Życia w Kodniu nad Bugiem. W tym roku hasłem spotkania w Kokotku jest pytanie Pana Jezusa „Za kogo Mnie uważacie?”. Tematem będzie „Jezus Chrystus – Bóg i człowiek”. Przeżywamy ten czas na modlitwie, zabawie, koncertach. Na dzień dobry będzie nasz spektakl, żeby zachęcić do głębszego wejścia w temat. W planach mamy też utworzenie grupy „Niniwy” w Kokotku, bo takiej jeszcze formalnie nie zarejestrowaliśmy. Na pewno w przyszłym roku przez cały Wielki Post spróbujemy w piątki grać „Pasję”. To jest dla nas forma ewangelizacji, środek do celu. Nam zależy, żeby głosić Ewangelię skutecznie, a to takie jest, bo trafia w serce.