Rycerze Nebesnej Sotni

Grażyna Myślińska

GN 08/2015 |

publikacja 19.02.2015 00:15

Mówi się, że bohaterowie nie umierają, ale bliscy bohaterów poległych na Majdanie wciąż nie mogą otrząsnąć się po tragedii.

Rycerze Nebesnej Sotni Mama Ustyma Hołodniuka ze zdjęciem syna

Niemal rok po śmierci Nazara Wojtowicza jego matka nie wychodzi z domu. Całymi dniami patrzy na fotografię syna i rozmawia z nim. Nazar był jedynakiem, najmłodszym z zamordowanych na Majdanie. Matka Ustyma Hołodniuka postarzała się o kilka lat. Świadomość, że synowie zapisali się w historii Ukrainy jako bohaterowie, nie koi bólu ich rodziców.

Chłopiec w błękitnym hełmie

W historii Majdanu dzięki polskiej telewizji Ustym zapisał się jako chłopiec w błękitnym hełmie. Był na Majdanie od 22 listopada 2013 r. Po tygodniu przyjechał na krótko do domu z sinymi od pałek plecami i dwunastoma szwami na głowie. Drugi raz wpadł do domu w Wigilię Bożego Narodzenia. – Był już bardzo zmieniony. Zmężniał. Na głowie miał osełedec (wąski kosmyk włosów na czubku ogolonej głowy, noszony przez Kozaków zaporoskich). Mówię: „Synu, ty wiesz, że osełedec nie każdy może nosić, tylko prawdziwy wojownik?”. A on na to: „Tato, ja już bojowy chrzest przeszedłem, zasłużyłem”. Nie wiedziałem, że kilka dni wcześniej na piersi wybuchł mu granat hukowy. Nieprzytomnego Ustyma z pola walki wyciągnęła koleżanka z jego sotni, Alona. Posiedział dwa tygodnie, zaliczył zimową sesję egzaminacyjną i w poniedziałek 20 stycznia znowu pojechał na Majdan. Tam było coraz goręcej – opowiada ojciec.

W połowie lutego Hołodniuk senior, urzędnik państwowy, napisał do zwierzchnika podanie o urlop lub zwolnienie. – Narastał we mnie straszny niepokój. Musiałem być koło Ustyma, niezależnie od konsekwencji – wyjaśnił. Dostał urlop i pojechał do Kijowa. Ostatni raz widzieli się na Majdanie w nocy z 19 na 20 lutego. Każdy szedł do swoich zadań. – Pocałowałem go w tę kozacką czuprynkę, musiał się pochylić, wysoki był, wyższy ode mnie – wspomina ojciec. – O 10.20 dostałem telefon, że Ustym nie żyje. Pobiegłem do hotelu „Ukraina”, tam ściągali rannych i zabitych. Leżeli pokotem w hotelowym holu. Ustyma poznałem po niebieskim hełmie. Twarz miał zmasakrowaną. Usiadłem z wrażenia. Dwa metry dalej lekarze operowali rannego. Krew była wszędzie – opowiada. W telefonie syna znalazł SMS-a, którego chłopak nie zdążył wysłać do narzeczonej: „Niewolników do nieba nie wpuszczają”. Ostatni wpis z notesu Ustyma to strofa wiersza: „Nas biut, no my idiemo/ vilnimy my rodylys/ vilnimy pomremy” (biją nas, ale my idziemy/ rodziliśmy się wolni i wolni umrzemy).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.