Lepsza niż BBC

GN 23/2014 Lublin

publikacja 09.06.2014 06:00

Z Katarzyną Michalak – reportażystką Polskiego Radia Lublin, laureatką konkursu Prix Marulić – o reportażu i spotkaniach z ludźmi rozmawia ks. Rafał Pastwa

Reporter to ten, kto stara się zrozumieć świat, to ten, kto zadaje najważniejsze pytania – mówi Katarzyna Michalak ks. Rafał Pastwa /GN Reporter to ten, kto stara się zrozumieć świat, to ten, kto zadaje najważniejsze pytania – mówi Katarzyna Michalak

Ks. Rafał Pastwa: Okazałaś się lepsza niż BBC podczas konkursu w Chorwacji...

Katarzyna Michalak: Mój dokument wygrał rzeczywiście z reportażem BBC, ale tylko jednym punktem.

Co to był za konkurs?

Międzynarodowy Festiwal Słuchowisk i Dokumentów Prix Marulić, który odbywa się na chorwackiej wyspie Hvar.

O czym opowiada twój reportaż?

Dokument zatytułowałam „Złoty chłopak” i jest to opowieść o Abrahamie Tuszyńskim, postaci zupełnie u nas nieznanej. Ale wierzę, że być może po to zdobyłam tę nagrodę, by jego osobą zainteresował się jakiś reżyser, bo historia Abrahama warta jest filmowej produkcji.

Kim był Abraham Tuszyński?

Urodził się pod koniec XIX w. w Brzezinach pod Łodzią. Młody Abraham przygotowywany był do zawodu krawca. Ale w związku z tym, że jego matka była wdową i miała jeszcze pięć córek do wykarmienia, a on chciał dodatkowo uniknąć służby w wojsku carskim, postanowił udać się do Ameryki. Było to około 1903 roku. Podczas podróży dotarł do Rotterdamu. Zamiast wsiąść na statek, który przewiezie go przez Atlantyk, został w Holandii. Dlaczego? Zobaczył pierwszy w życiu film, wyświetlany podczas jarmarku na zwykłym klepisku. Zachwyciło go to do tego stopnia, iż uznał, że to jest jego przyszłość, jego Ameryka. W Holandii Abraham stworzył imperium kinowe, a perłą w koronie było do dziś istniejące kino – Theater Tuschinski w Amsterdamie. Niektórzy twierdzą, że jest to najpiękniejsze kino świata.

Jednak dalsze losy Tuszyńskiego są tragiczne.

Został stracony w komorze gazowej w Auschwitz. W Holandii był zatrzymany przez gestapo i wraz z transportem Żydów przywieziony na teren okupowanej Polski. Nie skorzystał z szansy ucieczki. Niemcy zajęli cały majątek Tuszyńskiego w 1940 roku.

Ale Twój dokument zawiera też wątki bardzo osobiste.

Tak. To nie tylko opowieść o Abrahamie Tuszyńskim. Wplotłam do reportażu historię mojego dziadka, który był krawcem, i historię mojej babci, która kochała kino. Ale w reportażu jest też scena, na którą warto czekać przez czterdzieści minut.

Możesz zdradzić, co przedstawia?

Kiedyś otrzymałam maila od producenta z Niemiec, który prosił mnie, bym mu pomogła w rekonstrukcji historii Abrahama. Nie byłam tym zbyt zainteresowana, bo cenię sobie kontakt bezpośredni z osobą, która staje się bohaterem reportażu. Postanowiłam jednak spróbować. Musiałam w związku z tym wyjechać do Brzezin, pod Łódź. Pomyślałam, że odwiedzę mamę, bo rzadko się widujemy. Sama jestem łodzianką. Mama się uparła, że pojedzie ze mną na nagrania, popatrzy, jak pracuję, i przy okazji spędzimy ze sobą więcej czasu. Dotarliśmy do Brzezin. Nikt nie słyszał o Abrahamie oprócz dyrektora miejscowego muzeum. Pokazał nam także eksponaty z okresu, kiedy żył w miasteczku Tuszyński. Była wśród nich maszyna Singera. Chcieliśmy razem z dziennikarzem niemieckim usłyszeć jej dźwięk potrzebny do nagrania reportażu, ale okazało się, że maszyna nie działa. Wtedy moja mama, córka krawca, uruchomiła ją. Dźwięk maszyny Singera przywołał moje dzieciństwo. Ale najważniejsze w kontekście historii Abrahama jest to, że dźwięk tej maszyny do szycia okazał się identyczny z dźwiękiem starego projektora kinowego. Wszyscy wtedy zastygliśmy. Był to niezwykle metafizyczny moment.

Który z Twoich reportaży jest Ci szczególnie bliski?

Ten, który nagrałam już tutaj, w Lublinie. Po nim postanowiłam być wierna sobie. Bo szefowie mówią młodemu dziennikarzowi: musisz mnie czymś zaskoczyć, wymyśl coś oryginalnego itd. Kiedyś pod kościołem akademickim KUL stała dziewczynka o imieniu Ewa, miała 11 lat. Była Cyganką i była piękna. Poprosiła mnie o pieniążek, a potem zaczęła ze mną rozmawiać, a w zasadzie zadawała mi mnóstwo pytań. I tak ją spotykałam, idąc do pracy. Nagrywałam te nasze rozmowy, nie wiedząc w zasadzie po co. Aż pewnego dnia Ewa zniknęła i pojawiła się inna Cyganka. Ewę wydano za mąż w Rumunii. Nagle te nasze rozmowy – o marzeniach, ubraniach, o tym, że studenci ją uczą pisać i czytać, o tym, że kocha Polskę i nie chce wracać do domu – nabrały szczególnego wymiaru. Już nigdy jej nie spotkałem. Ten reportaż nosi tytuł „Mijając Ewę”.

Czy reportaż ma szansę przetrwania?

Bez reportażu nie zrozumiemy świata. Reporter to ten, który stara się zrozumieć. To osoba, która stawia najważniejsze pytania. Reportaż to nie tylko podawanie faktów. To ultrazbliżenie – czyli czytanie z głosu. Nigdy wcześniej tyle osób nie chodziło ze słuchawkami na uszach. Powinniśmy do nich umieć dotrzeć, także z reportażem.