Nikt w tę wojnę nie wierzył

Agata Puścikowska

GN 47/2014 |

publikacja 20.11.2014 00:15

Listopadowa szarówka i spokój sinej tafli jeziora. Można w końcu zasnąć. Świst kul i dramat wojny na chwilę pozostał wspomnieniem.

W „Dobrym Bracie” przebywa 28 żołnierzy, różnych stopniem. Bardzo się wspierają jakub szymczuk /foto gość W „Dobrym Bracie” przebywa 28 żołnierzy, różnych stopniem. Bardzo się wspierają

Przyjechali na początku listopada. Trochę to była dziwna podróż, bo nagle ze szpitali, w których byli leczeni, autokar wywiózł ich w nieznane. 12 godzin trwała podróż z piekła wojny do Polski, na Kociewie, pod Osiek. Po zdrowie. I nadzieję.

Płk Piotr Patechin mówić dużo nie lubi. Powściągliwy jak żołnierz. Opowiada konkretnie, po kolei. Z poczuciem odpowiedzialności za słowa. Ze Lwowa jechali długo. Blisko 30 mężczyzn. Trzeba było robić postoje, bo przecież Aleksander miał niedawno amputowaną nogę. Jeden oficer – przeszczepioną kość i tkanki miękkie. Inny podrutowaną nogę, ktoś amputowany palec. U pozostałych wojna pozostawiła konkretne ślady: rany po kulach, po odłamkach, minach. Niektórzy do tej pory noszą tych pamiątek w sobie nawet kilkanaście. Nie wszystkie udało się usunąć.

Płk Patechin po tym, jak został ranny, na Ukrainie pięć szpitali zmieniał. Duży odłamek tak wbił mu się w ramię, że ręka pozostała bezwładna. Nie było większych szans ani na usunięcie odłamka, ani usprawnienie ręki. Więc chociaż żona i dwie córki rzadko ojca żołnierza widzą, ucieszyły się z tego wyjazdu do Polski. Zdrowie najważniejsze.
 

Trudny wybór

Mariusz Markowski od lat robi interesy na Ukrainie. – Od lat mieszkam i w Polsce, i w Kijowie. Mam na Ukrainie wielu przyjaciół. Z przerażeniem obserwuję tamtejszą sytuację. Ukraińcy bronią swojej niezależności, wolności. Żołnierze walczą, a zwykli obywatele wspierają ich, jak mogą. Wojnę prowadzi naród, choćby wyposażając żołnierzy, kupując im nawet mundury. Rząd nie ma już pieniędzy... – opowiada pan Mariusz. – W obronie swojej ojczyzny giną młodzi ludzie. A świat? Właściwie milczy.

W Polsce pan Mariusz jest współwłaścicielem ośrodka wypoczynkowo-rehabilitacyjnego „Dobry Brat”. Pod Osiekiem nad jeziorem Kałębie odpoczywają i leczą się chorzy po udarach, wypadkach, urazach. – Nagle dotarło do mnie, że przecież mogę pomóc. Mam ośrodek rehabilitacyjny! Dlaczego nie zaprosić tu kombatantów?

Przy pomocy przyjaciół udało się. Najpierw jednak do Osieka przysłano opis pacjentów. Z lekarzem rehabilitantem trzeba było wybrać tych którym można było zaoferować skuteczną rehabilitację. – Zaczęliśmy obdzwaniać żołnierzy, by weryfikować ich stan zdrowia. W ten sposób ostatecznie stworzyliśmy listę 38 mężczyzn, którzy do nas przyjechali – opowiada pan Mariusz.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.