Nakrętkomania

Agata Puścikowska

GN 03/2015 |

publikacja 15.01.2015 00:15

Zbierasz ty, zbieram ja, zbiera cała twoja firma i szkoła dziecka. Zbieraniem nakrętek zajmuje się niemal cały kraj. Chociaż nie wszyscy wiedzą po co.

Pakowanie nakrętek w magazynie Fundacji Bez Granic przed przewiezieniem do firmy recyklingowej archiwum fundacji bez tajemnic Pakowanie nakrętek w magazynie Fundacji Bez Granic przed przewiezieniem do firmy recyklingowej

Jolanta Wiśniowiecka pracuje w jednym z wrocławskich szpitali. Na korytarzu wystawione jest pudełko, do którego zarówno pacjenci, jak i personel szpitala wrzucają plastikowe nakrętki od butelek. Obok napis: tym razem nakrętki pomogą niepełnosprawnemu Szymonowi. Pani Jolanta regularnie wrzuca plastik. Chociaż, jak przyznaje, nie do końca wie, co się z nim dzieje.  Nakrętki zbiera też piosenkarka Ewa Bem. Mówi, że to połączenie działania proekologicznego, segregacji odpadów, z pomaganiem potrzebującym. 

– Nakrętki zbieramy w mojej rodzinie od kilku lat. W kuchni wisi specjalna torebka, do której je wrzucamy. To świetny sposób, by bez wielkiego szumu pamiętać o dobroczynności – twierdzi. Podobnie dzieje się w tysiącach polskich domów: gdy nakrętek uzbiera się dużo, trafiają do punktów zbiorczych. A potem chore dzieci otrzymują drogi (i wygodny) wózek inwalidzki czy sprzęt do rehabilitacji. Tylko jak to się dokładnie dzieje, że uzbierany kolorowy plastik zamienia się w konkretne, materialne dobro? Wyjaśniamy.

Środowisko i człowiek

Chociaż w legendach na temat początków nakrętkomanii przebijają się wątki zachodnioeuropejskie, pomysł jest tak naprawdę nasz, polski, studencki. Znikąd go nie zaczerpnęliśmy. Powstał na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie. Studenci ochrony środowiska postanowili kupić wózek inwalidzki dla potrzebującego dziecka, zbierając surowce wtórne już w 2006 roku. Wybór padł na plastik pozyskiwany z nakrętek z dość oczywistych powodów: taki plastik to surowiec, który można ponownie przetworzyć, jest jednocześnie dość ciężki, a nie zabiera wiele miejsca. – Szkło odpadało, bo dzieci zbierające butelki mogłyby się pokaleczyć. Metale są zbyt ciężkie, makulatura jest małowartościowa i również zabiera miejsce. Nie wypadało z kolei, by na przykład przedszkolaki zbierały puszki – opowiada prezes Fundacji Bez Tajemnic Michał Żukrowski. Studenci wybrali zakrętki, bo stykamy się z nimi codziennie, a nic nie kosztuje przechowanie ich przez chwilę, a potem zaniesienie na przykład do miejsca pracy. Istotna uwaga: można zbierać nie tylko plastikowe nakrętki od butelek, ale również od tubek po paście do zębów, antyperspirantów, kremów do rąk, perfum, szamponów, środków czystości. Ważne, by (jeśli jest) zedrzeć z nakrętek papier lub folię aluminiową.

Kolor i kształt plastiku nie mają znaczenia. Ponieważ pierwsza akcja w Krakowie powiodła się i potrzebujące dziecko otrzymało wózek, studenci postanowili działać nadal. Akcja rozrosła się więc na dwie kolejne uczelnie i coraz więcej osób włączało się w pomaganie przez odkręcanie. Utworzono sieć koordynatorów, którzy na terenie niemal całego kraju organizują zbieranie nakrętek. W 2012 r. powstała Fundacja Bez Tajemnic obsługująca całe przedsięwzięcie. – Nasi koordynatorzy zapewniają miejsca do składowania nakrętek. Gdy uzbiera się ich dwie tony, przewozimy plastik do firm recyklingowych.

Tam sprzedajemy, a za uzyskane pieniądze kupujemy naszym podopiecznym potrzebny sprzęt do rehabilitacji i godnego życia – opowiada Żukrowski. – Co warte podkreślenia, nasi podopieczni nie muszą w żaden sposób włączać się w zbieranie, cały dochód ze sprzedaży jest przeznaczany na pomoc. Do tej pory zebraliśmy ponad 480 ton plastiku, udało się pomóc trzydzieściorgu dzieciom.

Dobry przykład

Skuteczność pomagania dzięki zbieraniu nakrętek dała efekt domina: coraz więcej instytucji pomocowych dostrzegło w niej szansę dla swoich podopiecznych. Na własną rękę organizują zbieranie nakrętek. Choć samo zbieranie nie jest ich głównym celem i jedyną formą pomocy potrzebującym. – Opiekujemy się dziećmi niewydolnymi oddechowo. Nasi podopieczni bez sprzętu, który od nas otrzymują, czyli respiratorów, musieliby na stałe przebywać w szpitalach – mówi rzecznik prasowy Łódzkiego Hospicjum dla Dzieci Jarosław Maćkiewicz. – Kilka lat temu postanowiliśmy naszą działalność wzbogacić i zbierać pieniądze nie tylko na konieczny sprzęt medyczny, ale również na spełnianie dziecięcych marzeń. Właśnie dlatego skorzystaliśmy z pozytywnej mody na zbieranie nakrętek i sami zaczęliśmy do niej zachęcać.  Akcja rozpoczęła się od jednego łódzkiego przedszkola i w krótkim czasie rozeszła się na wiele szkół i instytucji. Obecnie dla hospicjum zbiera nakrętki 120 placówek. 

– To pokazuje, że istnieje społeczne zapotrzebowanie na pomaganie. W szkołach zostawiamy pojemniki i plakaty informujące o akcji. Koordynatorzy czuwają nad tym, ile nakrętek zebrano. Jadą one następnie do firmy recyklingowej, która za kilogram płaci nam 90 gr – dodaje Jarosław Maćkiewicz. To dość dobra cena (na terenie kraju waha się ona nieznacznie). Żeby jednak samodzielnie zarobić te pieniądze, czyli uzbierać kilogram plastiku, potrzeba od 200 do 300 nakrętek. Prywatne uzbieranie wielu ton nakrętek, za które można zakupić na przykład wysokiej klasy wózek inwalidzki (koszt to nawet 20 tys. zł), jest właściwie niemożliwe. Prywatne osoby nie dysponują miejscem do przechowywania nakrętek. Również koszty transportu są wysokie. Dlatego konieczne jest połączenie sił. Gdy nakrętki zbierają całe rodziny, klasy, koleżanki z jednej firmy, uzbieranie tony to nie taki znów wielki wyczyn. A wspólne zbieractwo buduje solidarną chęć pomocy i zaangażowanie w sprawy najbardziej potrzebujących. Wtedy akcja ma sens: globalnie nie wymaga niemal nakładów czasu i funduszy ani od zbierających, ani od przyjmujących nakrętki.

– Z pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży nakrętek jako pierwszy skorzystał nasz podopieczny, 5-letni Kubuś. Jest dzieckiem, które potrzebuje respiratora przez cały czas. I właśnie z tym respiratorem mógł pojechać z rodzicami nad morze i pierwszy raz w życiu wykąpał się w Bałtyku. Inny nasz podopieczny, Kacper, otrzymał xboksa. W jego przypadku to narzędzie terapii – wspomaga koordynację ręki i pracę palców – mówi Jarosław Maćkiewicz. 

Nakrętkowa... ewangelizacja?

Ksiądz hm Piotr Larysz zajmuje się duszpasterstwem harcerzy archidiecezji katowickiej. Kilka lat temu wraz z młodzieżą postanowił pomóc choremu dziecku i zorganizować akcję zbierania nakrętek. Zarobione pieniądze dały radość choremu, ale zaowocowały też chęcią niesienia dalszej pomocy. Zgłaszały się osoby chętne do zbiórki, zgłaszały się osoby potrzebujące wsparcia. – Otrzymywałem mnóstwo listów z całej Polski. Nie byłem w stanie zajmować się sam wszystkimi potrzebującymi i organizacją zbiórek. Poprosiłem o pomoc Zakon Kawalerów Maltańskich i otrzymałem ją.

Postanowiliśmy finansować przede wszystkim turnusy rehabilitacyjne dla chorych dzieci, bo są bardzo drogie. Rodzin obciążonych chorobą dziecka po prostu nie stać na nie. Stworzyliśmy kampanię: „Wkręć się w pomaganie”, która posiada własny logotyp – mówi ks. Larysz. Zastrzeżenie praw do znaku firmowego kampanii było konieczne, gdyż zdarzają się przypadki podszywania się pod akcje zbierania nakrętek. Osoby prywatne, których intencje nie są wiadome, próbują zbierać nakrętki pod szyldem znanych i legalnie działających fundacji. Dlatego przed przekazaniem plastiku warto sprawdzić organizację, do której trafi. – Pomagać należy roztropnie. Dlatego składane do nas podania o finansowanie rehabilitacji dokładnie weryfikujemy. Sprawdzamy sytuacje zdrowotną i rodzinną pacjenta. Jeśli specjalna komisja wyrazi zgodę, uruchamiamy procedury związane z kampanią i zbieraniem nakrętek. Marcin Świerad, przedstawiciel Zakonu Maltańskiego konfraternia Śląsk: – Zbieranie nakrętek to nie tylko działanie proekologiczne i pomocowe. Jest to również forma… ewangelizacji. Charyzmatem Zakonu św. Jana Jerozolimskiego, czyli kawalerów maltańskich, inaczej nazywanych szpitalnikami, jest m.in. pomoc chorym i potrzebującym.

Pochylamy się nad każdym człowiekiem, bo w każdym widzimy Jezusa. Zbierając nakrętki, nie tylko wysyłamy chore dzieci na lecznicze wyjazdy, lecz uczymy zbierających, że warto pomagać. Uwrażliwiamy ich na potrzeby bliźnich i aktywizujemy, by nieśli pomoc dalej. Wiele osób, które zaczynały od zbierania nakrętek, wchodzi następnie w inne dzieła pomocowe. To efekt długofalowy. A co się dzieje ze sprzedanymi nakrętkami? Powstaje z nich specjalny granulat, z którego potem produkowane są plastikowe części maszyn, doniczki czy inne przedmioty codziennego użytku.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.