Jesteś zdrów? Zmierz się z Garbatką!

ks. Roman Tomaszczuk


publikacja 19.08.2015 05:30

Gdy zaczynała górskie wyprawy, plecaki miały stelaż zewnętrzny, śpiwór był kołdrą z zamkiem, a namiot przeciekał. Ale to nie był problem. 


Choć dzisiaj mieszka we Wrocławiu, to jednak czas wolny spędza poza miastem Ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość Choć dzisiaj mieszka we Wrocławiu, to jednak czas wolny spędza poza miastem

Harcerka, zastępowa, drużynowa, wreszcie komendantka Szczepu „Dziś, jutro, pojutrze” im. hm. Floriana Marciniaka zawdzięcza ZHP nie tylko dzieciństwo i młodość pełną przygód, ale także pierwsze doświadczenie wolności. Tej, którą daje oswojenie lasu, nocy pod gwiazdami, owadów i innych stworzeń. 


Prosto w gwiazdy


Strzegom, z którego pochodzi to jej miasto, tutaj się urodziła, tutaj uczyła się przyjaźni, tutaj chodziła do szkoły, ale do liceum wybrała się już do Świdnicy. Skończyła II LO i z wdzięcznością myśli o swojej wychowawczyni, Agacie Mester. 
Strzegom jednak to przede wszystkim harcerstwo. Fort Gaj – harcerska baza. Tutaj spędzała całe wakacje, uczyła się samodzielności, sprawdzała w trudniejszych sytuacjach, zdobywała umiejętności i doświadczenie. Tutaj przekonywała się, że gdy ma się przy boku wiernego druha – wszystkiemu można stawić czoła. Tutaj z dumą naszywała pierwsze odznaki sprawności – z upływem lat coraz bardziej ambitnych, ryzykownych i odważnych. 
Harcerstwo to także pierwsze wyprawy w góry. Jeszcze z plecakami z niewygodnym stelażem aluminiowym, jeszcze ze śpiworami ogromnymi jak dzisiejszych kilka, jeszcze z namiotami ciężkimi i nieporęcznymi, i oczywiście przemakającymi po średnim deszczu. 
Z tego czasu po dziś dzień z dumą wspomina pewną wyprawę, podczas której paczka znajomych zdobywała kolejne szczyty w Niemczech, Słowenii i w Chorwacji.

– Triglav – tam mogłabym wrócić, bo nie na wszystkich szczytach ma się ochotę stanąć jeszcze raz – zaznacza Joanna Ciołek, podkreślając piękno herbowej góry Słoweńców, najwyższego szczytu tego kraju i Alp Julijskich. 
Strzegom – dobre miejsce, żeby wyruszyć w świat.


Otwarte oczy


Poszła na Politechnikę Wrocławską. Tam, na inżynierii środowiska, poznała pracownika naukowego uczelni, Piotra Jadczyka. Ten zajmował się organizacją obozów naukowych i miał uprawnienia tzw. przewodnika studenckiego. Wtedy, na tych wyjazdach, po raz pierwszy dała się oczarować opowieściom o ziemi, ludziach, zwierzętach i roślinach konkretnej krainy, regionu czy miejscowości. Młody doktor z pasją, znawstwem i błyskotliwością wprowadzał swoich studentów w klimat miejsca. Zaimponował jej wiedzą i darem snucia opowieści. Jednak to było za mało, żeby samej porwać się na wymagający i absorbujący kurs przewodnicki. Zdecydowały względy praktyczne. Jako organizatorka obozów górskich dla swoich harcerzy, zawsze musiała szukać także przewodnika, który wchodził w skład kadry obozowej. – Ale gdybym miała uprawnienia, byłoby to i tańsze i łatwiejsze w obsłudze – pomyślała i zapisała się na kurs organizowany przez Studenckie Koło Przewodników Sudeckich. 


Po studiach została na uczelni. Jako nauczyciel akademicki miała sporo czasu (przede wszystkim w wakacje), żeby prowadzić grupy. Było to dla niej połączenie tego co znała z harcerstwa i pracy zawodowej: przekazywanie wiedzy, dzielenie się doświadczeniem, brania odpowiedzialności za ludzi – z tym co odkryła jako swoją pasję: fascynację górami, kulturą, zwyczajami, przyrodą. 
Wszystko się skończyło, gdy zmieniła pracę. Ma teraz etat, którego trzeba pilnować, a na wyjazdy zostały weekendy i urlop. – Wzięłam nawet kilka dni, żeby poprowadzić grupy, bo jeśli się nie pracuje jako przewodnik, wtedy wiele się zapomina – wyjaśnia. 


Nie trzeba daleko


Bardzo lubi Góry Kamienne i Góry Suche z niezwykle czarującym Sokołowskiem. Tuż za granicami Wałbrzycha, w stronę Mieroszowa rozciąga się kraina skał pochodzenia wulkanicznego. – Na ten zakątek oczy otworzył mi pan Marek, działający w Towarzystwie Rozwoju Sokołowska – wspomina.

– Samo towarzystwo jest bardzo intrygujące, to ludzie naprawdę zakochani w swojej małej ojczyźnie – zapewnia i opowiada o dwóch inicjatywach, które są częścią planu ożywienia i podźwignięcia kurortu, który w czasach swej świetności cieszył się europejską renomą. 
Korona Sokołowska liczy sobie 6125 m n.p.m. – można przeczytać na specjalnym certyfikacie, który otrzymuje każdy, kto jednego dnia wejdzie na Waligórę (936 m n.p.m.), Suchawą (928 m n.p.m.), Kostrzynę (906 m n.p.m.), Włostową (903 m n.p.m.), Bukowiec (898 m n.p.m.), Stożek (841 m n.p.m.) i Katarzynę (713 m n.p.m.) czyli szczyty, między którymi położona jest miejscowość.  
– Nie jest to łatwe, bo trzeba pokonać duże przewyższenia względne – ostrzega Joanna.

– Dla nieco bojaźliwych jest inna propozycja – dodaje. – To Międzynarodowe Świadectwo Zdrowia, wydawane także w Sokołowsku przez Towarzystwo Rozwoju Sokołowska.
 Świadectwo otrzymuje każdy, kto wejdzie na szczyt Garbatki (797 m n.p.m.) – „w pozycji wyprostowanej lub na czworakach” – informuje specjalny dokument. Od 150 lat niezliczone rzesze wczasowiczów i kuracjuszy ten wyczyn traktują, jako sprawdzian swojej kondycji. Sokołowsko słynęło bowiem z klimatu leczącego gruźlików. Gdy chory chciał sprawdzić, czy może wracać do domu, mierzył się z Garbatką. Jeśli wszedł i zszedł o własnych siłach – był zdrowy. Pierwszy przekonał się o tym Heinrich Seidel, niemiecki poeta wracający do zdrowia właśnie w Sokołowsku – 150 lat temu.


– Mieszkamy w rejonie niezwykle urozmaiconym i bogatym w atrakcje zarówno historyczne, jak i przyrodnicze, dlatego warto poświęcić choćby weekendy na poznawanie tego co jest w zasięgu ręki, bez zbędnych kosztów i wymagań czasowych – podsumowuje Joanna, a na potwierdzenie swej opinii przytacza kilka tras, które sprawdziła z własnymi rodzicami. 


Dla niedzielnych turystów 60+


  • Śnieżka (z wjazdem kolejką na Wielką Kopę) zejście samodzielne

  • Szrenica (z wjazdem kolejką) zejście samodzielne

  • Góry Kaczawskie (Skopiec i Baraniec)
  • Park Krajobrazowy Chełmy (z okazami lawy poduszkowej w Wąwozie Myśliborskim)

  • Podziemna fabryka „Arado” w Kamiennej Górze