Niech ból tu nie mieszka

Barbara Gruszka-Zych

GN 51/2013 |

publikacja 19.12.2013 00:15

Przed Bożym Narodzeniem Sławek Wysocki – najmłodszy z trojaczków, który porusza jedynie ustami, bierze leki na uspokojenie – bardzo przeżywa święto urodzin Boga. On i dwójka jego rodzeństwa przed 21 laty urodzili się prawie nieżywi.

Niech ból  tu nie mieszka Roman Koszowski /gn Dziękujemy tym wszystkim, którzy kilka lat temu wzięli udział w gościowej akcji „Dom na święta” – mówią z wdzięcznością państwo Wysoccy

Powiedz, czy jest raj, czy jest?/ I czy zwykłe dzieci mogą tam wejść? – śpiewa Grzegorz Markowski z grupy „Perfect”. To ulubiona piosenka Sławka. On jest tym zwykłym-niezwykłym chłopcem. Od urodzenia leży i nie może ruszyć ani jednym palcem, ale rozumie całą sytuację, w jakiej się znalazł, i nieraz zadawał sobie pytania, jak te z piosenki. Dlatego, kiedy kilka lat temu pracownicy Fundacji „Mam marzenie” zapytali go, jakie jego marzenie mogliby spełnić, nie wybrał podróży za granicę, ani lotu samolotem, ale właśnie spotkanie z Grzegorzem Markowskim. Muzyk przyjechał do ich domu z gitarą w prezencie. Może grał na niej kiedyś ulubioną piosenkę Sławka, w której powtarza się uporczywe pytanie: „Czemu ból tu znalazł dom?”.

Pierwsze trojaczki

Sławek urodził się przez cesarskie cięcie jako ostatni z trójki. Lekarze wyjmowali go zbyt długo i niedotlenienie mózgu zrobiło swoje. Dziś rodzice wożą go na wózku w pozycji półleżącej. Od niedawna z powodu częstych infekcji dróg oddechowych ma rurkę tracheotomijną, a w nocy oddycha za pomocą respiratora. Ostatnio tata Roman musiał reanimować go dwa razy, bo nagle przestał oddychać. – Co ty, dusiłeś mnie? – pytał zdziwiony Sławek, kiedy odzyskał przytomność. – Chcieli zrobić z urodzin naszych dzieci widowisko medialne na cały Gorzów, bo to były pierwsze trojaczki w mieście – wspomina dzień 6 października 1992 roku mama Krystyna. – Kiedy wieczorem odeszły mi wody kazali czekać do rana na nową obsadę lekarską. Dzieci urodziły się w 30. tygodniu i wszystkie wymagały reanimacji i sztucznego podtrzymywania funkcji życiowych. Na OIOM-ie w Gorzowie zatrzymali Sławka, będącego w najcięższym stanie, bo w szpitalu był tylko jeden respirator. Tata natychmiast musiał jechać do Warszawy po zastawkę potrzebną do operacji, bo u syna stwierdzono dodatkowo wodogłowie krwotoczne. Sabinkę i Sylwestra, owiniętych w folię termiczną, zawieźli do innego szpitala. Kiedy Krystyna obudziła się z narkozy, dotarło do niej, że stało się coś niedobrego, bo poproszono ją o podanie imion dzieci. – Stan jest ciężki i chcemy je ochrzcić – usłyszała. Sławek przez osiem miesięcy leżał na OIOM-ie. W piątym lekarz zapytał Romana, czy zgadza się, żeby odłączyć go od aparatury, bo nie ma żadnej nadziei. – Nie wyraziłem zgody – mówi. – „On jeszcze do was przyjdzie” – powiedziałem. Razem z żoną przyjechali do szpitala pokazać dzieciaki, kiedy miały 4 lata.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.