Pan Bóg prowadzi pędzel

Krystyna Piotrowska; GN 32/2013 Radom

publikacja 22.08.2013 06:25

Mówią, że tu jest mistycznie. Tu szukają natchnienia i tu je znajdują.

Wszyscy uczestnicy pleneru malarskiego z ks. Leonardem Sadowskim (z prawej) Krystyna Piotrowska /GN Wszyscy uczestnicy pleneru malarskiego z ks. Leonardem Sadowskim (z prawej)

Pomysł, żeby zapraszać malarzy do Turna do Ośrodka Edukacyjno-Charytatywnego Diecezji Radomskiej „Emaus”, wyszedł od dyrektora ośrodka ks. kan. Radosława Walerowicza i historyka sztuki ks. płk. Leonarda Sadowskiego. Po raz pierwszy grupa malarzy artystów przyjechała tu kilka lat temu. Zachwycili się pięknym ośrodkiem, miejscem, w którym się znajduje, oraz zakolem Pilicy widocznym z okien jadalni. Teraz nie wyobrażają sobie, żeby choć raz w roku tu nie przyjechać. I przyjeżdżają: Dorota Falkowska-Adamiec z Bytomia, Krystyna Jasińska z Katowic, Cecylia Szerszeń z Częstochowy, Agata Buchalik-Drzyzga z Zielonej Góry, Jacek Kośmiński z Kazimierza nad Wisłą. W tym roku pierwszy raz przyjechał Janusz Błaszczak z Warszawy.

Trwający dwa tygodnie plener zbliża się ku końcowi. W pokojach artystów pachnie farbą olejną i terpentyną. Ten zapach przenika też na korytarz, przez co łatwo znaleźć pokoje, w których mieszkają. – Najbardziej mnie tu przyciągają ludzie, później otoczenie. Mam takie ulubione miejsce, dwa kilometry stąd, i tam lubię chodzić, malować, robić zdjęcia – mówi pan Jacek. Akurat siedzi przy sztaludze. Maluje obrazek w zimowej scenerii. – W ten sposób się schładzam, bo jest bardzo gorąco – śmieje się.

– Bardzo lubię malować zimę – dodaje. Przyjechał tu z nastawieniem, że będzie pracował w plenerze, ale akurat wieje silny wiatr i płótno na obrazie faluje jak żagiel. – Jest więc okazja do zmiany tematu – dopowiada. Prace pana Jacka trafią w większości do autorskiej galerii, którą prowadzi wraz z żoną w Kazimierzu Dolnym. Każdy uczestnik pleneru to indywidualność. Mają na swoich kontach liczne wystawy w kraju i za granicą oraz nagrody i wyróżnienia. Są osobami rozpoznawalnymi nie tylko w swoim środowisku. Dlatego też te plenery nie mają jakiegoś konkretnego tematu. Tu robi się to, co komu w duszy gra, co leży na sercu. – Najlepiej pracuje się w swojej pracowni, ale jeżeli tu przyjeżdżamy, to przyjeżdżamy dla siebie, żeby się integrować. Jest między nami taki rodzaj życzliwej konkurencji. Oglądamy swoje prace. Robimy sobie korekty i nawzajem przygadujemy, ale wszystko z wielką życzliwością – z uśmiechem mówi pani Dorota.

Podglądam prace Cecylii Szerszeń. Artystka pokazuje te już ukończone i te, które czekają na swoją kolejkę. Na to, co dalej. – To nie zawsze jest tak, że się wychodzi i maluje to, co się w tym momencie zobaczyło. My ładujemy tu swoje akumulatory. Następuje taki mariaż tego, co się widziało, z tym, co się przeżywa – wyjaśnia artystka. Zapytana, dlaczego tu przyjeżdża, mówi, że w Turnie jest mistycznie, gospodarze tego miejsca są ludźmi kochającymi sztukę, a do tego są życzliwi i gościnni. – Jestem tu dla tej niepowtarzalnej atmosfery, mikroklimatu, otoczenia i ludzi. To bardzo ważne móc się spotkać, obejrzeć swoje prace, podyskutować. Tu się dostaje taki bodziec do pracy – potwierdza pani Krystyna.

Bardzo ważny dla uczestników pleneru, co wszyscy podkreślają, jest panujący tu spokój ułatwiający niezwykłe spotkanie z Panem Bogiem. Kazania podczas niedzielnych Mszy św. w miejscowej kaplicy na długo zapisują się w pamięci. Razem z zaprzyjaźnionymi księżmi modlą się za swoich bliskich, za kolegów, którzy odeszli. – Tu łączy się sacrum z przyrodą. Jest tu coś niezwykłego, wyjątkowego, czego na żadnych innych plenerach nie mamy – podsumowuje pani Dorota.

TAGI: