publikacja 08.08.2013 00:15
Z porozsypywanych paciorków powstają nowe, piękne różańce. Z rozsypanego życia powstaną nowi ludzie?
henryk przondziono /gn
W Areszcie Śledczym Warszawa-Białołęka osadzeni robią różańce
Zaczęło się od czerwcowego bierzmowania więźniów. Do Aresztu Śledczego na Białołęce przybył ksiądz biskup i przyniósł więźniom dary największe – dary Ducha Świętego. Ale i przedstawiciele Fundacji Tulliano, opiekujący się więźniami, przywieźli dary niezgorsze. Każdy z bierzmowanych, prócz nowego imienia, otrzymał ręcznie robione różańce. A część z osadzonych, po subtelnej zachęcie, zaczęła sama kolejne różańce „dłubać”.
Więzienna redakcja
Marzanna Mańkowska, wychowawca ds. kulturalno-oświatowych oraz zastępca oficera prasowego Aresztu Śledczego w Warszawie-Białołęce, zaprasza za mury. Jedne drzwi, drugie, ciężkie kraty. Proceduralne sprawdzanie dokumentów, przepustka. Szczękają klucze. Długim korytarzem do środka. Na ścianach wiszą rysunki więźniów. Niektóre, rysowane kreską niemal profesjonalną, przyciągają uwagę. Główne motywy prac: religia oraz damy w negliżu. Na piętrze (za zamkniętymi drzwiami) niewielka redakcja „Głosu Białołęki”, dwumiesięcznika penitencjarno-kulturalnego oraz więziennego radiowęzła. Pracują wyłącznie skazani. – Dzień dobry, proszę spocząć. Kawy, herbaty? Coś zimnego? – pytają szarmancko i zapraszają na wygodny fotel. A mały rudy kot (jak mówią – jako jedyny ma tu dożywocie) przymilnie wskakuje na kolana, mruczy i od razu zasypia. – Na terenie placówki mamy też psa, wilczura niemieckiego – informuje pani Marzanna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.