Zapiski z frontowego zaplecza

Grażyna Myślińska

GN 11/2015 |

publikacja 12.03.2015 00:15

Na Majdanie sytuacja była jasna – tam stał Berkut, a tu staliśmy my – mówi Siergiej, uczestnik tamtych protestów. – Dzisiaj wszystko się skomplikowało.

Punkt zbierania  pomocy dla żołnierzy ATO Grażyna Myślińska Punkt zbierania pomocy dla żołnierzy ATO

Na zachodniej Ukrainie jeszcze niedawno słowo „bieżeniec” (uchodźca) budziło bezwarunkowe współczucie i chęć pomocy++. Otwierało drzwi domów, spiżarnie i portfele. W Skole, dawnym uzdrowisku, a dzisiaj wsi niebogatej, ludzie ze szczerego serca przyjęli do domów 20 kobiet i dzieci z Donbasu. – Jakie było moje zaskoczenie, gdy nagle dotarła do mnie wiadomość, że natychmiast każą się im wyprowadzać – mówi Jose Turczyk z Caritas w Drohobyczu. – Okazało się, że większość z nich to żony separatystów. To mniejszość. Większość bieżeńców to autentyczne ofiary wojny. – Mieli domy i mieszkania, pracę, dzieci chodziły do szkoły. Teraz nie mają nic i są skazani na pomoc – mówi Maria Rizzo z kijowskiego Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR). Według danych ONZ, na początku roku liczba uchodźców na Ukrainie zbliżyła się do miliona i stale rośnie.

Żeby nasi chłopcy nie ginęli

Czerniowce, stolica ukraińskiej Bukowiny, na początku lutego tylko na pozór wygląda jak przed rokiem. Wystarczy wejść na zaplecza sklepów, do piwnic, na uniwersytet, by zobaczyć, że prawie wszyscy mieszkańcy mrówczą pracą wspomagają swoich chłopców z ATO. Wołodia jest zapalonym wędkarzem i właścicielem sklepu wędkarskiego w centrum miasta. Sklep jest obecnie nieczynny. W piwnicy i na zapleczu trwa produkcja wojenna. Bierze w niej udział ponad 30 kobiet – wolontariuszek. Część z nich robi szydełkami siatki. To jest osnowa. Inne tną na równe paski kawałki materiału. Materiał przynoszą ludzie z miasta. Wołodia kroi z siatki części uniformu snajperskiego. Kobiety wiążą przycięte paski na manekinach. W manufakturze Wołodii ochotnicy mogą też pobrać przycięte siatki i tasiemki i wiązać je u siebie w domu lub w pracy. Właśnie przychodzi człowiek i przynosi 3 gotowe siatki maskujące na hełm. Zrobił je w ciągu dwóch dni. Sklep Wołodii to jedno z wielu miejsc, w których produkuje się wyposażenie dla żołnierzy z ATO. Całkiem sporym centrum produkcyjnym okazuje się Czerniowiecki Uniwersytet Narodowy im. Jurija Fedkowycza, miejsce nauki prawie 10 tys. studentów. Na wydziale geografii docent Olga Kynal jest specjalistką od zmian klimatu. Teraz wraz ze studentami zajmuje się produkcją odzieży i siatek maskujących. Robią to w każdej wolnej chwili. W bibliotece jest nawet specjalny kozioł, żeby naraz mogło pracować kilka osób. Docent Olga z wielkimi nożycami do przycinania pasków materiału, w eleganckim futrze, którego nie zdejmuje, bo w gabinecie jest chłodno (gaz trzeba oszczędzać), wygląda nieco surrealistycznie. W sąsiednim gabinecie specjalista od geografii historycznej, prof. Wołodymyr Król, także pracą własnych rąk poprawia zaopatrzenie wojska. Wiążą profesorowie, docenci, adiunkci, studenci. „Żeby nasi chłopcy nie ginęli” – mówią.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.