Panieńska legenda

Grzegorz Brożek

publikacja 14.08.2012 07:26

O wojach Bolesława Śmiałego, niewiernych żonach i zamku na górze.

Panieńska Góra Grzegorz Brożek/GN Panieńska Góra
Nie wygląda zbyt imponująco, a jednak skrywa ciekawą legendę

Opatrzona okolica, niepozorne ślady, a jednak za czymś, co zupełnie spowszedniało, kryć się może ciekawa historia. I to tuż obok nas. Tym razem pod Tarnowem.

Bardzo znany romantyczny poeta, uczest­nik powstania listopadowego, Seweryn Goszczyński niewiele widział godnego uwagi w Tarnowie.

Koplówki i kanty
W pisanym w 1832 roku „Dzienniku po­dróży do Tatrów”, które to dzieło jest uważane za pierwszy polski przewodnik turystyczny, poświęca miastu nad Białą kilka zdań. Ow­szem, zauważa, że Tarnów „należy do liczby porządniejszych miast w Galicji” i „ma pozór dość wesoły”. Są w nim urzędy i biskup łaciński. Poza katedrą jednak nic, co by zasługiwało na bardziej szczegółową wzmiankę. Reflektuje się jednak i naprawia błąd:

„Tarnów jest ojczyzną i mieszkaniem głośnego tu wyrabiacza fajek, niejakiego Kopla”. Jego wyroby były ponoć wyborne, a popyt na koplówki znaczny, sko­ro kilkaset rocznie woził do Wiednia. Gosz­czyński sam dwie koplówki sobie zamówił. „Zalecają się i materiałem wybornym, i robotą gustowną”. O ludziach niewiele miał dobrego do napisania. Owszem, zauważył, że „rozwol­nienie obyczajów” mniej widoczne jak na Rusi, ale czyni bardzo wyraźny przytyk do miejsco­wych, dzięki którym „Tarnów wyrobił sobie smutną głośność z szulerki”.

W Wielkiej Wsi   Grzegorz Brożek/GN W Wielkiej Wsi
Warto tu zerknąć na zabytkową plebanię, XVIII-wieczny dwór Stadnickich
Prywatna wojenka

Mieszkając, a właściwie ukrywając się przed represjami carskimi przez kilka miesięcy w Mikołajowicach we dworze Wojciecha Tetmajera (z Adolfem Tetmajerem, ojcem znanego poety Kazimierza, wspólnie chodzili po Tatrach), do miasta niechętnie zagląda. Godniej sza uwagi była dla niego wieś i okolice. „Widok na wzgórza z jednej strony, na lasy ogromne z drugiej, jest i zajmujący i rozmaity”. Ciekawił go Wojnicz z jego bogatą historią: „leży o pół godziny drogi od Mikołajowic. Jeszcze bliżej przechodzi wiel­ki gościniec z Tarnowa do Podgórza Krakow­skiego, najdłuższy i najgłówniejszy w Galicji. Ruch jego niemały ożywia tę okolicę”.

Legenda mówi, że nazwa Wojnicz wzięła się od wyda­rzeń z XI wieku, kiedy tu właśnie broniły się żony wojów Bolesława Śmiałego ze swymi ko­chankami przed wracającymi po dwuletniej wyprawie pod Kijów mężami. W tym miejscu miały zostać pokonane. Na pamiątkę tej wojen­ki król założył miasto i nazwał je Wojniczem. Romantyczna, krwawa i dramatyczna legenda bardzo spodobała się Goszczyńskiemu. Poszedł jej tropem. Dokąd? Na Panieńską Górę.

Burza uczuć
Góra (wysokość 331 m n.p.m.) leży na granicy Wielkiej Wsi i Milówki, jest najdalej wysunię­tym na północny wschód wzniesieniem Pogórza Wiśnickiego i stanowi północną granicę Kar­pat. Goszczyński wchodził od wschodu, czyli od Wielkiej Wsi i Dunajca. Dziś można tak samo uczynić, korzystając z oznakowanej drogi do „Krzyża jubileuszowego”, postawionego w 2000 roku na szczycie. Ewentualnie z niebieskiego szlaku wiodącego z rynku w Wojniczu przez Więckowice na Panieńską Górę do Wielkiej Wsi. Żony rycerzy miały bowiem, odparłszy pierwszy atak, uciec na tę największą wynio­słość.

„Ośm wieków temu, pomyślałem sobie, jaki ruch, jaka wrzawa musiały kłócić tę ciszę! Co za burza uczuć najsłodszych i najokropniejszych grała tu przed ośmią wiekami! Z jednej strony mężowie zemstą zajadli z drugiej piękność, wy­stępna potrzebą kochania, wściekła rozpaczą”. Na szczycie Goszczyńskiego zastała gęsta mgła, więc musiał schodzić, „zerwawszy kilka fiołków na pamiątkę odwiedzin Panieńskiej Góry” i do­znanych na niej wzruszeń.

Weronika z góry
Dziś również z Panieńskiej Góry można so­bie przynieść fiołki na pamiątkę. Ale Boże ucho­waj zrywać na miejscu storczyki. Dlaczego?

Na 63 hektarach utworzono tu rezerwat przyrody, zwłaszcza z uwagi na występowanie storczyków bladego i purpurowego, objętych ścisłą ochroną. Populacja tego pierwszego na Panieńskiej Górze należy do najliczniejszych w Polsce i jest szaco­wana na tysiąc sztuk. Purpurowy w Polsce jest narażony na wyginięcie głównie z powodu nie­licznych stanowisk. Zatem warto także z takiego powodu wdrapać się na wzniesienie, by obejrzeć cenne okazy przyrodnicze.

Oglądanie roślin może także usposabiać nas cokolwiek religijnie, także dlatego, że jednym z gatunków występu­jących na Górze jest przetacznik pagórkowy, a jego łacińska nazwa (Veronica L) pochodzi od znanej z Ewangelii św. Weroniki, której twarz można ponoć dojrzeć w kwiatach przetacznika. Będąc na górze, warto również rzucić okiem na okolicę, bo widok, o ile akurat nie zasłaniają go drzewa, jest przedni. Właściwie po panoramę i po legendę wchodził na Górę Panieńską 180 lat temu Seweryn Goszczyński. Zapominając, że warto na niej poszukać śladów już nie legen­darnej, a ściśle materialnej historii.

Król w gościach
Trzewlin, tak nazywał się zamek, który przez wieki stał na szczycie Panieńskiej Góry. Dziś nie zostało z niego właściwie nic. Można dostrzec tylko malutkie fragmenty murów. Kiedyś jednak były daleko lepiej zachowane. Przyjaciel Goszczyńskiego, podróżnik i ry­sownik Maciej Bogusz Stęczyński narysował kiedyś widok tej góry z dwóch różnych miejsc. Kilkadziesiąt lat temu badania prowadzili tu archeologowie. Z ich pracy wynika, że zamek, leżący 120 metrów ponad korytem Dunajca, składał się z podzamcza, zamku dolnego i zam­ku górnego, który miał mieć rozmiar 40 na 40 metrów. Budowę warowni, będącej elementem systemu obronnego Doliny Dunajca, rozpoczęto w XIV wieku. Inwestorem był prawdopodob­nie kasztelan czchowski Andrzej Rawicz herbu Półkozic. Jego antenaci używali później już na­zwiska Trzewlińscy Ponad 100 lat temu sądecki historyk Żegota Pauli pisał, iż ten zamek słynął tym, że jakiś czas mieszkała tu królowa Bona z mężem, królem Zygmuntem I.

Było to w roku 1543 „podczas szerzącego się morowego powie­trza, przed którym Zygmunt August do Wilna umknął, ojciec jego zaś do Zatora, skąd na prośbę Spytka, pana z Tarnowa, podskarbiego koronne­go, udał się do tego zamku” – pisze Pauli Żegota. Nie wiedzieć czemu, zamek został po jakimś czasie opuszczony i zniszczał, a w XVII wieku ponoć dopomogli temu mieszczanie wojniccy. Po prostu rozebrali go, zabierając ze sobą kamienie, z których był zbudowany.

Gród kasztelański
Tak oto historia Panieńskiej Góry i Trzewlina zawraca nas do Wojnicza, jednego z ważniej­szych ośrodków dawnej Małopolski, bowiem – jak dziś – krzyżowały się tu dwa główne szlaki, wschodni na Ruś i południowy na Węgry. Miej­scowy kasztelan był jednym z ważniejszych, nazywany był krzesłowym i zasiadał zaraz za wojewodą. Jego siedzibą był gród zlokalizowany na cyplu rzeki Dunajec, która kiedyś płynęła bliżej miasta niż dziś. Jako że gród nie był dosta­tecznie chroniony, postanowiono mu zapewnić bezpieczeństwo za pomocą podwójnych wałów ziemno-drewnianych, pomiędzy które pusz­czono wodę z Dunajca.

Pozostałości po czasach kasztelańskich trzeba by szukać na południe od centrum Wojnicza, w pobliżu dzisiejszego kościoła i w parku dworskim, ale trudno je do­strzec, bo zostały tylko słabo widoczne zarysy wałów kasztelańskich. Tak oto wobec lichych materialnych dowodów legenda i dzieje odsyłają nas znów do naszej wyobraźni, która, co poka­zuje przykład Goszczyńskiego, może ubarwić, jak w przypadku tej krótkiej wycieczki, jedno letnie popołudnie.