Polskość, czyli nowoczesność

GN 44/2015 |

publikacja 29.10.2015 00:15

O części naszego dziedzictwa, od której niepotrzebnie się odcinamy, z Andrzejem Szczerskim, historykiem sztuki rozmawia Piotr Legutko


Polskość, czyli nowoczesność Henryk Przondziono /Foto Gość Andrzej Szczerski
, historyk i krytyk sztuki, wykładowca UJ, prezes Polskiej Sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA. Właśnie ukazała się jego książka „Cztery nowoczesności” – o sztuce i architekturze polskiej XX wieku

Piotr Legutko: Skąd wzięło się przeciwstawienie „polskość–nowoczesność”? Innymi słowy, dlaczego przyjęło się uważać, że to, co nowoczesne, nie może być polskie?


Andrzej Szczerski: Moim zdaniem to dziedzictwo epoki zaborów. Tak ważne dla nowoczesności procesy jak rewolucja przemysłowa czy rozwój miejskich metropolii dokonały się w czasach, gdy nie byliśmy suwerennym narodem. Zabrakło instytucji polskiego państwa, które mogłyby je wspierać, dlatego postrzegano te zjawiska jako niewywołane i niekontrolowane przez nas samych. Tym samym jako niejasne, albo wręcz wrogie polskości. W „Ziemi obiecanej” świetnie pokazano kontrast między Łodzią, obcym molochem, a szlacheckim dworkiem, ostoją tradycji, którą nowoczesność niszczy. Po 1945 to kontrastowe myślenie nie tylko powróciło, ale nawet zostało wzmocnione. Ponieważ PRL nie była państwem suwerennym, promowane wówczas projekty modernizacyjne utożsamiano z sowietyzacją Polski. 


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.