Bieda
 nad rozlewiskiem

Mariusz Majewski


GN 09/2015 |

publikacja 26.02.2015 00:15

Prowizoryczna osada nad niewielką rzeką Minantok. 9 lichych drewnianych chatek. Łącznie mieszka w nich 150 osób,
w tym 50 dzieci. Na Filipinach podobnych miejsc jest wiele. 


Kilkanaście rodzin żyje tak na dziko od kilkunastu lat Jakub Szymczuk /foto gość Kilkanaście rodzin żyje tak na dziko od kilkunastu lat

Ubóstwo – odmieniane przez wszystkie przypadki. Ono zawsze padało na początku, ilekroć pytaliśmy Filipińczyków o najważniejsze problemy w ich kraju. W samej Manili często uderza na zasadzie kontrastu. Przechodzimy obok schludnego, ładnego banku. Kawałek dalej stoi okazały biurowiec. Za sąsiedztwo mają one zwykły barak, kryty falowaną blachą. Kobieta pichci coś w nim na malutkiej kuchence. Słychać głosy dzieci. Zapachy i odgłosy zwykłego rodzinnego życia. Za chwilę ulicą przejeżdża elegancki samochód. Kolejny stoi na poboczu. Wyskakuje zza niego kilkoro dzieci ulicy. Brudne, obdarte, ale uśmiechnięte. „Cześć, jak masz na imię” – zagadują. Nie wiemy, czy czegoś chcą, może są głodne, może trzeba im dać jakieś pieniądze… Czy tak po prostu są miłe. Duże pieniądze mają tu nieliczni. Większość żyje w nędzy. 90 proc. ziem uprawnych na Filipinach skupiło w swych rękach zaledwie 100 bardzo zamożnych rodzin. 


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.