Siła złotych zębów

Jerzy Szygiel


publikacja 16.07.2015 06:00

Prezydent Turkmenistanu Kurbankuły Berdymuhammedow wystawił sobie w stolicy olbrzymi 
złoty pomnik. 


Brązowo-złoty prezydent Berdymuhammedow na swym ulubionym koniu Akkanie wieńczy 20-metrową białą skałę wykonaną w całości z włoskiego marmuru IGOR SASIN /east news Brązowo-złoty prezydent Berdymuhammedow na swym ulubionym koniu Akkanie wieńczy 20-metrową białą skałę wykonaną w całości z włoskiego marmuru

Zakazana w ojczyźnie strona internetowa opozycji „Kroniki Turkmenistanu” nazwała to rzeźbiarskie dzieło „marzeniem dentysty”, co powtórzył jeden z tureckich programów telewizyjnych. Tureckie i rosyjskie kanały telewizyjne są masowo odbierane w Turkmenistanie dzięki antenom satelitarnym. Władza musiała więc zareagować, dementując, jakoby ledwo odsłonięty pomnik prezydenta był cały ze złota: nie, został odlany w brązie i „jedynie pokryty złotem”. Brązowo-złoty prezydent na swym ulubionym koniu Akkanie wieńczy 20-metrową białą skałę wykonaną w całości z włoskiego marmuru. Całość przypomina pomnik cara Piotra Wielkiego w Petersburgu i jest zapewne aluzją do wielkiego historycznego znaczenia prezydenta Berdymuhammedowa, tak jak on sobie je wyobraża. 


Ceremonia była tradycyjna, znana od czasów Stalina i utrwalona za długiej prezydentury zmarłego w 2006 r. Saparmurata Nijazowa, wcześniej pierwszego sekretarza turkmeńskiej partii komunistycznej: wypuszczono białe „gołębie pokoju”, żołnierze przysięgli „wieczną wierność” prezydentowi, a przemawiająca przewodnicząca parlamentu Akja Nurbierdiewa zapewniła, że pomnik powstał „na prośbę zwykłych ludzi, związków zawodowych i organizacji publicznych”. Problem polega na tym, że obecny prezydent obiecywał nie powtarzać tego déjà vu. Jeszcze kilka lat temu dawał nadzieję, że zerwie z tradycyjnym kultem jednostki i odmrozi nieco stosunki polityczne. Azja Środkowa nie zmienia się jednak tak szybko.


Najmądrzejsza osoba


Można powiedzieć, że w kwestii pomników Nijazow miał więcej specyficznej wyobraźni. W środku Aszchabadu kazał zbudować swój złoty pomnik na szczycie 70-metrowej kolumny ustawionej na olbrzymim betonowym trójnogu – figura prezydenta z otwartymi ramionami była obrotowa, tak by twarz Nijazowa była cały czas skierowana ku słońcu. Konstrukcja była tak kuriozalna, że Turkmenistan przeżył na przełomie wieków prawdziwy najazd turystów, niezniechęconych trudnościami wizowymi. Dla wielu z nich pomnik dobrze ilustrował karykaturalność reżimu, inni po prostu zadzierali głowy. Kpiny części mediów zagranicznych poruszyły jednak na tyle turkmeńską Radę Bezpieczeństwa Narodowego, że w dniu nagłej śmierci Nijazowa p.o. prezydenta niespodziewanie został dużo lepiej wykształcony i bywały w świecie Berdymuhammedow, który ów kult jednostki krytykował. Kandydat obiecał też od razu „więcej demokracji” i na początek kazał aresztować ówczesnego przewodniczącego parlamentu Owezgeldiego Atajewa, gdyż według konstytucji to właściwie on w sytuacji śmierci prezydenta miał go zastąpić. Zaczynał po staremu, by wprowadzić nowości, które nie nadeszły.


Epokę Nijazowa kończył monumentalny pogrzeb w monumentalnym złoto-marmurowym mauzoleum, zbudowanym na jego życzenie przez francuski koncern budowlano-medialno-telekomunikacyjny Bouygues, bodaj najwierniejszy zagraniczny partner gospodarczy turkmeńskiej dyktatury. Firma postawiła tu też imponujący meczet na 15 tys. wiernych, dziś raczej pusty. Wtedy jednak kolejki do wystawionej trumny, również sprowadzonej przez koncern Bouygues, były kilometrowe i Turkmeni często autentycznie płakali, jak kiedyś po śmierci Stalina w ZSRR i krajach satelickich. Po marmurowych posadzkach dreptali w większości biedni ludzie, bo choć wszystko, co Nijazow zbudował w stolicy kapało od złota, ponad połowa populacji żyje poniżej progu ubóstwa. Teoretycznie kraj wielkości Hiszpanii, zamieszkały przez raptem 5-milonową ludność (jak w naszym województwie mazowieckim) i mający do dyspozycji olbrzymie bogactwa naturalne, nie powinien cierpieć biedy, ale czasy Nijazowa niewiele zmieniły w praktyce. Zamiast tego Nijazow napisał „Ruhnamę” – „księgę ducha”, dzieło na wzór „czerwonej książeczki” Mao, w której zawarł kilka pocieszeń, np. „Kiedy spotyka was wielka rozpacz, uważajcie to za pieprz, który dodaje smaku słodkiej zupie”. Najważniejszy werset „Ruhnamy”, książki, którą wszyscy turkmeńscy uczniowie powinni znać na pamięć: „Najmądrzejszą osobą w Turkmenistanie jest szef państwa”, miał te pocieszenia ostatecznie uwiarygodniać. 


Marsz dentysty


Ludzie płakali, bo jednak w porównaniu do niektórych innych państw powstałych w wyniku rozpadu ZSRR Turkmenistan Nijazowa nie wypadał tak źle. Woda w kraju w 80 proc. zajętego przez pustynię jest darmowa, tak samo jak elektryczność i komunikacja miejska. 70-litrowy bak samochodu można napełnić za cenę ok. 4 złotych. Nawet bezrobotni, których jest ponad 40 proc., są w stanie jakoś przeżyć. Więcej kontrowersji niż sytuacja ekonomiczna wywoływały kwestie religijne. Wszyscy z wiarą bądź pod przymusem tajnej policji zaakceptowali portrety Nijazowa na każdym rogu ulicy, jego wizerunek na wszystkich banknotach, zmianę nazw miesięcy (kwiecień został np. nazwany imieniem jego matki), inne oznaki niepohamowanej megalomanii i nawet picie wódki szklankami, ale kiedy Nijazow zażądał umieszczenia cytatów z „Ruhnamy” na wielkim meczecie budowanym przez Francuzów, najważniejszy imam kraju (w 93 proc. muzułmańskiego) powiedział „nie”. Nijazow oczywiście zastąpił go takim, który uznał, że nie tylko Koran może figurować w meczecie i „Ruhnamę” wykuto zaraz w jego marmurach, ale ten eksces kultu jednostki był po cichu krytykowany i w końcu wypromował „umiarkowanego” Berdymuhammedowa.


Obecny prezydent – rządzący od 8 lat – zaczynał jako lekarz dentysta, utrzymujący się z wstawiania złotych zębów. Trzeba pamiętać, że w Turkmenistanie złote zęby to nie tylko proteza dentystyczna, ale oznaka statusu materialnego i ozdoba. Przyszły prezydent przekonywał działaczy jedynej wówczas legalnej partii politycznej (prezydenckiej Demokratycznej Partii Turkmenistanu), że złote zęby należą do turkmeńskiej tradycji narodowej jako rodzaj biżuterii, więc należy je bardziej promować, również wśród młodzieży. Był przekonujący. Wkrótce zaczął rządzić ośrodkiem dentystycznym przy ministerstwie zdrowia i został osobistym dentystą Nijazowa, który mianował go zaraz ministrem zdrowia, a później wicepremierem. Objęcie przez niego władzy w 2007 r. miało być „nowym otwarciem”.


Spojrzenie opiekuna


W Turkmenistanie nie ma żadnych mediów, poza rządowymi. Pod tym względem kraj nie musi niczego zazdrościć Korei Północnej i Erytrei, z którymi zajmuje trzy ostatnie miejsca zachodnich rankingów wolności prasy. Wszyscy opozycjoniści, a nawet tylko podejrzani o „antypaństwowość”, siedzą lub nie żyją. Chrześcijanie inni niż prawosławni nie mają żadnego statusu legalnego. Jednak Nijazow tolerował telewizyjne anteny satelitarne, które wystają z mieszkań w najnędzniejszych blokach. W tym miesiącu władze turkmeńskie podjęły akcję wyegzekwowania zakazu posiadania anten, wydanego już w marcu. Zakaz nie wyszedł w formie dekretu prezydenta, jakiejś ustawy czy decyzji rządowej, lecz zarządzeń władz lokalnych, masowo i nagle przejętych estetyką domów z antenami. Berdymuhammedow zrobił kilka reform, dopuścił do parlamentu drugą partię, reprezentującą wielki biznes, usunął z konstytucji kilka marginalnych uprawnień prezydenta i nakazał rozmontować złoty pomnik Nijzowa, by go przenieść na dalekie przedmieście, ale najważniejsze się nie zmieniło.
Nijazow był Turkmenbaszą, „Ojcem Turkmenów”, Berdymuhammedow nosi tytuł Arkadaga „Opiekuńczego wodza”. Jego portrety zastąpiły na ulicach portrety Nijazowa, z dorzuconym hasłem „Opiekun na was patrzy”.

Nowy złoty pomnik nikogo już w Turkmenistanie nie zdziwił. Dla zachodnich mediów brzmiało to jak anegdota, zresztą ten kraj, mimo wyraźnego nieposzanowania licznych wolności, nie przyciąga specjalnie ich uwagi. Politycy też raczej milczą, bo Turkmenistan manifestuje neutralność, nie ma żadnych pretensji terytorialnych i pozostaje stabilny, a liczne koncerny zachodnie, jak Bouygues, który zbudował w Aszchabadzie kilkadziesiąt reprezentacyjnych gmachów, chcą korzystać z gazowo-naftowej manny, którą prezydenci wydają na zaspokojenie swoich ambicji. Największe turkmeńskie złoże gazu dorównuje największemu na świecie podmorskiemu złożu między Katarem a Iranem. Na pustyni Karakorum 40 lat temu powstał krater o 70-metrowej średnicy, który nieustannie płonie do dzisiaj: Turkmenistan ma olbrzymie zasoby, na które z zainteresowaniem patrzą mocarstwa. 


Dół na 6 metrów 


Ich niepokój budzi jednak wyraźna chęć otwarcia nowego frontu walki z Państwem Islamskim (PI). Tak się składa, że Turkmeni, którzy po rewolucji bolszewickiej uciekli z ojczyzny do sąsiedniego Afganistanu, a jest ich dzisiaj prawie milion, połączyli się politycznie najpierw z talibami, a niedawno przystąpili do PI. Teraz chcą wrócić do dawnej ojczyzny, objąć swoje dawne ziemie wraz z tym, co pod ziemią, i wprowadzić swoje porządki. Berdymuhammedow nakazał dwa miesiące temu wykopać wzdłuż całej 750-kilometrowej granicy z Afganistanem dół głęboki na 6 metrów i wybudować mur ze zwojów drutu kolczastego. Od początku roku w terenach przygranicznych zginęły setki cywilów, ataki z Afganistanu systematycznie się nasilają. Pojawiła się obawa, że temat Turkmenistanu może kiedyś wrócić do mediów z innego powodu niż ekscentryczny pomnik.