W co gra Rosja?

Tomasz Rożek

GN 50/2014 |

publikacja 11.12.2014 00:15

Rosja z dnia na dzień zrezygnowała z ważnego, rozwijanego przez lata projektu gazowego. A może od początku grała na niepowodzenie?

W co gra Rosja?

Rosja zrezygnowała z projektu budowy gazociągu South Stream, który miał obejmować Europę od południa, niemal symetrycznie do gazociągu Nord Stream, który obejmuje kontynent od północy. Ten ostatni, położony na dnie Bałtyku, działa i dostarcza błękitne paliwo do Niemiec. Dalej gaz może być dystrybuowany w całej Europie.

Polityka w gazociąg zaklęta

Moskwa nigdy nie ukrywała, że surowce energetyczne są jednym z najważniejszych elementów kształtowania jej relacji z sąsiadami oraz narzędzi kształtowania polityki zagranicznej. Jak to działa, nieraz widzieliśmy w praktyce. Gdy tylko przychodziła zima, Moskwa zakręcała kurek albo straszyła, że to zrobi. Nie tylko kij był fundamentem tej polityki, ale także marchewka. Aby mieć w szachu nie tylko swoich sąsiadów, Moskwa była w stanie przekonać Berlin do budowy gazociągu położonego na dnie Bałtyku, aby bezpośrednio połączyć Rosję i Niemcy. Dzisiaj trudno nie odnieść wrażenia, że reakcje wielu krajów na ukraiński kryzys byłyby zupełnie inne, gdyby z tyłu głowy europejskich przywódców nie kołatała wizja zimy bez dostaw surowców energetycznych. To oczywiście niejedyny powód zobojętnienia, ale jeden z ważniejszych. Gazociąg Północny był jednak w zamyśle Kremla tylko jednym z elementów układanki. Drugim był Gazociąg Południowy. Jego koncepcja powstała niemal równocześnie z pomysłem na Gazociąg Północny. Pierwszym krokiem było dogadanie się z Węgrami, cała reszta poszła dość łatwo. W styczniu 2012 roku Aleksiej Miller, szef rosyjskiego giganta gazowego, firmy Gazprom, powiedział: „W związku z poleceniem premiera znacznie przyspieszamy realizację projektu South Stream”. Chodziło o premiera Rosji, którym wtedy był Władimir Putin. Budowa gazociągu miała ruszyć rok później, ale Kreml zdecydował o przyspieszeniu. Według założeń South Stream miał dostarczać gaz z Rosji do krajów Europy Zachodniej z pominięciem krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Gazociąg miał być poprowadzony południem kontynentu. „Gazprom ma wszystko, co potrzebne, by ruszyć z tą inwestycją. Ma międzynarodowe porozumienia, ogromne zainteresowanie wszystkich uczestników projektu, niezbędne zasoby finansowe i wyjątkowe doświadczenie w prowadzeniu wielkich inwestycji transportu gazu. Projekt jest gotowy i przystępujemy do jego realizacji” – oświadczył wtedy Miller. Koszt inwestycji miał wynieść prawie 16 mld euro, choć nikt nie trzymał się kurczowo tej kwoty.

Gazociąg Północny pochłonął dwa razy więcej, niż planowano, co oczywiście nie zatrzymało ekspresowego tempa jego budowy. Wracając jednak do Gazociągu Południowego. Rosyjski Gazprom miał posiadać 50 proc. udziału w spółce budującej nowy gazociąg i zarządzającej nim, pozostali akcjonariusze: włoski Eni – 20 proc., francuski EDF i niemiecki Wintershall po 15 proc. każdy. Pierwsza nitka gazociągu od 2015 roku miała tłoczyć na  Zachód 16 mld m sześc. gazu. Druga miała powstać w 2018 roku. W sumie przepustowość gazociągu miała wynieść 63 mld m sześc. rosyjskiego gazu rocznie. Dla porównania, Polska rocznie zużywa około 11 mld m sześciennych.

O co chodzi? Nic nie wskazywało na kata

strofę projektu. Wydawało się, że Gazociąg Południowy powstanie tak samo szybko jak Północny, czyli w 1,5–2 lata. A tymczasem... pojawiła się konkurencja w postaci projektu europejskiego gazociągu Nabucco. Konkurencja, która na wstępie była skazana na porażkę. Kraje południa Europy (niemal wszystkie są członkami Unii Europejskiej) uznały, że lepiej prowadzić interesy z Moskwą. W Nabucco gaz miał pochodzić z Iranu, Azerbejdżanu i Turcji.

Gdy na Kremlu listy intencyjne podpisywał ówczesny węgierski premier Ferenc Gyurscany, Władimir Putin mówił, że Budapeszt ma prawo do współpracy z innymi poza Rosją krajami, ale ta współpraca na pewno będzie dla Węgier mniej opłacalna. Węgry długo grały na dwa fortepiany. Będąc w konsorcjum budującym Nabucco, Budapeszt podpisywał umowy z Moskwą. Ostatecznie Nabucco upadł. I stało się coś dziwnego. Rosja jak gdyby straciła zainteresowanie swoim projektem. Kilka dni temu – teraz już prezydent – Putin oświadczył, że skoro Unia Europejska nie chce realizacji gazociągu South Stream, to ten nie powstanie. Przy okazji Putin wytknął Komisji Europejskiej „niekonstruktywne stanowisko” w sprawie South Streamu. Sytuacja jest zastanawiająca. Przecież Putin nigdy nie przejmował się Unią, tym bardziej że miał przecież listy intencyjne krajów, przez które gazociąg miał przechodzić. Gdyby rzeczywiście był wrażliwy na sygnały płynące z Brukseli, nigdy nie powstałby Gazociąg Północny. Oświadczeniem sprzed kilku dni Moskwa zaskoczyła stolice zainteresowane Gazociągiem Południowym. – Serbia zainwestowała 6–7 lat w ten projekt. Zostało w niego włożone mnóstwo pracy – powiedział premier Serbii Aleksandar Vuczić. Serbowie byli najbardziej entuzjastycznie nastawieni do projektu gazociągu. W Bułgarii decyzja o rezygnacji wywołała konsternację. Nie brakuje głosów, że to tylko kolejny blef Putina. – Nie ma mowy, żeby Rosja zrezygnowała z takiego projektu jak South Stream – powiedział szef komisji ds. energetyki w bułgarskim parlamencie Martin Dimitrow. Z wyliczeń wynika, że Serbia zainwestowała już w projekt kilkaset milionów dolarów, a Bułgaria dokładnie 600 mln dolarów. Spokój na razie zachowują Węgrzy.

Co przyniesie przyszłość?

Oczywiście Rosja nie zamierza zrezygnować z przesyłania gazu do Europy Południowej. Chce to jednak robić na swoich warunkach. I jak się okazuje, przy współpracy z Turcją. Rura Gazociągu Południowego miała Turcję omijać, ale nowy pomysł jest taki, by z tego ogromnego rynku wycisnąć jakieś zyski dla siebie. Zaledwie kilka godzin po oświadczeniu Putina o rezygnacji z South Stream prezes rosyjskiego Gazpromu Aleksiej Miller poinformował, że zamiast Gazociągu Południowego przez Morze Czarne do Turcji, a następnie do granicy z Grecją zostanie ułożona magistrala o takiej samej mocy przesyłowej. Nowa trasa, nowa nazwa, ten sam kierunek. Po co? Być może Rosji chodziło o wyeliminowanie Nabucco, a gdy ten upadł, postanowiła budować gazociąg o bardziej optymalnych dla siebie parametrach. Być może Putin postanowił Europie pokazać, że jest w stanie z dnia na dzień odwołać projekt warty miliardy? To musiało zrobić w europejskich stolicach wrażenie. Podobne decyzje w Unii są dyskutowane latami. Na Kremlu (tak to przynajmniej wyglądało z zewnątrz) wystarczy kaprys. To oczywiście pozory, cała operacja musiała być zaplanowana w szczegółach. Ale efekt pozostaje ten sam. Europa bez rosyjskiego gazu popadnie w kłopoty. Putin właśnie pokazał, że wpędzenie jej w kryzys wciąż jest możliwe, a on sam nie będzie miał w tym względzie żadnych skrupułów. Nowy gazociąg ma omijać Bułgarię, stąd tak emocjonalne reakcje w tym kraju. Co ciekawe, ma rozpoczynać się dokładnie w tym samym miejscu co South Stream, czyli w Russkaja koło Anapy, w Kraju Krasnodarskim. Decyzja o wstrzymaniu i rezygnacji z budowy Gazociągu Południowego została przez Putina ogłoszona podczas wizyty w Ankarze. W czasie tej samej wizyty podpisano listy intencyjne pomiędzy Gazpromem a tureckim operatorem Botas. Z 63 mld m. sześc. surowca, który ma być przesyłany gazociągiem, 14 mld będzie przeznaczone dla samej Turcji. Trasa przebiegu gazociągu jest określona do granicy Turcji z Grecją. Dalej rozważane są różne warianty. Być może zostanie zbudowana odnoga bezpośrednio prowadząca do Włoch. W obydwu scenariuszach gazociąg dochodzi do Węgier i być może dlatego z Budapesztu nie płyną żadne nerwowe reakcje. Cokolwiek się stanie, Węgry i tak dostaną rosyjski gaz. A co na to wszystko Europa? Trudno nie odnieść wrażenia, że, jak to często bywa w tak szybkich zwrotach akcji, jest totalnie pogubiona. Przez lata promowała projekt własnego gazociągu, ale ten upadł. Później zgłaszała pretensje do krajów członkowskich, że te podpisują sprzeczne z unijnym prawem umowy z Gazpromem. Dzisiaj Moskwa wycofała się z budowy Gazociągu Południowego i ogłasza rozpoczęcie prac nad zupełnie nowym projektem. Na próżno szukać kogokolwiek w Brukseli, Paryżu czy Berlinie, kto byłby przygotowany na taki zwrot akcji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.