Arka Mirosława

Marcin Wójcik

GN 41/2012 |

publikacja 11.10.2012 00:15

Na Podlasiu znajduje się jedyny w Polsce ogród ziołowy, w którym z powodzeniem rośnie trawa żubrówka i czosnek niedźwiedzi.

 W ziołowym zakątku swoje miejsce mają nie tylko zioła, ale i stare domy, które sprowadzane są tutaj z całego Podlasia  Jakub Szymczuk W ziołowym zakątku swoje miejsce mają nie tylko zioła, ale i stare domy, które sprowadzane są tutaj z całego Podlasia

A posłuchajcie mnie ino, to wam opowiem, jak było. Przez las szedł starzec w płaszczu ciemnym i świecił brodą białą. Napotkał chłopca, którego spytał o noty w szkole, a chłopiec odpowiedział, że najlepsze w dzienniku. Wtedy starzec odrzekł: „Będzie z ciebie człowiek wielki”. Później starzec przepadł i nigdy go już nie widziano. Nie wiem, co się z nim stało. Wilki go zjadły? Mgły schowały? – zastanawia się ponad osiemdziesięcioletnia Jadwiga Mazur, która siedzi przed swoją chałupą w Korycinach. Chłopiec miał na imię Mirosław i o wschodzie słońca, razem z babcią Józefą, często wychodził z domu. Szli do lasów gęstych, przydrożnych kęp, przeczesywali łąki. Pochylali się ku ziemi i zrywali skarby ziemi, chowając je w lnianej chustce: żubrówkę najcenniejszą, macierzankę, mniszek. Ale babci już nie ma, chłopiec stał się mężczyzną, jednak nadal wychodzi z domu ze słońcem. Wychodzi też do swojego ogrodu, a ogród liczy 9 hektarów z czymś. Nie ma takiego drugiego nad Wisłą, Sanem, Odrą, Bugiem i Narwią.

PKS-em do Warszawy

Mirosław Angielczyk w niewielkiej wsi Koryciny na Podlasiu prowadzi firmę „Dary Natury”, która dostarcza na rynek oleje roślinne, herbaty i zioła. Rośliny przynoszą mu profesjonalni zbieracze – w kilogramach lub tonach. Im cenniejsze zioło, tym go mniej. „Dary Natury” produkują także mieszanki ziołowe, których receptura opracowywana jest wyłącznie przez właściciela. – Każda z mieszanek powstawała metodą prób i błędów. Na przykład jeśli pracowałem nad przyprawą do mięsa wołowego, to przyrządzałem w kuchni wołowinę i próbowałem, która propozycja jest korzystniejsza dla dania. Po chwili takiego próbowania traciłem wyczucie smaku, więc chodziłem z wołowiną po rodzinie i kazałem im próbować. Ale na końcu i tak wygrywała moja propozycja – śmieje się Mirosław Angielczyk. Temat ziół pasjonował go od dzieciństwa. Kiedy pod koniec lat 80. ub. wieku studiował w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, jego koledzy szli na piwo, a on odwiedzał sklepy zielarskie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.