Dobro wspólne

GN 09/2015 |

publikacja 26.03.2015 00:15

O dość naiwnym pytaniu brytyjskiej królowej i wygodnej poduszce, która rozleniwiła ekonomistów, z prof. Paulem H. Dembinskim rozmawia Tomasz Rożek.

Prof. Paul H. Dembinski jest ekonomistą, wykładowcą uniwersytetów w Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i Chile. Jest także dyrektorem Obserwatorium Finansowego w Genewie i dyrektorem Instytutu Badań Ekonomicznych Eco Diagnostic, członkiem rady konsultacyjnej na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Karola w Pradze. W Wydawnictwie M ukazała się właśnie jego książka „Kryzys ekonomiczny i kryzys wartości”. Tomasz Gołąb /Foto Gość Prof. Paul H. Dembinski jest ekonomistą, wykładowcą uniwersytetów w Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i Chile. Jest także dyrektorem Obserwatorium Finansowego w Genewie i dyrektorem Instytutu Badań Ekonomicznych Eco Diagnostic, członkiem rady konsultacyjnej na Wydziale Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Karola w Pradze. W Wydawnictwie M ukazała się właśnie jego książka „Kryzys ekonomiczny i kryzys wartości”.

Tomasz Rożek: Każdy kryzys to szansa. Tak pisze Pan w swojej ostatniej książce pt. „Kryzys ekonomiczny i kryzys wartości”. A potem dodaje, że im większy kryzys, tym większa szansa, żeby coś zmienić, poprawić. Wykorzystaliśmy, Pana zdaniem, szansę, jaką przyniósł nam kryzys z 2007 r.?

Prof. Paul H. Dembinski: Moim zdaniem ani trochę, i właśnie dlatego ten kryzys ciągnie się dalej.

Co w takim razie przed 2007 r. źle funkcjonowało? Co powinno ulec zmianie?

Przez trzy dekady zaraz po wojnie, gdzieś do połowy lat 70., przynajmniej na Zachodzie, to były złote czasy. Gospodarka rosła, bezrobocie było małe, inflacja była w ryzach, a deficyty pod kontrolą. Wszystko działało tak jak trzeba. I właśnie wtedy zaczęły się kłopoty. Najpierw, w połowie lat 70., przyszedł kryzys związany z cenami ropy, a potem to już było tylko gorzej. I zamiast rozwiązywać pojawiające się problemy, nauczyliśmy się je różnymi kruczkami finansować. Nauczyliśmy się nieodpowiedzialności. Kredyty rosły, a pieniądz przestał mieć pokrycie.

Innymi słowy nauczyliśmy się zamiatać problemy pod dywan.

Dzisiaj tak byśmy to nazwali. Przez długie lata wydawało się jednak, że wszystko jest w porządku. Nikt wtedy nie mówił o zamiataniu pod dywan. Wtedy mówiono o nowym podejściu do gospodarki.

Ekonomiści wiedzieli, że to jest zamiatanie i nie mówili, czy nie zdawali sobie z tego sprawy?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.