Pozostały eksponaty

ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 03.08.2015 06:00

Jest grudzień. Radiowóz marki fiat 125p mknie przez Polskę do Warszawy, gdzie za chwilę zostanie wprowadzony stan wojenny. Droga się nieco wydłuża, bo radiowóz zatrzymywany jest po kolei przez wszystkie patrole. Jak to możliwe?

– Pojazdy już są oficjalnie kolekcją, czyli są skatalogowane i podlegają nadzorowi konserwatora zabytków. Jest to pierwsza taka kolekcja w naszym województwie i jedna z nielicznych w Polsce – mówi Andrzej zdjęcia ks. Wojciech Parfianowicz /foto Gość – Pojazdy już są oficjalnie kolekcją, czyli są skatalogowane i podlegają nadzorowi konserwatora zabytków. Jest to pierwsza taka kolekcja w naszym województwie i jedna z nielicznych w Polsce – mówi Andrzej

Jest rok 2008 r., a nie 1981. Już sam widok fiata 125p na chodzie wzbudza sensację. Tym bardziej jeśli na dachu ma koguta, z boku napis „Milicja”, a w środku siedzą ludzie w niebieskich mundurach. Wariaci? Nie, po prostu pasjonaci z Niekłonic k. Koszalina. – Jechaliśmy na inscenizację historyczną. Po drodze żaden patrol nam nie przepuścił. Policjanci byli nieźle zdziwieni. Robili sobie z nami zdjęcia – opowiada Ewa. Razem z Andrzejem prowadzą „Muzeum Milicji Obywatelskiej”.

Podróż w czasie

Wchodząc na ich podwórko, człowiek ma wrażenie, że czas się tam zatrzymał. Wokół domu stoją zaparkowane milicyjne stary, w tym jeden wyjątkowy egzemplarz. – To jest star 29 hydromil, ze specjalną armatką wodną. Rok produkcji: 1977. Zostały już tylko trzy w całej Polsce. Służył w oddziałach ZOMO w Kaliszu. Z pewnością brał udział w rozpędzaniu antyrządowych demonstracji w czasie stanu wojennego – mówi Andrzej Gaborski.

Pod wiatą są jeszcze milicyjne „emzetki”, nyska, uaz, polonez, fiat 125p i prawdziwy rarytas – warszawa z 1970 r. Wszystkie w milicyjnych barwach, z kogutami na dachu i, co najważniejsze, na chodzie.

To nie wszystko. Są jeszcze mundury z różnych epok: od lat 50. do końca istnienia MO. Są kaski, tarcze, pałki i drobne akcesoria, czyli kajdanki, gwizdki, lizaki, pagony. Zdarzają się nawet „trofea” z akcji. Andrzej pokazuje coś, co wygląda jak samurajski miecz, trochę podniszczony, ale wciąż robiący wrażenie. – Został zabrany przed laty jednemu z kibiców piłkarskich – mówi.

Skąd pomysł, żeby zbierać takie rzeczy? Andrzej Gaborski sam wiele lat przepracował w policji. Zamiłowanie do historii kazało mu zainteresować się tym, co tkwiło w magazynach po przekształceniu resortu wraz z przemianami ustrojowymi w roku 1989. – Niektórzy uważali, że tych rzeczy trzeba się pozbyć, że nadają się tylko na wyrzucenie. Ja postanowiłem się tym zająć i kiedy trochę się tego nazbierało, pojawił się pomysł, żeby jakoś to wyeksponować. Marzy mi się hala na 500 mkw. Wtedy można by zrobić wystawę z prawdziwego zdarzenia – mówi były policjant.

IPN, kamera, wesele

Moda na retro w stylu PRL ma swoich zwolenników. Ale w niekłonickim muzeum nie do końca o to chodzi. Z jednej strony jest w tym coś z zamiłowania do starej motoryzacji, z drugiej pasja kolekcjonerska i żyłka rekonstruktorska.

Całe szczęście słusznie minione lata raczej nie wrócą, ale przecież nie da się ich wymazać z polskiej historii. Zresztą nie powinno się tego robić. – To trudna historia, ale tym bardziej należy o niej pamiętać – przyznaje Andrzej, który przygotował na specjalnych manekinach zestaw mundurów MO związanych z symbolicznymi datami historii PRL. – To są autentyczne stroje z różnych okresów. Jest mundur z czasu Poznańskiego Czerwca 1956, z zamieszek studenckich w marcu 1968. Mam tutaj mundur z grudnia 1970 i z okresu strajków w Radomiu w 1976. Jest też, oczywiście, umundurowanie charakterystyczne dla stanu wojennego, czyli z lat 1981–1983.

Z tej unikatowej kolekcji korzystają niejednokrotnie Instytut Pamięci Narodowej, organizując różne rekonstrukcje historyczne, a także szkoły, które chcą uatrakcyjnić przekaz dla młodzieży. Do Niekłonic trafiają też twórcy filmów, nawet ci najwięksi. Scenarzyści poszukują autentycznych rekwizytów, oddających klimat minionej epoki. – Jest w Polsce środowisko ludzi, którzy się tym zajmują. Z naszą warszawą braliśmy udział w różnych filmach, m.in. w „Czarnym czwartku” Antoniego Krauzego, w „Wałęsie” Andrzeja Wajdy i w paru obrazach krótkometrażowych – wylicza Andrzej Gaborski.

Jest też zainteresowanie eksponatami z najmniej spodziewanej strony. – Warszawa ma szczególne wzięcie u nowożeńców. Ale był też przypadek, kiedy ktoś wynajął stara. Jechali nim młodzi, świadkowie i orkiestra – wspomina Ewa.

Pewnie niektórzy nowożeńcy nie zdają sobie do końca sprawy z tego, czym nieraz była Milicja Obywatelska, i dla nich taki radiowóz to po prostu oldschoolowy gadżet. Z drugiej strony jest to swego rodzaju chichot historii. Gdyby ktoś stanął przy tej warszawie w głębokich latach 70., kiedy służyła jako radiowóz, i oznajmił, że kiedyś będzie się nią woziło młodych do kościoła na ślub... trudne do uwierzenia.

A nigdy nie skazani np. za zbrodnie stanu wojennego funkcjonariusze, niższego i wyższego szczebla, może i żyją, jak gdyby nigdy nic, ale czy siedząca dziś na „ich” radiowozie dziewczynka nie przypomina słów Psalmu 8: „Sprawiłeś, że nawet usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę, na przekór Twym przeciwnikom, aby poskromić nieprzyjaciela i wroga”?

Sposób na życie

Muzealna pasja udziela się całej rodzinie z Niekłonic. – Ludzie różnie spędzają wolny czas. Jedni zamykają się w domach, inni siedzą na plaży, a my mamy takie hobby, które możemy realizować razem i sprawia nam to wiele radości – mówi Ewa.

Swoje mundury mają też córki: Amelka i Karolina. – Kiedy jeździmy na zloty, robimy zawsze największą furorę. Kiedy się przebierzemy, wszyscy chcą sobie robić z nami zdjęcia – mówi Ewa.

Nie wszystkim podoba się pomysł zabawy w milicję. Trudno się dziwić. Jednak twórcy muzeum podkreślają, że nie chodzi im o brak szacunku dla jej ofiar. W pewnym sensie muzeum daje możliwość podejścia do lwa, który dziś nie ma już zębów ani pazurów. Można usiąść mu na grzbiecie, zajrzeć do pyska i z ulgą się uśmiechnąć na myśl o tym, że każde zło ma jednak swój kres.

Czasami eksponaty z kolekcji stają się, dosłownie, częścią życia. – Kiedy byłam w ciąży z Amelką, Andrzej postanowił dokupić jeszcze karetkę na polonezie. Okazja pojawiła się dwa dni przed porodem. Kiedy zaczął się poród, niewiele myśląc, wsadził mnie do tej karetki i pojechaliśmy do szpitala. Na rondzie Solidarności dostałam porządnego skurczu i wtedy Andrzej zapytał: „Włączyć syrenę?” – śmieje się Ewa. Nie włączył. – Na teren szpitala wjechałem bez problemu. Szlaban otworzył się bez okazywania przepustki i podjechaliśmy pod sam oddział – opowiada Andrzej. Jego marzeniem jest oficjalne uznanie muzeum przez ministerstwo. – Aby tak mogło się stać, musimy wszystkie nasze eksponaty policzyć, skatalogować i opisać. To mnóstwo pracy, ale dopniemy swego – zapowiada pan Gaborski.

Milicja Obywatelska przetrwała? Tylko w muzeum!

Święto Policji

Od 1995 r. obchodzi się je 24 lipca, na pamiątkę powołania Policji Państwowej w roku 1919. 7 października 1944 r. PKWN powołał Milicję Obywatelską, która istniała do 6 kwietnia 1990 r., kiedy to znów przywrócono Policję.