Wagon wina dla papieża

Barbara Andrijanić

publikacja 13.08.2014 05:30

W Slawonii, biednym, ale gościnnym regionie Chorwacji, nie ma tłumów turystów. Jest za to jedyna w kraju diecezjalna winnica produkująca doskonałe wina mszalne. Dochód z ich sprzedaży w tym roku przeznacza na pomoc ofiarom niedawnej powodzi.

Archidiecezja dźakovsko-osijecka jako jedyna w Chorwacji zajmuje się produkcją wina Barbara Andrijanić Archidiecezja dźakovsko-osijecka jako jedyna w Chorwacji zajmuje się produkcją wina
Ks. Stjepan Karalić jest gospodarzem diecezjalnej winnicy (na zdjęciu obok) od 40 lat

Jest upalny, letni dzień, a tu, w Dźakovie, temperaturę odczuwa się mocniej niż w innej części kraju. I dobrze, bo slawońskie słońce musi osuszyć zalane niedawno wsie i ogrzać zieleniejące na stokach winne krzewy, na których właśnie pojawiły się owoce. Nikt nie narzeka na upał, najwyżej na władzę, która zapomniała o rolniczej Slawonii. Tu nie ma turystów, jak w Dalmacji, i jest trochę sennie w samo południe przed wyrastającą jak czerwona góra XIX-wieczną katedrą, dowodem dawnej świetności tego miasta. Spod katedry wyruszamy do wsi Trnawa, gdzie od 300 lat archidiecezja dźakovsko-osijecka, jako jedyna w kraju, produkuje swoje słynne mszalne wina. Powódź, która niedawno spustoszyła okolicę, nie dotarła do winnicy, dlatego diecezja będzie mogła przeznaczyć część dochodu ze sprzedaży win na pomoc ludziom, którzy stracili w powodzi dobytek. Trafiło do nich już 4 mln kun.

W biskupiej winnicy
Diecezja dźakovsko-osijecka leży w tej części Chorwacji, o której politycy chcieliby dziś zapomnieć. Mieszkańcy z nostalgią wspominają czasy sprzed rozpadu Jugosławii, kiedy ten rolniczy region, słynący ze wspaniałych wyrobów mięsnych i win, przeżywał swoją świetność. Zła polityka nowych władz po utworzeniu niezależnej Republiki Chorwackiej i źle przeprowadzona prywatyzacja doprowadziły region do ruiny, a ludzi do biedy i emigracji. Slawonia, nazywana kiedyś spichlerzem kraju, a przede wszystkim Dźakovo, karmiła całą Dalmację. Dziś mieszkańcy masowo opuszczają miasto w poszukiwaniu pracy, choćby sezonowej, nad morzem, bo rolnictwo niewiele obchodzi państwo, choć ziemia tu żyzna i rodzi. Najlepiej winogrona.

Wino w Chorwacji to tradycja i kultura. Winnicę w Slawonii ma prawie każdy gospodarz na własny użytek. Ma ją i diecezja dźakovsko-osijecka, a mszalne wina produkuje od ponad 300 lat. Pierwsza wzmianka o nich pojawia się w kronikach z XIII w. Największy rozkwit winnicy związany jest z osobą bp. Josipa Juraja Strossmayera, który osobiście nadzorował budowę piwnic, w Trnawie w 1870 r. i 5 lat później w Musiciu, oraz odnowił i rozszerzył istniejącą piwnicę w Mandićewacu. Dzięki niemu z Wiednia do Trnawy trafił cud techniki winiarskiej, pierwsze w pełni zmechanizowane urządzenie do wyrobu wina. Ogromna drewniana beczka okuta żelaznymi obręczami, ustawiona na szynach, wyposażona w dźwignie, korby i łańcuchy, do dziś robi wrażenie, choć służy już tylko jako eksponat przypominający o poprzedniej epoce. Walory wina z Dźakova docenili klienci w Paryżu, Wiedniu, Trieście i Zagrzebiu. Do dziś w dębowych beczkach w XIX-wiecznej łukowatej piwnicy bp. Strossmayera dojrzewa mszalne wino. Jego znakiem rozpoznawczym są biskupie herby na etykietach. Jednego z nich – traminaca – podczas swojej ostatniej pielgrzymki do Chorwacji w 2003 r. próbował św. Jan Paweł II.

Nikt nie zna się lepiej na goszczeniu niż Slawońcy. Tu wpada się do sąsiadów bez zapowiedzi, wystawia na stół, co się ma, i rozmawia, a często i śpiewa do nocy. Tę atmosferę mógł poczuć i św. Jan Paweł II, o czym z dumą opowiada mi mój przewodnik ks. Stjepan Karalić, archidiecezjalny ekonom i gospodarz prawie 30-hektarowej plantacji, który osobiście częstował papieża traminacem. – Nasze wino musiało mu smakować – mówi – ponieważ abp Srakić, dziś już emeryt, obiecał wysłać do Rzymu ojcu świętemu kilka butelek. Chorwaci bardzo kochają Jana Pawła II, więc przygotowali mu cały wagon (10 tys. butelek).

Ks. Karalić uratował podupadającą winnicę, kiedy przed 40 laty nieżyjący już abp Cyryl Kos poprosił go o pomoc w odnowieniu diecezjalnej plantacji. – Było tego 12,5 ha, na których pracowało się końmi – wspomina. – Dlatego w pierwszej kolejności należało uprawę zmechanizować. Wino to dziedzina chemii. Ja jestem teologiem i potrzebowałem do pomocy enologa. Jeździłem do różnych winnic, słuchałem, co mówią ich właściciele, jak pracują – opowiada mój przewodnik. Dziś wino obrabia się we francuskich pneumatycznych preszach, w których leżakuje, a jego jakość potwierdzają nagrody zdobywane na wystawach, m.in. w Anglii. Oprócz św. Jana Pawła II w tutejszym traminacu rozsmakowali się także Japończycy. Właśnie do Kraju Kwitnącej Wiśni co roku archidiecezja eksportuje znaczną część swojej produkcji. Potrzebni są kolejni odbiorcy, bo rocznie przybywa 150–180 tys. litrów wina, kvalitetnego i vrhunskiego, czyli z najwyższej półki, choć niedrogiego. – Dlaczego by nie wejść we współpracę z jedną z diecezji polskich? – pyta ks. Stjepan Karalić. – Przecież tyle nas łączy: historia, papież, nawet język – wymienia. Dlaczego polscy księża nie mogliby używać do sprawowania Mszy św. właśnie chorwackiego wina, skoro tak zasmakowało pochodzącemu z Polski papieżowi?

Dzięki temu, że powódź nie dotknęła znajdujących się na stokach winnic, archidiecezja mogła wygospodarować znaczne środki na pomoc parafianom, którzy ucierpieli w wyniku podtopień. Wsie Gunja, Rajevo Selo, Posavski Podgajci zostały zniszczone najbardziej. Dziś już wrócili tam proboszczowie i rozdzielają najbardziej potrzebującym środki przekazane przez archidiecezję. Spora część z 4 mln kun pochodzi właśnie ze sprzedaży win z kościelnych piwnic.

Wino jest jak gość
Pokonujemy kilka zakrętów i pniemy się w górę. Słońce mocno grzeje, suszy zalane wsie i pozwala dojrzeć winogronom. To doskonały teren na winnice, dlatego mnóstwo tu przydomowych plantacji. Zakłada się je zawsze na stoku, nigdy na równinie, bo gdyby przyszedł mróz, wszystko by zmarzło. Krzewom posadzonym na zboczu nie zrobi krzywdy. W równych rzędach, opadając łagodnie w dół i pnąc się w górę, rosną sobie krzewy chardonnaya, traminaca, graseviny, a od niedawna też odmian czarnych cabernet sauvignon, cabernet franc i merlot. Ks. Stjepan wie dokładnie, gdzie która odmiana rośnie i kiedy rozpocznie się berba (zbiór owoców). Dziś jest tu spokojnie, ale pod koniec sierpnia winnica się zaludni. Berba potrwa miesiąc, ponieważ zbiór winogron będzie się odbywał stopniowo, w zależności od pogody i procesu dojrzewania owoców. – Wszystko zależy od sumy aktywnych temperatur. Każdy gatunek wymaga innej ilości słońca. Roślina sama sobie to wylicza – tłumaczy inżynier Miroslav Bosnjak, enolog. To on dogląda codziennie winnicy. Wie, co się dzieje w piwnicach, laboratorium i organizuje degustacje dla wycieczek, które podążając „winną drogą”, odwiedzają okolicznych producentów, próbując ich specjałów. Chętnie spotykają się też z innymi plantatorami, którzy przyjeżdżają, żeby porównać jakość wina sąsiadów, porozmawiać, wymienić doświadczenia i – jak mawiają Chorwaci – zwyczajnie się „podrużiti”. Ulubione wino ks. Stjepana to traminac, jednak ze względu na zdrowie wybiera cabernet sauvignon. – Kieliszek, dwa w towarzystwie to tyle, ile trzeba – zapewnia.

Dlaczego wasze wino jest takie smaczne? – pytam. – To kwestia dojrzewania – tłumaczy ks. Stjepan. Każde młode wino, kiedy się je zleje do drewnianej beczki, dojrzewa. Dostaje od drzewa, które przeżyło swoje, jego doświadczenie, dorośleje. To mu daje dąb. Potem (po 2–6 miesiącach) trzeba wino przelać do metalowej beczki, żeby się nie popsuło i zachowało to, co najlepsze z dębu, w którym dojrzewało przez jakiś czas. Czerwone wino bardziej lubi drewno niż białe. Potem trzeba je zabutelkować. Przefiltrowane, poddane różnym procesom, staje się „niespokojne”, dlatego po przelaniu do butelek potrzebuje co najmniej miesiąca, aby się zadomowiło i uspokoiło. Bo ono jest jak gość, a musi się poczuć u siebie – malowniczo opisuje ks. Stjepan. Dla dobrego wina tak samo ważne są położenie na południowym zboczu, wyselekcjonowane krzewy, jak i ekipa, która tu pracuje – dodaje inżynier Bosnjak. A jeśli dodać, że najnowszy święty Kościoła katolickiego właśnie stąd kosztował wina mszalnego, chyba nie trzeba lepszej reklamy.

Na trasie do Dźakova wciąż pojawiają się konwoje z pomocą humanitarną dla powodzian. Zastanawiając się, jak pomóc poszkodowanym przez ulewy południowym sąsiadom, można podczas wakacji w Chorwacji zajrzeć do Dźakova i skosztować tutejszego wina, a może zamówić coś do własnej piwniczki lub parafii?