Jak zdobywano Krym

Andrzej Grajewski

GN 12/2015 |

publikacja 19.03.2015 00:15

Przed rokiem Rosja zaczęła operację zagarnięcia Krymu. Po kilku tygodniach półwysep został oficjalnie włączony w skład Federacji Rosyjskiej. Świat zobaczył, jak wygląda wojna hybrydowa, w której cyniczne kłamstwo oraz intensywna propaganda są nie mniej ważnym orężem aniżeli działania formacji zbrojnych.

Od lewej: Władimir Putin, Jurij Iljin i Wiktor Janukowycz przyjmują defiladę wojskową  w Sewastopolu ARTUR SHVARTS /epa/pap Od lewej: Władimir Putin, Jurij Iljin i Wiktor Janukowycz przyjmują defiladę wojskową w Sewastopolu

Prezydent Władimir Putin niedawno przyznał, że już w nocy 23 lutego 2014 r. wydał rozkaz, aby resorty siłowe przygotowały operację „powrotu Krymu do ojczyzny”. Wszystko, co nastąpiło później, było wynikiem decyzji podjętych podczas tej całonocnej narady. Jednak wiele wskazuje na to, że agresja przygotowywana była od dawna i to zarówno w wymiarze wojskowym, jak i propagandowym. Ułatwiał to autonomiczny status Krymu oraz fakt, że Sewastopol był głównym portem rosyjskiej Floty Czarnomorskiej.

Faza I: przybywają „zielone ludziki”

27 lutego 2014 r. pojawili się na Krymie ludzie w żołnierskich mundurach, ale bez jakichkolwiek oznaczeń oraz insygniów. Sprawnie dowodzeni, zaopatrzeni w nowoczesne środki łączności i transportu, szybko przejęli najważniejsze punkty na półwyspie. Pytany o nich Putin zaprzeczył, jakoby mieli to być rosyjscy żołnierze. – To ochotnicy, którzy przyszli na pomoc Rosjanom na Krymie, a mundur każdy może sobie kupić w sklepie z militariami za rogiem – przekonywał z ironicznym uśmiechem prezydent Rosji. „Zielone ludziki” były wspierane przez miejscowe formacje samoobrony, które rozpoznawały się m.in. po przypiętej do ubrania czarno-pomarańczowej tzw. wstążce gieorgijewskiej, nawiązującej do przyznawanego jeszcze w armii carskiej odznaczenia za męstwo, ostatnio prezentowanej jako symbol patriotyzmu rosyjskiego. Później okazało się, że ich dowódcą był płk Igor Girkin z wywiadu wojskowego GRU. Gdy sytuacja na Krymie została opanowana, pojawił się w Donbasie jako organizator tzw. pospolitego ruszenia Noworosji, jak zaczęto już wtedy nazywać Donbas, czyli obwody ługański i doniecki. Podstawowym celem „zielonych ludzików”, w istocie komandosów z jednostek szturmowych, było sterroryzowanie miejscowych polityków. Okazało się bowiem, że nawet prorosyjsko nastawiony parlament krymski nie był gotowy do buntu przeciwko prawowitej władzy w Kijowie. A plan zakładał, że agresja zostanie formalnie zalegalizowana przez autonomiczne organy władzy na Krymie. W nocy z 26 na 27 stycznia 120 uzbrojonych po zęby dywersantów, wyposażonych nie tylko w broń ręczną, ale także w miotacze granatów oraz duże zapasy amunicji, zajęło budynek Rady Najwyższej Krymu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.