Skok karakala

Stefan Sękowski

GN 18/2015 |

publikacja 29.04.2015 00:15

Wojsko postanowiło kupić śmigłowce do wszystkiego. W kontrowersyjnym przetargu zdecydowało się na takie, które i tak nie spełniają wszystkich wymogów.

H225M Caracal, śmigłowiec produkowany przez francuską firmę Airbus Helicopters Jacek Turczyk /epa/pap H225M Caracal, śmigłowiec produkowany przez francuską firmę Airbus Helicopters

Konflikt na Ukrainie pokazał, jak istotna jest modernizacja polskiego wojska. Do 2022 roku mamy wydać na zakupy broni ok. 90 mld złotych. Jednym z istaotniejszych nowych nabytków mają być nowoczesne śmigłowce, które zastąpią wysłużone maszyny sowieckiej produkcji, z których najstarsze mają po 40 lat. 21 kwietnia Ministerstwo Obrony Narodowej ogłosiło, że do testów praktycznych zostanie dopuszczona jedna maszyna: H225M Caracal, produkowana przez francuską firmę Airbus Helicopters. Jeśli próby się powiodą, polskie wojsko ma za 13 mld złotych kupić 50 śmigłowców wielozadaniowych tego typu. Po co nam właściwie nowe śmigłowce? Stare nie spełniają już wymogów nowoczesnego pola walki. A polskie wojsko stawia na uniwersalność. Przetarg rozpisany przez MON dotyczy helikopterów wielozadaniowych, co oznacza, że jedna maszyna ma mieć, w razie potrzeby, możliwość pełnienia wielu funkcji. Ministerstwo interesują cztery cechy. Po pierwsze nowe śmigłowce mają transportować żołnierzy z miejsca na miejsce. Ponadto mają służyć do celów poszukiwawczo-ratunkowych podczas walki. Taki pojazd przydaje się na przykład, gdy wróg zestrzeli samolot, zaś pilot się katapultuje – wówczas wysyłany jest śmigłowiec, który ma go odnaleźć. Inną ważną cechą helikopterów ma być możliwość walki z łodziami podwodnymi. Takie pojazdy, wyposażone w bomby głębinowe i ciężkie sonary służące do namierzenia okrętu, startują albo z brzegu, albo też mogą lądować na statkach wojskowych. I na koniec: MON zażyczył sobie także, by śmigłowce mogły przewozić i wspierać wojska specjalne, np. komandosów. Ze względu na specyfikę ich pracy, np. konieczność latania w nocy w taki sposób, by nie zostać zauważonym, tego rodzaju helikopter potrzebuje innego wyposażenia niż zwykły transportowiec.

Dziwny przetarg

Z nowych zakupów skorzystać mają więc wszystkie rodzaje polskich wojsk: lądowe, marynarka wojenna, lotnictwo i wojska specjalne. Nie znaczy to, że maszyny będą identyczne, ale spora część sprzętu musi się w nich pokrywać. Fakt tak daleko idącego „uwielozadaniowienia” krytykowało wielu ekspertów, wskazując na to, że wymagane w danych dziedzinach szczegóły wzajemnie się wykluczają. – Unifikacja jest oczywiście pożądana, ale jej granicą jest po pierwsze korzyść ekonomiczna – ujednolicenie maszyn zmniejsza koszty obsługi i logistyki, ale jeśli ceną za to jest kupienie większej ilości droższych śmigłowców, to są granice i tej logiki.

Po drugie unifikacja odbywa się kosztem niektórych funkcji danego sprzętu. Przykładowo w omawianym przypadku można połączyć funkcję np. transportu sił specjalnych z ewakuacją rannych, ale trudno to połączyć z zadaniami morskiego śmigłowca pokładowego, który musi mieć duży stosunek mocy silnika do masy, przy dużych ograniczeniach masy całkowitej – tłumaczy „Gościowi Niedzielnemu” prezes Narodowego Centrum Studiów Strategicznych Tomasz Szatkowski. Mimo to do przetargu, który ruszył w 2012 roku, stanęły trzy firmy: wspomniany już Airbus, należące do włosko-brytyjskiej AgustaWestland PZL-Świdnik oraz będące częścią amerykańskiego Sikorsky Aircraft PZL Mielec. Dwie ostatnie firmy odpadły w przedbiegach. Zdaniem MON w przypadku AgustaWestland decydujące było to, że chciała ona dostarczyć maszyny spełniające wszystkie wymogi w 2019 roku, choć wojsko potrzebowało ich już w 2017 roku. Z kolei Sikorsky miał, zdaniem ministerstwa, innego rodzaju problemy.

Przede wszystkim oferowanym Polsce śmigłowcom Black Hawk S-70i zarzucano brak uzbrojenia, a także brak możliwości ich obsługi serwisowej w Wojskowych Zakładach Lotniczych w Łodzi, na czym zależało wojsku. Decyzja ta budzi spore kontrowersje. Przede wszystkim tak naprawdę żadna z ofert nie spełniała wszystkich, wyśrubowanych warunków. Dlaczego więc tylko jedna została dopuszczona do testów? Od kilku miesięcy pojawiały się plotki o tym, że zwycięzca przetargu jest już znany, lub że nawet cały proces był ustawiony pod francuskiego producenta. Dowodów na to nie ma, ale są poszlaki. Gdy okazało się, że MON dopuści do etapu testów jedynie produkt Airbusa, zmieniły się także warunki przetargu. Zamiast dostarczyć 70 śmigłowców, francuska firma będzie musiała wyprodukować jedynie 50. Powodem jest cena: caracale to najdroższe maszyny spośród biorących udział w przetargu, wojsko zapłaci za nie 13 mld złotych, choć pierwotnie koszt 70 szacowano na 8–10 mld. Co prawda zdaniem ministerstwa część naszych helikopterów nie jest aż tak bardzo wyeksploatowana, jak się na początku wydawało, ale i tak zapowiada ono rozpoznanie dodatkowego przetargu – głównie na śmigłowce wyspecjalizowane w transporcie. Cała inwestycja będzie więc znacznie droższa, niż początkowo zakładano.

Poszkodowana zbrojeniówka

Jednak nie liczą się tylko pieniądze, które wydamy, ale także te, których nie zarobią pracownicy zajmujący się produkcją śmigłowców. Airbus nie ma bowiem w Polsce żadnej fabryki. Co prawda obiecuje, że chce kupić Wojskowe Zakłady Lotnicze w Łodzi, gdzie przy montowaniu śmigłowców znajdzie zatrudnienie ok. 700 osób. Po pierwsze nie jest to jednak wcale pewne – trudno bowiem uwierzyć w to, że firma zainwestuje w fabrykę tylko po to, by zmontować w niej kilkadziesiąt śmigłowców. Ponadto montaż to czynność względnie nieskomplikowana: zdecydowana większość pracy nad helikopterami odbędzie się we Francji. Inaczej niż w Mielcu czy Świdniku, gdzie zakłady już istnieją. Choć te fabryki należą do zagranicznego kapitału, jednak już dziś zatrudniają polskich pracowników. Przykładowo Świdnik zarządzałby produkcją AW149, jego pracownicy zajmowaliby się wszystkim oprócz budowy silników i przekładni. Co więcej, w ramach swej oferty Agusta/Westland zapewniała, że uczyni ze świdnickich zakładów centrum produkcyjne tego właśnie modelu śmigłowca dla wszystkich swoich odbiorców na całym świecie. W praktyce oznaczałoby to pracę dla pracowników z Lubelszczyzny na najbliższe 30–40 lat. Nic więc dziwnego, że przeciwko decyzji protestują związkowcy z „Solidarności”, zarówno z Mielca, jak i Świdnika, domagając się ponownego przeprowadzenia przetargu. Najważniejsze jest jednak to, czy kupione śmigłowce będą spełniać swoją funkcję na polu bitwy. Choć niewątpliwie jest to najszybszy helikopter z tych, które brały udział w przetargu, i może unieść najwięcej żołnierzy, nie musi się to przekładać na jego skuteczność. – Caracal to dobry śmigłowiec – duży i dość solidny. Faktycznie udźwignie on więcej żołnierzy niż konkurencja.

Jednak przy przerzucie żołnierzy jest większe prawdopodobieństwo wyższych strat, gdy są oni na pokładzie mniejszej ilości większych śmigłowców niż większej ilości mniejszych maszyn – mówi Szatkowski. Ponadto MON wrzucił tyle wymogów do jednego worka, że trudno je ze sobą pogodzić. Duży śmigłowiec oznacza ciężki śmigłowiec. Przez to caracal ze względu na swoją masę nie może lądować na okrętach wojennych. Biorąc pod uwagę te wady, można mieć poważne wątpliwości, czy MON słusznie rozstrzygnął przetarg.

Czym będą latać polscy żołnierze?

H225M Caracal to śmigłowiec francuski, jego nazwa pochodzi od karakala – azjatyckiego rysia stepowego. Ma prawie 20 metrów długości, 4,5 m wysokości i wraz z ładunkiem waży 11 ton. Potrafi unieść 2 pilotów i 28 żołnierzy. W powietrze wzlatuje w nieco ponad 7 sekund i osiąga sporą jak na tego typu maszynę prędkość 324 km/h. Inną jego zaletą jest to, że bez tankowania może przelecieć nawet 900 km, a jako że może tankować w powietrzu, przy dogodnych warunkach jego zasięg jest niemal nieograniczony. W armii francuskiej służy głównie do akcji poszukiwawczo-ratowniczych na polu walki, wykorzystywany był m.in. do ewakuacji obywateli Unii Europejskiej z Libanu podczas wojny między Izraelem a Hezbollahem w 2006 roku.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.