Pani z Bramy nr 2

ks. Sławomir Czalej

GN 24/2012 |

publikacja 14.06.2012 00:15

– Najdłużej stał w zadumie Ronald Reagan. Widzę go do dzisiaj… Z tyłu jego małżonka. Towarzyszyło mi takie dziwne uczucie, że on to miejsce dobrze zna – mówi Aleksandra Olszewska, kioskarka.

Pani  z Bramy nr 2 ks. Sławomir Czalej/GN Pani Ala jest nie tylko bohaterką akcji z napisem, kiedy to uniemożliwiła zdjęcie loga „Solidarności” powieszonego na bramie stoczni. Ze stocznią związana jest od ponad 30 lat

W zachodzącym słońcu gdańskie Trzy Krzyże wyglądają niemal mistycznie. Większe wrażenie robi jednak widok samotnej starszej pani w niebieskim fartuchu, z miotłą w ręku. 84-letnia dziś kobieta od ponad 30 lat stanowi nieodłączną cząstkę miejsca, gdzie ziemia uświęcona została krwią stoczniowców. Pani Ola albo Ala – tak ją nazywają. Znana jest chyba bardziej za granicą niż w naszej ojczyźnie. Pisały o niej gazety niemieckie, włoskie i francuskie. Była bohaterką albumu o Polsce wydanego w Japonii. U nas mówiono o niej, gdy uniemożliwiła zdjęcie loga „Solidarności” powieszonego na bramie stoczni.

Kwiaty

Pani Ala do pracy przyjeżdża tramwajem z Oliwy. Zwykle po południu, bo od rana w kiosku z pamiątkami siedzi jej syn Tadeusz. – Jeszcze tylko to mnie chroni – pokazuje małą dziesiątkę różańca, z którą się nie rozstaje. Po chwili dodaje, że także ks. Jerzy. Ten ks. Jerzy. W swoim dwupokojowym oliwskim mieszkaniu ma kilka jego obrazków. I zdjęcie ofiarowane jej przez Lecha. Tego Lecha. Na fotografii stoją obaj. Najważniejsza jednak podobizna ks. Jerzego widnieje na stoliku. To ta z beatyfikacji. Jest trochę pomięta, bo gdy pani Ala nie może zasnąć, wtedy przytula kapłana do serca. – Rano to lubię pospać, tak do dziewiątej – uśmiecha się.

Sam kiosk to temat poboczny życia pani Ali. – Już pod koniec lat 80., kiedy przychodziliśmy tutaj z kolegami, dzisiaj już często szacownymi politykami, żeby coś zamanifestować,  ona zawsze tu była. Miałem wrażenie, że 24 godziny na dobę – mówi Jarosław Żurawiński, przewodnik turystyczny po Trójmieście, kolega szkolny prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. – Jak przynosiliśmy kwiaty, to pani Ala je układała. Potem ZOMO wszystko deptało i wyrzucało – dodaje. Kwiaty układa do dzisiaj. Teraz już sama.

Bo kiedyś pomagali jej jeżdżący na wózku ponad 90-letni Edward Kliem czy nieżyjąca już Maria Tomasik, pielęgniarka. Wszyscy zaangażowani w Społeczny Komitet Budowy Pomnika. Najważniejszy ogród, z którego pani Ala bierze kwiaty, to tereny samej stoczni. – Ostatnio mi lisy trochę nor pokopały – mówi. Ale przy ks. Jerzym będą już stały eleganckie kwiaty ze sklepu. – Turki! – wyjaśnia, patrząc na moją zakłopotaną minę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.