Człowiek z ducha

Jacek Dziedzina

GN 04/2015 |

publikacja 22.01.2015 00:15

Gdyby Europą rządzili dziś tacy politycy, nie byłoby w niej miejsca ani na pustkę marki „Charlie Hebdo”, ani na fanatyzm islamskich radykałów.

Człowiek z ducha AP Photo /east news

Najpierw jestem katolikiem, potem Irlandczykiem i politykiem – mówił o sobie Eamon de Valera, ojciec niepodległej Irlandii. Dziś brzmi to jak wyznanie średniowiecznego władcy. A tymczasem jeszcze pół wieku temu polityk z taką hierarchią wartości mógł nie tylko rządzić europejskim krajem, ale wywierać na niego wpływ, który na dziesięciolecia zaważył na społeczno-politycznym klimacie kraju. Bo nie były to tylko pobożne deklaracje, ale pewna wizja i konsekwencja, której tak bardzo brakuje dzisiejszym europejskim elitom.

Katolicy „z przypadku”

Postać de Valery warto przypomnieć w czasie, gdy polityczna poprawność (czyt. bezideowość) w Europie Zachodniej przekroczyła już wszelkie możliwe rubikony i granice absurdu, od której Europa się dusi i która stała się właściwie pętlą u szyi Starego Kontynentu. De Valera był dokładną odwrotnością tego, co reprezentuje choćby dzisiejszy premier Irlandii, Enda Kenny. Przed parlamentem mówił niedawno: „Jestem dumny, że stoję tutaj jako premier, któremu przydarzyło się być katolikiem, ale nie katolickim premierem”. Brzmiało trochę jak podobne oświadczenie Kennedy’ego sprzed lat: „Nie jestem katolickim kandydatem na prezydenta. Jestem kandydatem Partii Demokratycznej, któremu przydarzyło się być katolikiem”. Można powiedzieć, że Enda Kenny przynajmniej uczciwie postawił sprawę: ten sam bowiem polityk zasłynął żądaniem ujawniania tajemnicy spowiedzi (co miałoby, jego zdaniem, pomóc w ściganiu pedofilów), zniesienia nauki religii w szkołach czy zmianą definicji małżeństwa. Dopełnieniem jego wizerunku jako „bezstronnego” polityka były życzenia świąteczne, jakie złożył w grudniu ubiegłego roku. Polityk, któremu „przydarzyło się być katolikiem”, nawet nie zająknął się o Bożym Narodzeniu, za to wspomniał coś o „sprawach wyższych” oraz „zdrowiu i szczęściu”. W ten sposób wpisał się w nową świecką tradycję unijnych polityków, wśród których najbardziej poprawnie zachował się świeżo upieczony szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Były polski premier na Twitterze napisał, że życzy wszystkim… happy holidays. Nie żadnego Christmas, tylko holidays właśnie. Użył słowa, które pasuje zarówno do Dnia Wędkarza, Święta Pracy, jak i długiego weekendu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.