Wielkie ratowanie

Krzysztof Błażyca

publikacja 10.09.2014 05:44

Po naszym pierwszym spotkaniu w Nairobi przez kolejne miesiące śledziłem działalność dr Pauli Kahumbu. Zdjęcia, wywiady, marsze dla słoni od Toronto po Melbourne. I w końcu nagroda w Królewskim Towarzystwie Geograficznym w Londynie – prestiżowa Whitley Awards 2014.

Dr Paula Kahumbu, dyrektor WildLife Direct Kenya, inicjatorka kampanii społecznej na rzecz ochrony dzikich słoni Krzysztof Błażyca Dr Paula Kahumbu, dyrektor WildLife Direct Kenya, inicjatorka kampanii społecznej na rzecz ochrony dzikich słoni

Przed jej odlotem po odbiór statuetki za zaangażowanie w konserwację dzikiej przyrody posłałem jej fragment „Dumbo”. Odpisała, że to jej ulubieniec. Sama pracuje ze słoniami. A ściślej – na rzecz słoni. Z dr Paulą Kahumbu, jedną z czołowych postaci WildlifeDirect Kenya, spotkaliśmy się ponownie. Wildlife to brzmi drapieżnie. Ale romantyka pracy z dziką przyrodą jest pełna bojów, które trzeba toczyć pośród betonu ulicy i w salonach decydentów. A zwłaszcza tam.

Bicz
Kiedy przed rokiem rozmawialiśmy przy rondzie Karen (od imienia baronowej Blixen, autorki „Pożegnania z Afryką”) Paula Kahumbu, korespondentka „The Guardian” i wykładowca na Princeton Univeristy w New Jersey właśnie rozkręcała inicjatywę „Hands off our elephants” (Ręce precz od naszych słoni). Z determinacją forsowała kolejne drzwi, szykując legislacyjny bicz na plagę kłusownictwa i handlu kością słoniową. – Wiesz, ile wynosi kara za kłusownictwo? 500 dolarów! A za sprzedany kieł kłusownicy dostają dziesięć razy tyle – irytowała się. Angażując polityków, artystów, ludzi religii, uzyskując wsparcie kenijskiej pierwszej damy Margaret Kenyatta wywołała ogólnonarodowe poruszenie, a „Hands off…” stało się zjawiskiem, które wykroczyło poza granice Kenii.

W tym roku spotykamy się na terenie Kenya Wildlife Conser- vancies na obrzeżach Parku Narodowego w Nairobi. Właśnie ma miejsce uroczyste odsłonięcie „słoniowej” rzeźby autorstwa cenionego w Kenii artysty Elkana Ongesa. Pytam Paulę o kampanię, dalsze wizje. – Inicjatywa ma dużą siłę rażenia. Kenia zaostrzyła prawo. Teraz grozi nawet 230 tys. dolarów i więzienie za kłusownictwo i handel kością słoniową. To najsurowsza kara w świecie. Od listopada 2013 r. ponad 43 proc. społeczeństwa dowiedziało się o kampanii. W budżecie państwa znalazło się 21 mln dolarów na działania przeciw kłusownictwu. Pierwsza taka kwota w historii – mówi dr Kahumbu.

Również Kościół katolicki w Kenii nie pozostaje obojętny wobec problemu kłusownictwa. „Dzika przyroda jest darem Boga i naturalnym dziedzictwem Afryki” – czytamy w oświadczeniu kenijskiego episkopatu. – Kłusownictwo trzeba określić jako narodową katastrofę – zwraca uwagę ks. Charles Odira z Komisji Pastoralnej i Apostolstwa Świeckich przy Episkopacie Kenii. Po niedzielnych nabożeństwach odbywają się spotkania dotyczące problemu. W jednym z ostatnich numerów „National Mirror”, gazety sygnowanej przez Episkopat Kenii, ukazał się artykuł „Czas mówić o walce z kłusownictwem z ambony”.

Żądza
Od 20 lat handel kością słoniową rośnie. W 2011 r. w Afryce przejęto ponad 26 ton kości słoniowej, w 2013 r. skonfiskowano jej ponad 40 ton. Naukowcy szacują, że sto lat temu w Afryce żyło od 5 do 10 mln słoni. Obecnie populacja skurczyła się do ok. 400–500 tys. zwierząt. – Kiedy w 1989 r. zaczynałam pracę, straciliśmy prawie wszystkie słonie. Wybijano je bez ograniczeń – mówi Paula. – Dziś w Kenii jest ok. 33 tys. słoni. Według oficjalnych danych w zeszłym roku zabito u nas 302 słonie. Nieoficjalnie wiemy, że ok. 3 tysięcy. Padło wiele potężnych słoni, jak Mountain Bull czy Satao. Dwa największe okazy kenijskiej fauny, z siekaczami sięgającymi ziemi, zostały zabite w ostatnich trzech miesiącach. – Niektórzy widzą w kłusownictwie szybki sposób na wydobycie się z ubóstwa. Za tym stoi chciwość – zwraca uwagę Idi Kasozi, ugandyjski imam i konserwator dzikiej przyrody. Według danych ONZ na handlu kością słoniową kłusownicy zarabiają po kilkaset milionów dolarów rocznie. Proceder został zakazany w 1989 r., ale rynki azjatyckie wciąż napędzają krwawy biznes. – Zwłaszcza Chiny, Wietnam, Tajlandia – wylicza Paula. Cena jednego kła może wynosić ponad 20 tys. dolarów. Cena za kilogram to ok. 1,5 tys. euro. Najwięcej kości wywozi się z Kenii i z Tanzanii.

Problem dotyczy też nosorożców. Rogi są wykorzystywane dla pozyskania proszku mającego być lekiem na raka lub... afrodyzjakiem. Cena – od 65 do 100 tys. dolarów za kilogram rogu. – Kłusownicy wyrzynają je, gdy zwierzęta są jeszcze żywe – mówi Paula.

Oenzetowski raport ds. handlu dzikimi zwierzętami (CITES) wskazuje, że w 2013 r. kłusownicy zabili ponad 22 tys. słoni. Zdaniem naukowców w minionej dekadzie w niektórych państwach wybito blisko dwie trzecie populacji. Rekordowy miał być rok 2012, gdy zabito ok. 25 tys. zwierząt. The David Sheldrick Wildlife Trust (DSWT), organizacja prowadząca w Nairobi ośrodek dla osieroconych słoni, podaje, że z rąk kłusowników rocznie pada nawet 36 tys. słoni. Albo bardziej obrazowo – każdego dnia, co piętnaście minut, jeden okaz. Kałasznikow, trucizna… Tak jak w Hwange National Park w Zimbabwe, gdzie w 2013 r. ponad 80 słoni padło w wyniku zatrucia cyjankiem. Do tego dochodzą rzezie słoni leśnych w Kongu i Republice Środowkoafrykańskiej, prowadzone przez Bożą Armię Oporu. Jej lider, poszukiwany przez Międzynarodowy Trybunał Karny Joseph Kony, ze sprzedaży kości słoniowej pozyskuje fundusze na swą wojnę.

A oczy wciąż patrzą
Paula nie traci nadziei, że jednak da się zaradzić dewastacji afrykańskiego wildlife (bo słonie przecież odgrywają swą rolę w środowisku). – W Kenii powołaliśmy 35 prokuratorów wyspecjalizowanych w ściganiu kłusownictwa. Kłusownictwo to zorganizowane, międzynarodowe przestępstwo, również ekonomiczne, które zostało w końcu poważnie potraktowane.

A gdyby tak pozyskać dla sprawy byłych kłusowników? To osobna historia, o 28-letniej Josephine Ekiru, z rejonu Turkana. Ją też chcieli zabić. Wchodzi kłusownikom w drogę. – Ci ludzie sami też cierpią, uciekając przed rangersami. Stanęłam pomiędzy nimi, aby nie było ofiar po żadnej stronie – mówi Josephine. Swój program rozpoczęła w 2011 r. Rozmawia, pyta o kolejne kontakty. – W moim rejonie poznałam ich 28. To nie jest łatwe. Jeden chciał mnie zabić. Powiedziałam mu: „Zanim mnie zabijesz, wiedz, że nie podoba mi się, że sami giniecie dla zysku. Straciliśmy już wielu z was, a jutro możesz to być ty. A słonie są dobrodziejstwem nas wszystkich”.

Odpuścił. Dziś jej pomaga, jak i paru innych. – Kiedy idę w teren, oni idą ze mną.

Teren. Tam bywa okrutnie. I wtedy Josephine płacze. – Wycinają kły, gdy oczy żywego jeszcze słonia patrzą na nich. Płaczę też, kiedy widzę martwą samicę i wiem, że jej młode nie przeżyje bez mleka.

Przypominają mi się słowa Pauli sprzed roku, kiedy wokół nas biegało 16 osieroconych małych słoni. – Wiesz, że samice „śpiewają” młodym, gdy te są zestresowane? I że młode do 5. roku są uzależnione od mleka, że słonie pamiętają, a nawet dają się wezwać z imienia – opowiadała. Jasne, że nie wiedziałem.

– Ludzie je zabijają, bo brak pracy. To wyzwanie dla rządu – kontynuuje Josephine. – Jest też strach, presja wspólnoty, myślenie: „Inni zabijają, ja też muszę”. Tracimy słonie i środowisko. Brak świadomości tego jest problemem.

Obecnie w Kenii w ochronę środowiska angażowane są wspólnoty lokalne. 75 proc. dzikich terenów nie jest objętych ochroną. Parki narodowe to tylko 8 proc. powierzchni kraju. Reszta ziemi należy do wspólnot lub osób prywatnych. – Wspólnoty potrzebują wsparcia, aby koegzystować z wildlife. Jest wiele tradycyjnych praktyk zakorzenionych w wierzeniach, wedle których przyroda została dana człowiekowi przez Boga. Ale dziś ta koegzystencja wymaga pieniędzy, edukacji – mówi Dickson Kaelo, dyrektor Kenya Wildlife Conservancies Association. Wspólnoty mają potencjał. Są szansą na ochronę dziedzictwa przyrodniczego i ostatnich kolosów ziemi. Bo jeśli nic się nie zmieni, za 20 lat obudzimy się w świecie, w którym nie będzie już dzikich afrykańskich słoni.

Więcej: wildlifedirect.org www.facebook.com/HandsOffOurElephants