Zamordowany bohater

Edward Kabiesz

GN 37/2015 |

publikacja 10.09.2015 00:15

Przez kilkadziesiąt lat mało kto wiedział, kim był i czego dokonał rotmistrz Witold Pilecki. Władze PRL-u usiłowały wymazać jego nazwisko z ludzkiej pamięci.

Zamordowany bohater jakub szymczuk /foto gosć Andrzej Pilecki w swoim mieszkaniu z pamiątkowym zdjęciem ojca

Andrzej Pilecki tę datę zapamiętał na zawsze. – 8 maja 1947 roku czekałem wraz z matką i siostrą na ojca w Ostrowi Mazowieckiej. Były to imieniny mojego wujka, Stanisława Rogowskiego. Ojciec obiecał, że na nie przyjedzie. Czekaliśmy długo. Nie przyjechał. Nie wiedzieliśmy, co się stało – wspomina. Rodzina nie wiedziała, że w tym właśnie dniu Witolda Pileckiego aresztowano. I że jeden z największych bohaterów AK-owskiego podziemia znajduje się już w X Pawilonie więzienia mokotowskiego, w całkowitej izolacji. Śledztwo nadzorował osławiony płk Roman Romkowski, którego własnoręczne dopiski widnieją na protokołach przesłuchań. Pilecki przed sądem w marcu 1948 roku kilkakrotnie kwestionował treść wyjaśnień ze śledztwa, stwierdzając m.in. że „protokoły podpisywałem, przeważnie nie czytając ich, bo byłem wówczas bardzo zmęczony”. Nie ma wątpliwości, jak wyglądały owe przesłuchania. Bicie, okrutne tortury fizyczne i psychiczne.

Pileckiemu i jego współpracownikom zarzucono m.in. kierowanie wywiadem na rzecz obcego mocarstwa, przygotowywanie zamachów na wysokich funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a także posiadanie składów broni i amunicji w Warszawie. Proces miał sterroryzować społeczeństwo, sparaliżować wolę walki tych, którzy nie chcieli się pogodzić z narzuconą przez Sowietów władzą. Był krótki, a wyroki z góry przesądzone. Pilecki wraz Marią Szelągowską i Tadeuszem Płużańskim zostali skazani na karę śmierci. Po apelacjach obrońców, Szelągowskiej i Płużańskiemu karę śmierci zmieniono na dożywocie. Prośby o ułaskawienie rotmistrza Pileckiego skierowane do prezydenta Bieruta zostały odrzucone. 25 maja 1948 r. o godz. 21.30 wyrok śmierci, najprawdopodobniej przez strzał w tył głowy, wykonano. Witolda Pileckiego pogrzebano na tzw. Łączce, ale jego ciała do dziś nie odnaleziono. Rodzina Pileckiego długo nie mogła uwierzyć w jego śmierć. – Mama myślała, że człowiek, który posiada tyle informacji, jest im potrzebny. Że trzymają go gdzieś tu lub na Łubiance i męczą – wspomina syn rotmistrza Pileckiego. – Kiedy chodziła do więzienia, mówili jej: „wyjechał, tu go nie ma”. Uwierzyła dopiero, kiedy potwierdziła to jej siostra, Eleonora Ostrowska. Nam też nie powiedziała od razu. Nie chciała nas martwić.

Wojskowy i ziemianin

Kim był człowiek, który w 1941 roku dobrowolnie został więźniem Auschwitz, by zdać sprawozdanie z popełnianych w obozie zbrodni i zorganizować tam ruch oporu? W PRL-u, zdaniem wojskowego sądu, zasłużył na karę śmierci, bo dopuścił się „najcięższej zbrodni stanu i zdrady narodu”. W PRL-u był to temat tabu. Dzisiaj, dzięki pracy historyków i relacji najbliższych, o jego działalności w obozie wiemy o wiele więcej. Zdaniem Andrzeja Pileckiego ojciec, mimo że kochał wojsko, to jeszcze bardziej pracę w swoim majątku w Sukurczach, w okolicach Lidy. Z rodzinnych wspomnień wyłania się postać obywatela Rzeczypospolitej, dla którego liczyła się przede wszystkim rodzina, ziemia i działalność na rzecz wiejskiej społeczności. Witold Pilecki urodził się 13 maja 1901 r. Za udział w powstaniu styczniowym część majątku Pileckich uległa konfiskacie. Ojciec Witolda, pracował jako leśnik na północy Rosji – w Karelii. Po ślubie zamieszkał z żoną w Ołońcu, gdzie urodzili się Witold i jego siostra. Po wybuchu I wojny światowej rodzina zmieniała miejsce zamieszkania. Witold uczył się w gimnazjum w Wilnie, gdzie w 1918 roku jako harcerz wstąpił do oddziałów samoobrony mających bronić miasta przed bolszewikami. Po opuszczeniu Wilna wraz z innymi obrońcami, do jesieni 1919 roku walczył z bolszewikami w Wileńskim Oddziale Wojsk Polskich, dowodzonym przez Władysława i Jerzego Dąbrowskiego, „Łupaszkę”, zamordowanego w 1940 roku przez NKWD. W czasie wojny polsko-bolszewickiej Pilecki odznaczył się w walkach na przedmieściach Warszawy. W 1921 roku, po zwolnieniu z wojska wrócił do Wilna, ukończył szkołę, wstąpił do paramilitarnego Związku Bezpieczeństwa Kraju, rozpoczął też studia plastyczne na miejscowym uniwersytecie. Trudna sytuacja materialna zmusiła go do przerwania nauki. Pilecki musiał się zająć swoim majątkiem w Sukurczach.

Ojciec uczył gospodarzyć

W 1931 r. Witold Pilecki ożenił się z Marianną Ostrowską. Mieli dwoje dzieci, Andrzeja i Zofię. Majątek w Sukurczach był zdewastowany i zadłużony, a dotychczasowy dzierżawca nie chciał go oddać właścicielowi. – Z dzierżawcą były problemy. Trzeba było te sprawy załatwiać sądownie. Kiedy ojciec odzyskał majątek, rzucił się w wir pracy. Nie tylko dla siebie, ale całej społeczności wiejskiej w pobliskiej Krupie. Obecnie ta miejscowość nazywa się Krupowo – opowiada Andrzej Pilecki. – Ojciec na tej wsi uczył ludzi gospodarzyć. Ludzie mieli nadmiar mleka, sprzedawali je za bezcen. Zorganizował mleczarnię, wyrabiano sery i sprzedawano je w Lidzie, a nawet w Wilnie. W Krupie ojciec założył też straż pożarną, bo na wsi, gdzie strzechy były kryte słomą, często dochodziło do pożarów.

No i wymyślił szwadron „Krakusów”. Było to coś w rodzaju przysposobienia wojskowego. Z tym szwadronem walczył później we wrześniu 1939 roku. Andrzej Pilecki podkreśla, że on i jego siostra mieli szczęśliwe dzieciństwo. Raz tylko dostał lanie. Uważa, że zasłużone. – Ojciec nie był surowy, raczej konsekwentny. Lanie, które zapamiętałem na całe życie, dostałem nie za to, że coś zrobiłem, ale za to, że go oszukałem. Nie znosiłem płatków owsianych. A ojciec uważał, że mamy jeść płatki, skoro jedzą je konie i są zdrowe. Pewnego razu w czasie śniadania ojciec wyszedł na chwilę, a ja szybko wepchnąłem zawartość miseczki w mysią dziurę. Ojciec niestety spostrzegł resztki owsianki przy mysiej dziurze i powiedział „kłamiesz, więc dostaniesz karę”. Lata spędzone w Sukurczach to z pewnością najszczęśliwsze lata w życiu rodziny Pileckich. Witold wykazał się znakomitymi talentami organizacyjnymi, był społecznikiem z prawdziwego zdarzenia.

We wrześniu 1939 roku wszystko się skończyło. Pilecki wyruszył z „Krakusami” na front, a 17 września Sowieci zajęli Sukurcze. Wówczas, gdy rodzina Pileckich znalazła się w niebezpieczeństwie, okazało się, jaką życzliwością się cieszyła. Zamieszkali przy szkole w Krupie, w której pracowała mama. – W lutym 1940 roku ludzie ze wsi zobaczyli, że 7 km stąd stoi już pociąg do wywózki na Syberię. Ta sprawa została w filmie przedstawiona inaczej. Ostrzegł nas nie sąsiad, ale uczeń mamy, bardzo zdolny, Wacek Czarnous. Co ciekawe, był komunistą. Przyjechał te 7 km, dotarł do nas wieczorem i powiedział: „uciekajcie, bo jutro was wywiozą”. Zabraliśmy byle co, poszliśmy do naszej byłej służącej czy niani, która nas przenocowała. Pamiętam, że spałem na białoruskim piecu, oblazły mnie pchły, ale było ciepło. Rano pomogli nam inni ludzie stamtąd – wspomina pan Andrzej. Po wielu perypetiach Andrzej i Zosia wraz z matką dotarli do Ostrowi Mazowieckiej, gdzie mieszkała ich babcia Franciszka. Tam dowiedzieli się, że ojciec żyje. Spotkali się z nim kilkakrotnie. Oczywiście dzieci nie wiedziały, czym zajmuje się ojciec.

Więzień numer 4859

Witold Pilecki po rozbiciu przez Niemców 41. Dywizji Piechoty, gdzie pełnił funkcję zastępcy majora Jana Włodarkiewicza, dowódcy kawalerii, nie złożył broni. Wraz z innymi żołnierzami przedostał się do Warszawy. Tam wraz z Włodarkiewiczem utworzył podziemną organizację wojskową, Tajną Armię Polską (TAP). Pełnił w niej szereg ważnych funkcji, w tym m.in. szefa Sztabu Głównego, szefa zaopatrzenia i służb specjalnych. W 1941 r. organizacja w pełni podporządkowała się Związkowi Walki Zbrojnej. We wrześniu 1940 roku Pilecki rozpoczął swoją heroiczną misję w Auschwitz, gdzie trafiło wielu ujętych przez Niemców członów TAP. Dowództwu podziemia osobę Pileckiego zasugerował major Włodarczyk. Andrzej Pilecki uważa, że wówczas, kiedy Niemcy tworzyli obozy, wiedza o nich była praktycznie zerowa. – Ojciec był człowiekiem rozważnym, analizował sens i szanse danego przedsięwzięcia. Zgłaszał również swoje wątpliwości. Zresztą to nie on zaproponował, że dotrze do obozu, bo misję zleciło mu dowództwo polskiego podziemia.

Natomiast o jej podjęciu zdecydował sam. W nocy z 21 na 22 września z transportem więźniów dostał się do Auschwitz jako Tomasz Serafiński. „Powitanie” w obozie było dla niego szokiem. Opisał je dokładnie w swoim raporcie. „Zgraja esesmanów biła, kopała i robiła niesamowity wrzask: »zu Fünft!«. Na stojących na skrzydłach piątek, rzucały się psy, szczute przez żołdaków. W drodze kazano jednemu z nas biec do słupa w bok od drogi i zaraz w ślad za nim puszczono serię z peema. Zabito. Wyciągnięto z szeregu dziesięciu przygodnych kolegów i zastrzelono w marszu z pistoletów, w ramach »odpowiedzialności solidarnej« za »ucieczkę«, którą zaaranżowali sami esesmani…”. W obozie spędził 947 dni. Stworzył tam konspirację wojskową, o której długie lata po wojnie milczano. „Utworzony w obozie z jego inicjatywy Związek Organizacji Wojskowej miał za zadanie m.in. podtrzymywanie na duchu kolegów, przekazywanie im wiadomości z zewnątrz, potajemne zdobywanie żywności, odzieży i lekarstw, przygotowywanie ucieczki oraz przekazywanie wiadomości poza druty KL Auschwitz – pisze w swoim opracowaniu o Pileckim dr Adam Cyra. Ostatecznym celem konspiracji miało być opanowanie obozu przez więźniów z pomocą z zewnątrz. Zagrożony przeniesieniem do innego obozu w Niemczech, wraz z dwoma innymi więźniami w czasie świąt wielkanocnych, z 26 na 27 kwietnia 1943 roku, uciekł z obozu.

Ostatnie spotkanie

Po ucieczce wziął udział w tworzeniu organizacji „NIE”, która miała zastąpić AK na polskich terenach zajętych przez Armię Czerwoną. Odznaczył się w walkach w powstaniu warszawskim, a po jego upadku trafił do obozu jenieckiego w Murnau. Po wyzwoleniu przez aliantów opracował drugi raport na temat swoich przeżyć w obozowej konspiracji. W drugiej połowie października 1945 r., Pilecki, jako Roman Jezierski, wyruszył do kraju razem z Marią Szelągowską, współpracownicą z okresu okupacji. Przybył do Polski jako żołnierz-emisariusz 2. Korpusu Polskiego, by odtworzyć siatkę informacyjną i dostarczać wiadomości na temat życia w okupowanej przez Sowietów Polsce. Współpracowników dobierał wśród byłych żołnierzy TAP i oświęcimskiej konspiracji. Przy ich pomocy, do czasu aresztowania, zdobywał tajne informacje na temat życia gospodarczego kraju, działania NKWD i komunistów, narastania terroru, fałszerstw w polityce oraz sytuacji oddziałów leśnych. Zdobyty materiał przekazywał przez kurierów dowództwu 2. Korpusu.

– Z ojcem, po jego powrocie z Zachodu, spotykaliśmy się kilkakrotnie. Chyba raz przyjechaliśmy do Warszawy, ale raczej on przejeżdżał do nas, do Ostrowi Mazowieckiej, jako wujek lub kuzyn i cieszył się, że mamy wiele kolegów i koleżanek. Włączał się w nasze zabawy, moi koledzy bardzo go polubili – mówi Andrzej Pilecki. – Ale ostatnie spotkanie z ojcem było inne niż wszystkie. Był bardzo spięty. Wrócił wówczas z okolic tzw. Czerwonego Boru. Tam była partyzantka antykomunistyczna. Ojciec miał im przekazać rozkaz wyjścia z lasów. Nie chcieli go słuchać, wiadomo dlaczego. Po wyjściu z lasu czekały ich represje, śmierć, więzienie albo wywózka. Wbrew zarzutom komunistycznych oprawców Pilecki nie wzywał do walki zbrojnej czy zamachów. „Przekazywał instrukcje legalnych władz Rzeczypospolitej tym, którzy w oddziałach partyzanckich pozostawali pod bronią, by rozwiązywali grupy leśne i próbowali się legalizować, by starać się tak organizować życie, aby nie narażać się na niepotrzebne represje” – napisał w swoim opracowaniu „Mord na rotmistrzu Witoldzie Pileckim” prof. dr hab. Wiesław Wysocki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.