Polski Watykan

Grzegorz Brożek

publikacja 27.08.2012 06:12

Trudno znaleźć jeden powód, dla którego zamiast odwiedzić Krynicę-Zdrój, warto byłoby wybrać się do sąsiedniej Muszyny. Bo są ich dziesiątki.

Muszyna Grzegorz Brożek/GN Muszyna
Charakterystyczny, trapezowy rynek

Proszę mi wierzyć, my nie budujemy swojej tożsamości na antagonizmie wobec Krynicy. Nic podobnego. Współpracujemy ze sobą, ale ofertę dla turystów mamy inną niż sławna sąsiadka. To, co proponują Krynica i Muszyna, po pro­stu się uzupełnia - przekonuje Barbara Rucka, dyrektor Muzeum Regionalnego w Muszynie, mieszkanka Krynicy.

Powodów, by przyjechać do Muszyny, jest cała masa. Po pierwsze mia­sto nad Popradem winni wybrać ci, którzy mają dość gwaru, spalin i lekko snobistycznej atmosfery modnej Krynicy. Muszynę powinni wybierać miłośnicy rodzinnych, długich, gór­skich spacerów oraz sportowcy amatorzy. Jeżeli kogoś interesują historia i zabytki, to w Mu­szynie znajdzie ich niemało, ze sztandarowym zamkiem biskupów krakowskich na czele.

Muszyna   Grzegorz Brożek/GN Muszyna
Mieszczanie muszyńscy i Barbara Rucka w Muzeum Regionalnym
Łakomy kąsek

Z dziejami Muszyny było tak. Najpierw był rycerz herbu Półkozic, który w XI wieku wybudował tzw. gródek i założył osadę. - Tak naprawdę to początki Muszyny są jednak wcześniejsze. W ubiegłym roku wykopaliska na trasie obwodnicy przyniosły kilka cieka­wych znalezisk, min. wydobyto kilka narzędzi krzemiennych. Tym samym Muszyna „posta­rzała się” o 20 tys. lat i jej historia cofnęła się do paleolitu - mówi szefowa miejscowego mu­zeum. Wróćmy w czasy bardziej nam współ­czesne. Przy wspomnianym gródku w połowie XIII wieku powstała strażnicza wieś Muszyna. Było to ważne, bo ekspansja węgierska szła na północ. Bela IV dwukrotnie nadawał ten teren swoim rycerzom w nadziei, że przejmą go z rąk polskich i przyłączą do Królestwa Wę­gier. W 1288 roku właściciel Muszyny kanonik Wysz podarował ją biskupom krakowskim na ręce Pawła z Przemankowa.

Muszyna   Grzegorz Brożek/GN Muszyna
Obok ufundowanego przez biskupów krakowskich kościoła parafialnego w przyszłym roku powstanie ogród biblijny, na który parafia otrzymała niedawno 2,5 mln złotych dotacji
– Na skutek zatargów z Łokietkiem, jednoczącym królestwo polskie, i udziału w buncie krakowskiego wójta Alberta biskup Muskata stracił kres muszyń­ski, skonfiskowany mu przez władcę w 1312 roku – przypomina Stanisław Miczulski, ba­dacz historii Muszyny. Kolejnym, który zakasał rękawy, był król Kazimierz Wielki. Około 1347 roku wybudował zamek, aby strzegł pograni­cza. Muszynie zaś nadał prawa miejskie.

Miasto biskupów
Zamek muszyński wznosi się 60 metrów nad Popradem. A właściwie wznosi się to, co z niego zostało i co częściowo odbudowano.

– Pozostało nam zagospodarowanie wejścia, urządzenie miejsca rekreacji, przygotowanie podejść i skweru, na którym będzie można zo­baczyć makietę zamku – informuje Jan Golba, burmistrz Muszyny. Kolejne badania history­ków i archeologów przynoszą nowe odkrycia i poszerzają naszą wiedzę.

– Zmienia się cały czas pogląd. Najpierw uważano, że była to taka sobie warownia, która miała chronić granicy i kupców, ale okazuje się, że jednak była to bar­dzo znacząca siedziba biskupów krakowskich, która odgrywała wielką rolę polityczną – doda­je Jan Golba. Trzeba bowiem wiedzieć, że Mu­szyna dość szybko wróciła we władanie bisku­pów i stała się stolicą Państwa Muszyńskiego, samodzielnej administracji i sądownictwa na terenie Rzeczypospolitej na długie wieki, aż do rozbiorów. – Można powiedzieć, że był to taki nasz polski Watykan – uśmiecha się Barbara Rucka. Biskupi krakowscy, owszem, rządzili z Krakowa, ale stolicą ich państwa była Muszyna. Przez 300 lat, aż do pożaru, zamek tętnił życiem duchowym i świeckim.

Wojsko w lochach
Na co dzień zamkiem zarządzali burgrabiowie. Ustanawiani przez biskupów starosto­wie (najsłynniejszym był Kempiński, o którym Kochanowski pisał w jednej z fraszek: „O sta­rosto na Muszynie, ty się znasz dobrze na wi­nie”) rządzili państwem liczącym dwa miasta (Muszyna i Tylicz) oraz 47 wsi, wchodzących dziś w skład gmin Muszyna, Krynica-Zdrój, Uście Gorlickie i Łabowa. Na podorędziu mie­li oni do dyspozycji własne wojsko w liczbie 200 harników, a w czasie zagrożenia nawet 600, poza tym 200-osobową dragonię.

– Tępili przede wszystkim zbójników, których było niemało. Harnicy mieli opinię skutecznych i bezwzględnych. Jeżeli udało im się złapać zbój­ników, przywozili ich do Muszyny, do sądu, który wydawał wyrok – opowiada Barbara Rucka. Ten mógł być tylko zły albo bardzo zły, bo poza zwyczajową karą śmierci zasądzano obdzieranie ze skóry czy ćwiartowanie. Poza tym wojsko biskupów krakowskich broniło pogranicza.

W 1474 roku nie udało się jednak uchronić zamku, który po dwudniowym ob­lężeniu poddany został najeżdżającym Wę­grom. Żołnierze z poświęceniem walczyli także po stronie sił królewskich. Poszli m.in. bronić Polski w czasie szwedzkiego potopu, a z Janem Sobieskim zawędrowali pod Wiedeń. Mimo że od 200 lat nie ma Państwa Muszyńskiego, oni zostali na miejscu. „Jest legenda o nieprzebra­nych skarbach w zamkowych lochach i śpiącym wojsku, gotowym powstać w obronie ojczyzny. To jedna z licznych opowieści krążących o tym miejscu” – pisał w „Almanachu Muszyny” Witt Kmietowicz.

Lewe grosze?
Smaczku historii i mitom o muszyńskim zamku dodaje hipoteza związana z odkryciem w nim matrycy do bicia pieniędzy, a konkretnie – jak utrzymują niektórzy – do ich fałszowania. Miałoby to być związane z pożyczką, jaką kró­lowi węgierskiemu Zygmuntowi Luksembur­skiemu w 1412 roku udzielić miał Władysław Jagiełło. – Było to 40 tys. kop groszy praskich na wojnę z Wenecją w sprawie odzyskania Dal­macji. Być może pieniądze te zostały w Muszy­nie wybite. W każdym razie Węgrzy oddali pod zastaw 13 miast spiskich, m.in. Lubovlę i Podo-liniec. Miasta te do 1772 roku, czyli pierwszego rozbioru, były przez Polskę administrowane. Być może w związku z tym, że monety mogłyby być fałszywe, Węgrzy pożyczki do dziś nie od­dali – Barbara Rucka z przymrużeniem oka wraca do tej historii.

Zaplecze Krynicy
W XIX wieku, kiedy Krynica była nie­znaną szerzej osadą, na Muszynę przyszły ciężkie czasy. Trzy epidemie cholery i powódź spowodowały, że miasto straciło poło­wę mieszkańców. Wydawało się, że zniknie z powierzchni. Jednak ocalało, ale odrodzi­ło się już jako zaplecze Krynicy.

– Muszyna dostarczała przede wszystkim żywności do rozwijającego się uzdrowiska – mówi B. Rucka. Leszek Zakrzewski na łamach wspomnianego „Almanachu Muszyny” przy­pomina, że aż do 1911 roku świetnie mieli się muszyńscy wozacy i dorożkarze, bo kolej że­lazna doprowadzona była tylko do Muszyny i z miejscowego dworca za niezłe pieniądze wozili kuracjuszy do Krynicy. W 1905 roku burmistrzem Muszyny został Jurczak.

– Jego starania doprowadziły do tego, że miejscowość stała się uzdrowiskiem. Postawił też na rozwój turystyki, wykorzystanie Popradu (na plażę sprowadzono piasek znad Bałtyku), stworze­nie letniska, muszli koncertowej, terenów spacerowych – opowiada Rucka. Sto lat później Muszyna z sukcesem realizuje myśl Jurczaka.

Nasza marka
Mówi Jan Golba, burmistrz Muszyny: - Budujemy markę Muszyny jako miejsca przyjaznego rodzinom i turystom aktywnym. Budujemy ją na historii, tradycji, wodach mineralnych i warunkach noclegowych na każdą kieszeń oraz infrastrukturze do uprawiania sportów. Mamy olbrzymią przestrzeń nie do końca jeszcze zagospodarowaną, z której próbujemy na różne sposoby wydobywać piękno. Mamy Poprad i Muszynkę, dwie okiełznane rzeki, które są naszym atutem. Poza tym w całej gminie 150 km ścieżek spacerowych i oznakowanych szlaków, ścieżki dla rowerów górskich i trekingowych, poza tym 16 kortów tenisowych, baseny itd. Ostatnio otwarliśmy ogrody sensoryczne. W każdej większej miejscowości znajdziecie państwo wielofunkcyjne boiska i place zabaw. Muszyna to dziś dobry pomysł na każdą pogodę.