Izraelczycy drugiej kategorii

PAP |

publikacja 28.06.2013 06:50

W Izraelu władze chcą przymusowo przesiedlić 30 tys. Beduinów z wiosek do miast, zmieniając tradycyjny tryb życia tych ludzi. Beduini są Izraelczykami, część służyła nawet w wojsku, ale jak mówią obrońcy praw człowieka, uchodzą za obywateli drugiej kategorii.

Izrael Roybb95 Izrael
Pustynia Negew

Tzw. plan Prawera-Begina oznaczający przymusowe wysiedlenie Beduinów z pustyni Negew, na południu Izraela, stanie się wkrótce prawem. Zaakceptowała go ministerialna komisja, czeka teraz tylko na uchwalenie w izraelskim parlamencie.

Tymczasem pojawiają się głosy sprzeciwu z prawej i lewej strony sceny politycznej. Prawica twierdzi, że Beduinom i tak przypadnie za dużo ziemi. Lewica, organizacje praw człowieka i agendy ONZ krytykują przymusowy charakter wysiedleń i wywłaszczania Beduinów.

Na pustyni Negew jest 35 beduińskich wsi, których istnienia rząd Izraela nie uznaje; innych 11 zostało w ostatnich latach uznanych. Tych nieuznawanych nie ma na mapie. Nie mają one podstawowej infrastruktury, a prawie wszystko, co wybudują mieszkańcy, jest nielegalne i może zostać wyburzone.

Al-Arakib, jedna z nieuznawanych wsi, stała się głośna, ponieważ w ciągu ostatnich trzech lat była wyburzana przez izraelskie władze 50 razy. I tyle samo, nawet jeśli coraz bardziej symbolicznie, jej mieszkańcy podejmowali się odbudowy.

Rok temu 22 rodziny z Al-Arakib przeniosły się na wiejski cmentarz. Teraz tam stoją namioty, jedna przyczepa i zagrody dla zwierząt. Na cmentarz buldożery nie wjeżdżają. Większość mieszkańców wyniosła się jednak do miasteczka Rahat, jednej z siedmiu miejskich osad zbudowanych przez władze Izraela na pustyni Negew dla Beduinów.

"Z punktu widzenia państwa, Beduini teraz zajmują duże połacie ziemi, bo taka jest natura rolnictwa i hodowli owiec. Koncentracja ludności beduińskiej w miastach sprawi, że nie będą zajmować tyle ziem. Poza tym, ograniczenie przestrzeni ma wymusić na nich ograniczenie dzietności" - tłumaczy PAP pracownik Forum na Rzecz Współistnienia na Negewie Ofer Dagani.

"Pomysł przesiedlenia do miast został przedstawiony Beduinom i opinii publicznej jako proces modernizacji, który ma im zapewnić dostęp do wody, prądu i innych usług. Ale w tym wszystkim jakoś zapomniano, że modernizację można przeprowadzić również w warunkach wiejskich" - mówi Dagani i wskazuje na pobliską żydowską osadę rolniczą Newatim, która zieleni się pośrodku pustyni, dzięki dostępowi do bieżącej wody.

Po drugiej stronie autostrady naprzeciwko Newatim znajdują się biedne chatki beduińskie. To kolejna nieuznawana wioska, Haszem Zane. Mieszka w niej około 2 tys. ludzi, pozbawionych bieżącej wody i prądu. Osada jest tu od 150 lat. Zgodnie z rządowymi planami rozwoju Negewu na jej miejscu ma powstać autostrada numer 6.

Wcześniej w Al-Arakib nie było bezrobocia - mówią jej mieszkańcy w rozmowie z PAP. "Nie martwiliśmy się o jedzenie. Mieliśmy zboże, mleko, sery, mięso. Wszystko było tu, na miejscu. I każdy pracował - albo na roli, albo przy zwierzętach" - mówi Aziz al-Touri.

Do czasu, gdy wioskę zaczęły najeżdżać izraelskie buldożery. Gdy zmęczone ciągłymi wyburzeniami niektóre rodziny przeniosły się do Rahat, zaczęły się problemy z pracą. "Ci, którzy wynieśli się do miasta, są bezrobotni. Nie ma tam żadnej pracy dla nich, nie ma fabryk. To nie są normalne miasta" - dodaje Aziz.

W miasteczkach wybudowanych przez rząd przez lata nie działała kanalizacja. W przeciwieństwie do sąsiednich żydowskich miast, w beduińskich nie ma transportu publicznego, banków, bibliotek, parkingów, centrów kultury - wynikało z raportu izraelskiego NIK z 2002 roku. Mają one jedne z najniższych budżetów w kraju i dużo większe zagęszczenie niż żydowskie miasta w sąsiedztwie.

Po wojnie izraelsko-arabskiej 1948 roku spośród szacowanych 65-100 tys. Beduinów mieszkających na Negewie, zostało tylko 11 tysięcy. Dziś jest ich 160 tysięcy. "Mój ojciec, tak jak reszta starszyzny we wsi, nigdy nie opowiadał o 1948 roku. Dopiero, gdy w 2010 roku izraelskie buldożery przyjechały wyburzyć Al-Arakib, on i reszta tych, co pamiętają, zaczęli opowiadać o tym, jak żydowscy żołnierze w 1948 przeprowadzili tu wysiedlenia, grabież ziemi i dóbr, a nawet masakry" - mówi Aziz.

Gdy powstało państwo Izrael, tych Beduinów, którym udało się pozostać na Negewie, przymusowo przesiedlono na jedną dziesiątą terytorium, na którym żyli przed 1948 rokiem, na ziemię nieurodzajną i zamieszkaną już przez inne plemiona. Większość ziem Negewu została zajęta przez państwo. Część rząd przeznaczył pod budowę żydowskich osad - kibuców, moszawów (spółdzielni rolniczych), miasteczek; część na zalesianie przez Żydowski Fundusz Narodowy (ŻFN). Beduińscy mieszkańcy w nieuznawanych wioskach na pustyni w oczach państwa okupują ją nielegalnie.

Tam, gdzie stała wieś Al-Arakib, ma rozciągać się las ŻFN. Z namiotu, w którym mieszkańcy wsi przyjmują gości, rozciąga się widok na równe rzędy sadzonek drzew sosnowych i eukaliptusów. "Kiedyś tu rosły oliwki, zboża, nasze uprawy. Potem te drzewa posadził na naszych ziemiach ŻNF. Są jak żołnierze - mają pilnować, żeby nie mieszkali tu Beduini. Raz w tygodniu przyjeżdża ciężarówka z ogromnym zbiornikiem z wodą i podlewa je. Dbają o te drzewa, bardziej niż o nas" - mówi Aziz.