Polska flaga na Marsie

Barbara Gruszka-Zych

GN 32/2014 |

publikacja 07.08.2014 00:15

Maciej Malik ma 21 lat, a jak „mądry starzec z gór”, mówi, że trzeba uczyć młodych patriotyzmu, historii, odpowiedzialnego myślenia. I sam to robi.

 Rok 2089. W 100. rocznicę odzyskania wolności polski astronauta zatyka polską flagę na Marsie. O tym marzy Maciej Malik Roman Koszowski /Foto Gość Rok 2089. W 100. rocznicę odzyskania wolności polski astronauta zatyka polską flagę na Marsie. O tym marzy Maciej Malik

Przedstawia się: katolik, Polak. – A jak się jest Polakiem, nie da się nie być patriotą – podkreśla. Kocha Polskę od dzieciństwa. – Patriotyzm to troska o dobro wspólne, jakim jest ojczyzna – wyjaśnia. Już w gimnazjum razem z bratem Bartkiem, bliźniakiem dwujajowym, starszym o całe dwie minuty, godzinami rozmawiali o odpowiedzialności za to, co się dzieje w kraju. Dwaj chłopcy siedzieli we wspólnym pokoju z wielkim obrazem Jezusa Miłosiernego zawieszonym przez rodziców na ścianie. Teraz w gliwickim biurze Klubu Jagiellońskiego, do którego wstąpił jako 18-latek, Maciek ma przed oczyma fotografię Karola Wojtyły z 1939 r. – To mój mistrz – mówi. Kiedy w liceum brał udział w olimpiadzie teologii katolickiej, rozczytywał się w jego encyklikach. – Papież mógłby być patronem wszystkich starających się dobro wspólne – dodaje.

Już w szkole średniej razem z bratem doszli do wniosku, że aby zmienić stereotyp młodego, niezaangażowanego, któremu na niczym nie zależy, trzeba zacząć od siebie. Dlatego zaczął działać w samorządzie szkolnym, a jako 17-latek w Młodzieżowej Radzie miasta Gliwice. – Urządzaliśmy sejmiki, debaty dla gimnazjalistów, żeby się nie kisili we własnym sosie – wspomina. W liceum z uczniami różnych szkół stworzyli „Koalicję na rzecz rozwoju”. – Już wtedy chciałem odczarować myślenie o polityce wśród rówieśników – mówi. – Polityka nie jest niczym złym, kiedy jest rozumną troską o dobro wspólne. Myślenie o niej wyłącznie jako o czymś niebezpiecznym, degenerującym człowieka powoduje, że trafiają do niej niewłaściwi ludzie, którzy wykorzystują niezagospodarowane przez mądrzejszych miejsce.
 

Znak krzyża przed posiłkiem

W Świętochłowicach tylko się urodził. Ze szpitala rodzice zabrali go do rodzinnych Sośnicowic. To maleńkie miasto liczące 1500 mieszkańców. – Miałem szczęście, że od kościoła dzieliło mnie tylko 20 metrów. Zawsze się zastanawiałem, kto ma bliżej – ksiądz proboszcz czy ja – opowiada.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.