Widmo gender nad Polską

Bogumił Łoziński

GN 15/2013 |

publikacja 11.04.2013 00:15

Rząd przygotowuje program równościowy, opierający się na głoszonej przez skrajne feministki ideologii gender, której celem jest „wyzwolenie” kobiet przez odrzucenie macierzyństwa i rodziny.

Agnieszka Kozłowska-Rajewicz (druga z lewej), w towarzystwie Barbary Labudy, Magdaleny Środy i Henryki Bochniarz podczas IV Kongresu Kobiet „Aktywność, Przedsiębiorczość, Niezależność” Agnieszka Kozłowska-Rajewicz (druga z lewej), w towarzystwie Barbary Labudy, Magdaleny Środy i Henryki Bochniarz podczas IV Kongresu Kobiet „Aktywność, Przedsiębiorczość, Niezależność”

We wprowadzeniu do „Krajowego Programu na rzecz Równego Traktowania na lata 2013–2015” czytamy: „Wszystkie resorty powinny wdrażać politykę gender mainstreaming, czyli wprowadzać politykę równości płci do głównego nurtu swoich działań” czytamy. Program ten opracowała pełnomocnik rządu ds. równego traktowania min. Agnieszka Kozłowska-Rajewicz i w lutym przesłała do konsultacji międzyresortowych. Wkrótce trafi on pod obrady rządu. Minister ds. równości otwarcie pisze, że program opiera się na ideologii gender. Tymczasem ideologia ta, głoszona przez ekstremalne nurty feminizmu, jest sprzeczna z naturą człowieka, kwestionuje bowiem płeć biologiczną i zakłada istnienie płci społeczno-kulturowej, którą człowiek może wybrać. Gdyby program został przyjęty, zwolennicy rewolucji obyczajowej w Polsce mogliby ją przeprowadzać poprzez agendy rządowe.

Założenie, że wszyscy ludzie są równi, dlatego nie powinni być dyskryminowani z powodu płci, wieku, niepełnosprawności czy pochodzenia narodowego, jest jak najbardziej słuszne i dobrze, że rządowa instytucja stara się nierównemu traktowaniu przeciwstawić. Problem polega na tym, co uznajemy za dyskryminację, jak diagnozujemy jej przyczyny i w związku z tym jakimi metodami mamy z nią walczyć. I tu zaczynają się kontrowersje. Program równościowy min. Kozłowskiej-Rajewicz skupia się na zagadnieniu dyskryminacji ze względu na płeć, w której widzi główne źródło nierówności. Sposobem na przeciwstawienie się temu zjawisku ma być ideologia gender. Jak czytamy w dokumencie, pojęcie to „tłumaczy się jako płeć społeczno-kulturowa w odróżnieniu od pojęcia sex, czyli płci biologicznej”. Płeć gender jest kształtowana przez czynniki społeczne i kulturowe, które są źródłem ról płciowych i stereotypów uznawanych przez dane społeczeństwo za odpowiednie dla kobiet i mężczyzn. Według gender, aby osiągnąć równość płci, należy właściwie kształtować te role i zwalczać stereotypy przez „oddziaływania na tworzenie i stosowanie prawa, ład instytucjonalny oraz zachowania społeczne”. Właśnie takie działania, które sprowadzają się do przebudowania naszego życia społecznego, zawiera program równościowy. Na czym polega niebezpieczeństwo takiego podejścia, widać na przykładzie propozycji przeciwdziałania nierówności i dyskryminacji w procesie edukacji.

Według programu min. Kozłowskiej-Rajewicz, „w większości autorzy podręczników nie przestrzegają zasady gender mainstreaming”, a w związku z tym podręczniki te powielają szkodliwe stereotypy. Jakie? Na przykład prezentują kobiety w rolach żon, matek czy córek, podkreślając ich opiekuńczość. Szczególnym źródłem nierówności jest, według pani minister, preferowanie „rodzinnocentrycznego typu społeczeństwa i stereotypowych układów w rodzinie: mama, tata, dwoje dzieci. Nieobecny jest natomiast problem »inności«”. W konsekwencji gdyby wszedł w życie program równościowy, nie znaleźlibyśmy w podręcznikach szkolnych obrazu kobiety jako matki czy żony albo rodziny jako naturalnej i, zgodnie z polską konstytucją, preferowanej przez państwo formy życia społecznego.

Rodzina – wróg

Właśnie stosunek gender do macierzyństwa i rodziny pokazuje, jak wielkim zagrożeniem jest ta ideologia. Powołując się bowiem na słuszne dążenie do równości, wskazuje drogę, której realizacja oznaczałaby zniszczenie istoty człowieczeństwa i relacji międzyludzkich. W historii feminizmu można wyróżnić kilka etapów. Tak zwana pierwsza fala w XIX wieku walczyła o prawo do dziedziczenia, do uczestniczenia w relacjach handlowych, a potem o prawa polityczne. Druga fala w XX wieku żądała prawa do wykształcenia i na równi z mężczyznami obecności w przestrzeni publicznej, zawodowej czy kulturalnej. Nie wdając się w szczegóły, generalnie wszystkie te postulaty były jak najbardziej pozytywne. Jednak okazało się, że choć kobiety zdobyły, co chciały – są wykształcone, pracują jako profesorowe na uczelniach, robią kariery zawodowe – rzadziej np. osiągają sukcesy w zawodzie, gdyż trudno im połączyć rolę matki z pracą zawodową. Stąd w latach 80. poprzedniego wieku pojawia się tzw. trzecia fala feminizmu, której wyrazem jest właśnie ideologia gender. Według niej, kobiety mogą osiągnąć równość, jeśli oprócz pracy zawodowej nie będą miały innych obowiązków, czyli będą funkcjonować jak większość mężczyzn. Aby tak się stało, należy odrzucić macierzyństwo i rodzinę, które są wyrazem dominacji mężczyzn nad kobietami. Drogą do tego jest zmiana tradycyjnych ról społecznych. I tu zrodziła się koncepcja płci społeczno-kulturowej jako roli, zachowań i działań, które można ukształtować niezależnie od płci biologicznej. Na marginesie warto podkreślić, że takie podejście nie jest jedyne w tzw. trzeciej fali. Są feministki, które uważają, że kobiety mają inne cele niż mężczyźni, inne priorytety i często wybierają macierzyństwo, świadomie rezygnując z kariery zawodowej. W takim ujęciu pozycja kobiety nie jest wynikiem władzy sprawowanej nad nią przez mężczyznę, tylko jej wolnego wyboru. I choć ten ostatni nurt jest silny, obecnie dominuje genderyzm. U jego podstaw leży błąd antropologiczny, polegający na kwestionowaniu swojej cielesności, czego wyrazem jest dążenie do uniezależnienia się od biologicznej płci. Nie przypadkiem w agendzie gender pojawiają się takie postulaty jak aborcja na żądanie czy antykoncepcja, bowiem dzięki nim kobieta „panuje” nad swoim ciałem. A jeśli już urodzi dziecko, należy stworzyć takie warunki, aby nie musiała go wychowywać. Stąd postulaty rozbudowanej opieki państwa nad dziećmi od momentu urodzenia, np. poprzez żłobki, które, wbrew wiedzy psychologicznej, są przedstawiane jako niezbędne dla właściwego rozwoju dziecka. Jeśli ideologia gender zostanie przyjęta przez państwo za obowiązującą, może to doprowadzić do nowej formy totalitaryzmu. Oto bowiem państwo będzie kształtować ludzkie zachowania wbrew naturalnej tożsamości człowieka. A jeśli ktoś nie będzie chciał uznać tej ideologii? W Amsterdamie wprowadzono prawo, według którego osoby kwestionujące normalność homoseksualnych aktów będą musiały osiedlić się w specjalnym getcie. To nie jest ponury film science fiction, to się dzieje naprawdę.

Właśnie próby uznania związków homoseksualnych za małżeństwa są przejawem ideologii gender, bowiem mamy tu do czynienia z odrzuceniem naturalnego porządku biologicznego. Innym przejawem praktycznego genderyzmu są związki osób transseksualnych. W Szwecji rząd wystąpił z wnioskiem, aby przy zmianie płci znieść wymóg sterylizacji, by kobieta, która zmieni płeć na męską, mogła zajść w ciążę. Ponieważ mogłoby doprowadzić to do zamieszania, rząd proponuje, aby wyrażenie „kobieta w ciąży” zastąpić określeniem „osoba w ciąży”. I oto w ten sposób szwedzki rząd zrealizował ideał gender: urodzenie dziecka nie jest związane z płcią.

Komisarze gender

Czy program równościowy jednego z ministerstw może doprowadzić do tak drastycznych zmian? Jego lekceważenie byłoby błędem, zawiera on bowiem bardzo konkretne rozwiązania służące wprowadzeniu w Polsce ideologii gender. Oto bowiem przewiduje „wyznaczenie we wszystkich ministerstwach i wybranych jednostkach podległych Koordynatorów ds. Równego Traktowania”. Nasuwa się skojarzenie z „komisarzami politycznymi” z okresu komunizmu, którzy czuwali nad tym, aby wszelkie instytucje państwowe przestrzegały jedynie słusznej ideologii, tyle że w naszym przypadku będzie to gender. Minister Kozłowska-Rajewicz zakłada też w swoim programie, że jeszcze w tym roku zostanie ratyfikowana przez parlament konwencja Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, która wprost zwalcza tradycyjną rolę rodziny i promuje związki homoseksualne. Istnieje jednak szansa, że program równościowy zostanie przez rząd odrzucony. Opinie przygotowane przez poszczególne ministerstwa są dla niego bardzo krytyczne. Ministerstwo Gospodarki zwróciło m.in. uwagę, że program wprowadza pojęcia, dla których brak jest odniesienia w polskim ustawodawstwie, np. definicję płci społeczno-kulturowej. Ministerstwo Finansów krytycznie odniosło się do propozycji powołania koordynatorów, słusznie pytając, czy nie będzie to wymagało zmiany statutu poszczególnych ministerstw, wskazało też na koszty związane z ustanowieniem nowego stanowiska. Ministerstwo Sprawiedliwości kwestionuje potrzebę ratyfikacji konwencji przemocowej. Minister pracy i polityki socjalnej Władysław Kosiniak-Kamysz osobiście podpisał się pod stanowiskiem swojego resortu, które zawierało ponad 60 uwag do programu. Nie wiadomo jednak, czy ich negatywne opinie przełożą się na decyzję rządu. Podobne krytyczne stanowisko zajmowała większość ministerstw wobec konwencji przemocowej, a mimo to rząd, pod naciskiem premiera, ją przyjął. Program min. Kozłowskiej-Rajewicz jest jednak bardzo zideologizowany i otwiera realne możliwości do wprowadzenia w Polsce genderowej rewolucji. Z tego powodu zdecydowany opór przeciwko jego przyjęciu zapowiedział wicepremier Janusz Piechociński z PSL. Być może ideologiczne skrajności, jakie zawiera, sprawią, że nie zostanie zaakceptowany także przez Donalda Tuska, który deklaruje, że celem jego rządu nie jest przeprowadzanie rewolucji obyczajowej w Polsce. Zobaczymy, czy dotrzyma słowa.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.