Szejkowie spragnieni sportu

Maciej Legutko

GN 06/2015 |

publikacja 10.03.2015 05:00

Kalendarz międzynarodowych imprez w tym niewielkim emiracie nad Zatoką Perską jest szczelnie wypełniony na najbliższych kilka lat.

Mistrzostwa Świata w Piłce Ręcznej to kolejna impreza promująca Katar sportfotodienst /east news Mistrzostwa Świata w Piłce Ręcznej to kolejna impreza promująca Katar

Niedawne MŚ w piłce ręcznej to tylko jedna z kilkunastu imprez najwyższej rangi, które w ciągu najbliższych lat odbędą się w mikroskopijnym państwie o rozmiarach średniego polskiego województwa. Skąd ten pęd Katarczyków do wielkich zawodów i dlaczego światowe federacje tak chętnie organizują wydarzenia nad Zatoką Perską, gdzie brakuje kibiców i sportowych tradycji?

Kolekcjonerzy turniejów
Kalendarz sportowych imprez na najbliższe lata w Katarze nie ma sobie równych na całym świecie. Oprócz turnieju piłki ręcznej w tym roku odbędą się jeszcze mistrzostwa świata w boksie oraz paraolimpijskie MŚ w lekkiej atletyce. Za rok nad Zatoką Perską będą rywalizować najlepsi kolarze szosowi. W 2018 r. najlepsi gimnastycy. Następnie Katar będzie gościć dwa wielkie turnieje. W 2019 roku lekkoatletyczne mistrzostwa świata, a w 2022 piłkarski mundial. Na tym jednak nie kończą się ambicje Katarczyków, starają się również o organizację letniej olimpiady w 2024 roku. Niemal każdy sportowiec, któremu przyszło rywalizować na otwartym stadionie w Katarze, przyznaje, że warunki do wyczynowego uprawiania sportu są tam niezwykle trudne z powodu ekstremalnie wysokich temperatur.

Dlatego wielkie imprezy, które odbędą się w tym kraju, zostaną rozegrane w nietypowych terminach, które postawią na głowie sportowy kalendarz w danym roku. MŚ w lekkiej atletyce będą miały miejsce na przełomie września i października, a piłkarski mundial prawdopodobnie w zimie. Mimo tych poważnych przeszkód Katarczycy wygrywają kolejne konkursy o miano gospodarzy. W listopadzie 2014 roku Doha została wybrana na miasto goszczące lekkoatletyczne MŚ 2019. W pokonanym polu zostawiła Barcelonę oraz amerykańskie Eugene. Znamienna była wypowiedź dla „New York Timesa” byłego dyrektora Amerykańskiego Związku Lekkoatletycznego Douga Logana: „Zgodnie z moimi przeczuciami wielkie wydarzenia zaczynają przenosić się do miejsc, które nie tylko mają zasoby finansowe, ale także zdolność podejmowania decyzji, które nie muszą spełniać wymogów transparentności oraz publicznej oceny”. Były działacz idealnie ujął przyczynę niebywałej skuteczności Katarczyków, na czele z wszechwładnym prezesem Katarskiego Komitetu Olimpijskiego szejkiem Tamim al-Thani. Jest on w stanie spełnić wszelkie finansowe oczekiwania międzynarodowych sportowych federacji. Jego oraz innych katarskich działaczy wielokrotnie posądzano o korumpowanie decydentów, szczególnie w kontekście przyznania roli gospodarza piłkarskiego mundialu.

Trudno jednak złapać ich na gorącym uczynku, bo sportowe federacje, jak Międzynarodowy Komitet Olimpijski czy FIFA, przez krytyków uważane są za równie zdemoralizowane i skorumpowane. Amerykanie uważają, że także w przypadku lekkiej atletyki o zwycięstwie Dohy przesądziła deklaracja Katarczyków, że cała delegacja Międzynarodowego Związku Lekkoatletycznego podczas turnieju w 2019 roku zostanie zakwaterowana w pięciogwiazdkowych hotelach. O sukcesie Kataru decyduje więc idealna „symbioza” ze sportowymi federacjami. Nad Zatoką Perską mają niezaspokojone ambicje organizowania kolejnych turniejów, a w gabinetach FIFA i MKOl zawsze ceni się partnerów gotowych wydać na sportowe imprezy nieograniczone budżety. Wzajemna sympatia międzynarodowych organizacji sportowych i Katarskiego Komitetu Olimpijskiego jest więc powszechnie wiadoma. Wciąż jednak aktualne pozostaje pytanie: czemu ten mały kraj postawił sobie za punkt honoru kolekcjonowanie wielkich zawodów?

Świat po ropie
Katar to bajecznie bogaty kraj. Jego społeczeństwo jest najzamożniejsze na świecie, PKB na mieszkańca wynosi 96 tys. dolarów. Tak jak w przypadku sąsiadów z Zatoki Perskiej dobrobyt przyniosły Katarowi obfite złoża ropy naftowej. O ile jednak ogromna Arabia Saudyjska wciąż ma zasoby „czarnego złota”, które wystarczą na kolejnych kilkadziesiąt lat, o tyle małe państwa, jak Bahrajn, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Katar, już niedługo będą musiały stanąć przed historycznym wyzwaniem – wyschnie strumień petrodolarów. W tym ostatnim kraju operacja przestawienia gospodarki musi się zacząć z dużym wyprzedzeniem, bo Katarczycy przywykli do niebywałych luksusów. Jeszcze przed kilkudziesięciu laty było to pobożne i konserwatywne muzułmańskie społeczeństwo. Przywiązanie do islamu pozostało, ale równocześnie zapanowała niczym niepohamowana konsumpcja.

Dwie trzecie społeczeństwa cierpi na otyłość. W samym Katarze żyją ponad 2 miliony ludzi, ale Katarczycy stanowią zaledwie 13 proc. ludności. Na ich dobrobyt pracuje 7 razy tyle obcokrajowców, ponad 0,5 mln Hindusów, 340 tys. Nepalczyków i kolejne dziesiątki tysięcy Pakistańczyków, Bengalczyków i Filipińczyków. Zazwyczaj wyzyskiwanych i niegodnie opłacanych. Rządząca Katarem dynastia Al-Thani zdaje sobie sprawę, że kraj musi przyjąć nową strategię rozwoju, która pozwoli utrzymać bogactwo miejscowych, ale jednocześnie wyrwać ich z marazmu i lenistwa. Stąd pomysł stworzenia z małego emiratu największego na świecie mecenasa sportu i globalnego centrum wielkich zawodów. Nie jest to żadna fantasmagoria. W Europie podobną rolę pełni jeszcze mniejsze Monako. Historia pokazała też, że światowym centrum turystycznym mogą się stawać miejsca o równie nieprzyjaznym klimacie. W Las Vegas przez cały rok jest równie gorąco jak w Katarze.

Inspirację dla Katarczyków stanowią sąsiednie Zjednoczone Emiraty Arabskie (ZEA). One również zbudowały bogactwo na ropie naftowej, lecz teraz z powodzeniem odnajdują się w świecie usług i turystyki. Miasto Dubaj w 2013 r. odwiedziło już prawie 10 mln turystów, a do końca dekady może przyciągać więcej zwiedzających niż Paryż. W 2014 r. miejscowe lotnisko stało się najbardziej ruchliwym portem świata, spychając na drugie miejsce londyńskie Heathrow. Sukces ZEA utwierdza Katarczyków w przekonaniu, że miliardy pompowane w sport mogą być gwarancją pomyślnej przyszłości. Pierwsze efekty są już widoczne. Katarski minister sportu Salah bin Ghanem w wywiadzie dla Associated Press zauważył: „Kiedy studiowałem w Stanach Zjednoczonych, ludzie pytali się mnie, gdzie leży Katar. A dziś pytają: może byś zainwestował w nasze sportowe zespoły?”.

Pieniądze nie tylko na sport
Gościnny świat hojnych mecenasów turniejów to jednak niepełny obraz małego emiratu. Co jakiś czas wychodzi na jaw ciemna strona arabskiego raju. O przekupstwie działaczy przy staraniach o organizację wielkich imprez była już mowa. Równie głębokim cieniem na reputacji szejków kładzie się traktowanie przyjezdnych robotników. Z dala od pięknych stadionów i wieżowców stoją baraki, w których setki tysięcy Azjatów przebywają w upokarzających warunkach. Dysproporcja w wynagrodzeniu i kondycji życia w stosunku do miejscowych jest wręcz wstrząsająca. Katarscy pracodawcy niewiele troszczą się o bezpieczeństwo pracowników. Śmiertelność na budowach stadionów jest haniebnie wysoka jak na najbogatszy kraj świata. Szejkowie, przyparci do muru przez obrońców praw człowieka, przyznali, że w 2012 i 2013 r. zginęło na budowach 964 robotników z Nepalu, Indii i Bangladeszu.

Obiecali podwyższenie standardów pracy, lecz za deklaracjami nie idą żadne konkretne rozwiązania. Jeszcze większe kontrowersje wzbudza fakt, że Katarczycy są nie tylko wielkodusznymi mecenasami sportu, ale również radykalnego islamu. Brytyjski „Telegraph” przypomina, że Katar jest głównym źródłem finansującym libijskich dżihadystów z organizacji Ansar al-Sharia. Stała ona za morderstwem Christophera Stevensa, ambasadora USA w Libii. Pieniądze płyną również do Hamasu i oczywiście do Syrii. Katarczykom trudno udowodnić bezpośrednie wspieranie Państwa Islamskiego.

W jawny sposób pieniądze płyną jednak do uznającego zwierzchność Al-Kaidy ugrupowania Ahrar al-Sham, które osobiście wychwalał katarski minister spraw zagranicznych, nazywając jego członków „prawdziwymi” syryjskimi partyzantami. Oprócz wsparcia ze strony władz terroryzm finansują też na własną rękę zamożni Katarczycy. W grudniu Amerykanie ujawnili, że wpływowy i szanowany biznesmen z Kataru Abdul Rahman al-Nuaimi jest jednym z największych sponsorów globalnego terroryzmu. Zdaniem USA, co miesiąc wspierał on Al-Kaidę w Iraku kwotą 2 mln dolarów. Somalijski Al-Shabab otrzymywał z kolei ćwierć miliona. Fascynacja zachodnią kulturą nie przeszkadza Katarczykom dotować terrorystów pragnących z całego serca jej zniszczenia. Mimo wielu kontrowersji wszystko wskazuje na to, że sportowe szaleństwo w Katarze dopiero się rozkręca.

Powoli mija czas, kiedy to szejkowie musieli sami zabiegać o uznanie sportowego świata. Nieograniczone fundusze i rekordowe inwestycje w infrastrukturę sprawiają, że na Bliski Wschód będą ściągać coraz lepsi zawodnicy i coraz bardziej prestiżowe zawody. Szkoda tylko, że cierpi na tym duch sportu i sprawiedliwej rywalizacji.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.