Bomba atomowa

Jan Cichy

GN 08/2015 |

publikacja 19.02.2015 00:15

To nie tak, że na Rosję nie ma sposobu. I nie mówię tutaj o dostarczaniu broni czy szkoleniu ukraińskiego wojska. Dotychczas stosowane przez świat zachodni sankcje nie robią na Moskwie wrażenia. Ale jest coś, co polityków w Rosji przeraża. Tym czymś jest odcięcie od systemu SWIFT. Prawdziwa ekonomiczna bomba atomowa.

Dzięki systemowi SWIFT codziennie realizowanych jest około 15 mln operacji na całym świecie na sumę około 6 bilionów dolarów. System zrzesza ponad 10 tys. instytucji finansowych z 215 krajów ALI HAIDER /epa/pap Dzięki systemowi SWIFT codziennie realizowanych jest około 15 mln operacji na całym świecie na sumę około 6 bilionów dolarów. System zrzesza ponad 10 tys. instytucji finansowych z 215 krajów

Co to takiego? To międzynarodowy system, który służy do wymiany informacji pomiędzy bankami i instytucjami finansowymi. Bez tego systemu rosyjskie instytucje finansowe byłyby praktycznie sparaliżowane. Z systemów informatycznych banków i instytucji finansowych na całym świecie zniknęłyby kody banków (w tym banku centralnego) i instytucji rosyjskich. W praktyce oznaczałoby to, że żadne pieniądze nie mogłyby trafić do Rosji i żaden przelew nie mógłby z Rosji zostać przesłany na konto zagraniczne. Eksperci twierdzą, że taki ruch spowodowałby paraliż kraju przez paraliż jego instytucji finansowych i cofnięcie Rosji o kilka dekad.
 

Nie ma adresu!

SWIFT został założony na początku lat 70. XX wieku jako międzynarodowe stowarzyszenie instytucji finansowych, które jest właścicielem i instytucją utrzymującą sieć służącą do identyfikacji banków i do wymiany informacji o bankach. Brzmi to dość skomplikowanie, ale skomplikowane w istocie nie jest. SWIFT działa trochę jak system nadawania nazw ulicom w miastach czy wsiach. Po to, żeby list czy przesyłka trafiła do adresata, potrzebna jest nie tylko informacja o samym adresacie (imię i nazwisko czy nazwa), ale także o jego adresie, w tym ulicy, na której mieszka. Bez nazwy ulicy przesyłka nie trafi do odbiorcy. Podobnie jest z systemem SWIFT. Nawet jeżeli konkretny bank z Niemiec, Francji czy Portugalii będzie chciał przesłać albo odebrać pieniądze pochodzące z Rosji, nie będzie mógł tego zrobić, bo system informatyczny nie poradzi sobie z przelewem bez numeru SWIFT. Ten system porównuje się czasami do zamkniętego internetu bankowców. Przesyłane są nim wszelkie informacje pomocne w zawieraniu transakcji. To coś w rodzaju globalnego krwiobiegu gospodarczego. I – jak to w organizmie żywym – kto nie jest podłączony do krwiobiegu... umiera.

Organizacja, wspomniane stowarzyszenie zarządzające systemem SWIFT, mieści się w Brukseli, a więc podlega prawu belgijskiemu i unijnemu. Zdaniem prawników odpowiednie zarządzenie mogłoby zablokować Rosję. Z dnia na dzień, a właściwie z sekundy na sekundę – jak się szacuje – około 600 instytucji finansowych w Rosji zostałoby sparaliżowanych. Liczba 600 nie wygląda zbyt imponująco, ale z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że mowa o instytucjach krytycznych z punktu widzenia funkcjonowania gospodarki. Mowa także o przedsiębiorcach i przede wszystkim o ludziach, którzy zarabiają ogromne pieniądze na robieniu międzynarodowych interesów.

Ci sami ludzie są zapleczem obecnej władzy. Na statystycznego obywatela Rosji wyrzucenie z systemu SWIFT nie miałoby bezpośredniego wpływu. Pośredni wpływ objawiłby się recesją gospodarczą.
 

Czekamy na wiosnę?

Tylko że recesja w Rosji już jest, nie tyle za sprawą międzynarodowych sankcji, ile raczej z powodu spadków cen ropy na światowych rynkach. Ta recesja nie dotyka na razie tych najbogatszych. W nich natomiast głównie uderzyłoby wyrzucenie z systemu SWIFT. I być może dlatego, nawet na samą sugestię takiego scenariusza, władze w Rosji reagują wręcz panicznie. Gdy o sprawie wspomniał brytyjski dziennik „The Guardian”, a sprawę nagłośniła telewizja Russia Today (będąca tubą propagandową Kremla), premier Rosji Dmitrij Miedwiediew powiedział: „Będziemy czekali i obserwowali, co będzie się działo. Jednak jeśli te decyzje zostaną podjęte, nasza reakcja w sferze gospodarki, jak i w innych sferach, będzie nieograniczona”. Zwykle stonowanego Miedwiediewa tłumaczy amerykański dziennik „Washington Post”, który kilka dni temu napisał, że bez systemu SWIFT „rosyjski system finansowy pogrążyłby się w chaosie, a realna gospodarka mogłaby niemal stanąć”.

Zresztą reakcja Moskwy nie jest w świecie finansów ewenementem. Po latach bezowocnych prób, dopiero w 2012 r. wyrzucenie Iranu z systemu SWIFT doprowadziło do tego, że przedstawiciele tego kraju zgodzili się usiąść do negocjacji. A trzeba pamiętać, że irańska gospodarka nie była tak silnie powiązana z rynkami światowymi jak rosyjska. Innymi słowy, skoro wyrzucenie z systemu SWIFT zgięło kark twardogłowym z Teheranu, jaki wpływ miałoby na tych, którzy rządzą w Moskwie?

Oczywiście każdy kij ma dwa końce. Tak potężny cios w Rosję z pewnością spowodowałby kroki odwetowe. A wśród nich np. wyrzucenie albo dotkliwe ograniczenie działalności zagranicznych banków w Rosji. Wstrzymany eksport rosyjskich towarów (skoro nie można za nie zapłacić) oznaczałby straty dla firm w wielu krajach. No i co z surowcami energetycznymi? Jest zima, a co, gdyby Moskwa poszła na całość i zakręciła wszystkie kurki z ropą i gazem? Jak długo wytrzymałaby uzależniona od rosyjskiej energii Europa? I być może tutaj tkwi problem. Wyrzuceniu Rosji z systemu SWIFT sprzeciwia się Berlin. Niemcy są uzależnione od gazu z Rosji. Za wyrzuceniem jest Waszyngton i Londyn. Te stolice od rosyjskiego gazu czy ropy nie są uzależnione. A może poczekamy do wiosny? Wtedy pewne decyzje będzie łatwiej podejmować.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.