Kasa terrorystów

Tomasz Rożek

GN 48/2015 |

publikacja 26.11.2015 00:15

Skąd terroryści mają pieniądze? Cysterny z ropą naftową wydobywaną na terenach kontrolowanych przez islamistów w Syrii ciągną się całymi kilometrami. Ropa, gaz, zboże, ale także… ludzie i ich organy stają się przedmiotem handlu. Państwo Islamskie ma doskonale zorganizowaną strukturę i zbilansowane finanse.

W ostatnich dniach cysterny z paliwem należące do Państwa Islamskiego stały się celem dla lotnictwa RUSSIAN DEFENCE MINISTRY /EPA/pap W ostatnich dniach cysterny z paliwem należące do Państwa Islamskiego stały się celem dla lotnictwa

Organizacje terrorystyczne, jeżeli mają być skuteczne, muszą mieć dostęp do pieniędzy. Broń, ładunki wybuchowe, szkolenie, obozy, fałszywe dokumenty, podróże kosztują krocie. Terroryści mają sponsorów i darczyńców. Bywało że fundusze lewymi kanałami płynęły od rządów, którym zależało na zamieszaniu w określonym kraju, ale równie często organizacje terrorystyczne to zarabiające pieniądze przedsiębiorstwa. Z czego zatem żyje Państwo Islamskie?

Jak rząd

Nie będę pisał o strukturze tej organizacji, bo na łamach „Gościa” kilka tygodni temu opisał to Jacek Dziedzina. Warto jednak powtórzyć, że ISIS jest świetnie zorganizowane. Stereotyp terrorysty bardzo się różni od jego prawdziwego obrazu. To nie idealiści biegający z karabinem po pustyni albo podkładający bomby własnej roboty amatorzy. Organizacja terrorystyczna jest zbudowana tak jak rząd czy świetnie prosperująca korporacja. W ISIS jest lider, są „ministrowie” odpowiedzialni za poszczególne obszary działania. Są też najwyższej klasy specjaliści od… w zasadzie wszystkiego. Jednym ze źródeł dochodu organizacji jest handel organami do przeszczepów. A przecież brudny pastuch nie wytnie nerki albo nie pobierze gałki ocznej, tak by można ją było sprzedać na wolnym rynku. Przecież niewykształcony żołnierz nie zorganizuje ataku cybernetycznego na najważniejsze instytucje wrogiego państwa, bo ledwo poradzi sobie z podłączeniem myszki do laptopa. W końcu ktoś, kto nie studiował na kierunku menedżerskim, ktoś, kto nie zna języków, nie poradzi sobie z hurtowym i międzynarodowym handlem paliwami. Ktoś, kto nie jest specjalistą, nie będzie w stanie obsłużyć zwykłego szybu na polu naftowym, nie mówiąc już o utrzymaniu ciągłej produkcji.

To właśnie ropa naftowa stanowi główne źródło dochodu islamistów. Ocenia się, że wyłącznie na handlu ropą ISIS zarabia 1,5–2 mln dolarów… dziennie. Dziennie, a nie miesięcznie. Takie szacunki kilkanaście dni temu podała amerykańska gazeta „Financial Times”. Ropa płynie rurociągami, ale także cysternami samochodowymi, a następnie przez łańcuszek pośredników jest wprowadzana na rynek. Na terenie Syrii terroryści nie przerabiają surowca, robią to rafinerie w Iraku, które następnie paliwo wysyłają w świat. Z benzyny i oleju napędowego korzystają więc państwa, które z ISIS walczą. Na czarną ironię zakrawa fakt, że od terrorystów przez łańcuszek pośredników surowiec kupuje także reżim Baszszara al-Asada. Czy kraje kupujące ropę nie wiedzą, jakie jest jej źródło? Wolne żarty, oczywiście, że wiedzą, ale surowiec terrorystów jest tani. Eksperci nie mają wątpliwości, że poprzez Libię i Jordanię syryjska ropa trafia także do Europy. Przemycana jest np. do Turcji, a zyski z takiego przemytu są ogromne i idą w setki tysięcy dolarów rocznie.

Rządy płacą terrorystom

Ocenia się, że zyski z ropy naftowej to niecałe 40 proc. budżetu Państwa Islamskiego, czyli około miliarda dolarów (być może trochę więcej). Kilkanaście procent budżetu zapewnia sprzedaż gazu ziemnego. Uderzając w przemysł wydobywczy, najłatwiej można uszczuplić zasoby finansowe ISIS. Trudno zrozumieć dlaczego dopiero w ostatnich dniach nastąpił zmasowany atak na instalacje i na transport ropy i gazu. Ale to nie koniec działalności gospodarczej ISIS. Państwo Islamskie ma zakłady przemysłowe, kopalnie i cementownie. W sumie daje to islamistom około 20 proc. budżetu, czyli z grubsza 600–700 mln dolarów rocznie. Gospodarka i przemysł to fundament działalności terrorystycznej, ale ważne są także dochody z innych branż. Rolnictwo daje niewiele więcej niż 5 proc. budżetu, ale bardzo dochodowy jest handel ludźmi, ich organami i okupy za porwanych. W sumie to kilkanaście procent budżetu, czyli pomiędzy 400 a 500 mln dolarów rocznie. Islamiści handlują dziećmi oraz kobietami. Wiele warci są zakładnicy, pod warunkiem, że są obywatelami innego kraju. Nieprawdą jest to, że państwa trzymają się zasady „nie płacimy terrorystom”. Tak było kiedyś, przed erą internetu. Dzisiaj przywódcy demokratycznych krajów boją się nacisku opinii publicznej, która zobaczy na serwisie YouTube odcinaną głowę np. dziennikarza. Terroryści to wiedzą i wykorzystują. I tak (pisze o tym serwis Money.pl), rząd Włoch zapłacił 12 milionów dolarów za uwolnienie dwóch Włoszek, a Japonia aż 200 mln dolarów za życie swoich dwóch porwanych obywateli. Islamiści zagrozili ich ścięciem. Krótko po tym rząd w Tokio publicznie zadeklarował pomoc finansową na walkę z islamskim terroryzmem. Kwota, którą na to przeznaczył, wynosiła… 200 mln dolarów. Czy ministrowie w Tokio nie wiedzą, że wspierają islamistów, a nie walczą z nimi? Osobiście uważam, że zdają sobie z tego sprawę. Oczywiście za miejscowych albo obywateli krajów sąsiednich nikt tyle nie zapłaci, stąd np. życie chrześcijanina kościoła asyryjskiego zostało ostatnio wycenione na 100 tysięcy dolarów. Niedawno terroryści porwali 230 chrześcijan. Można się oburzać na biznesowe podejście do ludzkiego życia, ale dokładnie w ten sposób podchodzą do tematu terroryści. I to może niespecjalnie dziwić. Szokuje natomiast to, że świat na to pozwala. Ktoś przecież tę ropę, cement czy kopaliny kupuje. Ktoś na tym zarabia. Wywiady i rządy państw zachodnich mają tego pełną świadomość. I nic z tym nie robią albo robią bardzo niewiele.

Makabry ciąg dalszy

Czasami porywa się jednak nie po to by uzyskać okup, tylko po to, by sprzedać. Najlepszym „towarem” są kobiety i dzieci. Te ostatnie można kupić za około 160 dolarów, o ile mówimy o dziecku poniżej 9. roku życia. Nastolatki – jak podawał „Financial Times” – kosztują mniej, około 120 dolarów, a kobiety powyżej 20. roku życia schodzą poniżej 100 dolarów. Pod warunkiem, że są dziewicami. Dziewictwo sprawdza się od razu, często publicznie, po wkroczeniu islamistów do zdobytej wioski. Zarówno nastolatki, jak i dorosłe kobiety sprzedaje się na targach albo do domów publicznych nie tylko w krajach ościennych, ale także w Europie. Jest popyt, jest i podaż. Osobę porwaną przez jakiś czas się przetrzymuje. Jeżeli nie ma szansy na uzyskanie okupu, zabija się ją (to dotyczy głównie mężczyzn). Egzekucje publikuje się w internecie. To zwiększa szanse na uzyskanie okupu od przerażonych cudzoziemców w przyszłości. To zwiększa też poczucie zagrożenia w cywilizowanych społeczeństwach Zachodu (przecież głównie tam ludzie oglądają YouTube). Po egzekucji ciało nie jest jednak zakopywane, palone czy wyrzucane. Jest… rozkrawane. Profesjonalni lekarze zajmują się pozyskiwaniem organów, które następnie islamiści sprzedają. Z raportu opublikowanego przez Agencję Reutera wynika, że para zdrowych oczu kosztuje około 1500 dolarów. Organy trafiają na czarny rynek w Europie i USA. Amerykański dziennik „The Washington Post” dotarł nawet do cennika za poszczególne części ciała. I tak tętnica wieńcowa kosztuje u terrorystów 1500 dolarów, serce prawie 120 tys. dolarów, a wątroba ok. 160 tys. dolarów. Najdroższe są nerki, jedna to koszt około 260 tys. dolarów. Kupić można w zasadzie wszystko. Dłoń z przedramieniem, jelito cienkie, pęcherzyk żółciowy, a nawet skórę (cena w zależności od powierzchni) i jednostkę krwi. Warto to jeszcze raz powtórzyć. Ta makabryczna oferta nie jest skierowana na rynek lokalny, gdzie nie ma ani sprzętu, ani warunków do przeprowadzania transplantacji. Te organy są przemycane do krajów zachodnich.

Zachęcić inwestorów

Budżet Państwa Islamskiego wynosi około 3 mld dolarów rocznie. Poza ropą, gazem, cementem jest jeszcze handel ludźmi, okupy i handel organami. Ale to wciąż nie wszystko. Państwo Islamskie ustaliło dla swoich obywateli dość wysokie podatki, niemuzułmanie za gwarancję bezpieczeństwa muszą płacić haracze. Bankowcy ISIS kontrolują kilka banków, a „policja drogowa” pobiera opłaty za korzystanie z dróg. Dowództwo Finansowe – czyli mówiąc w skrócie terrorystyczne ministerstwo finansów – ustala nawet podatki dla firmy telekomunikacyjnych.

Te płacą, bo… chcą zarabiać. Nie trzeba chyba dodawać, że część z nich to firmy zachodnie albo powiązane z zachodnimi. To samo ministerstwo koordynuje także handel dziełami sztuki z muzeów w zdobytych miastach. Tych dzieł sztuki nie kupują miejscowi, tylko zachodni kolekcjonerzy. Oceną wartości poszczególnych przedmiotów zajmują się bardzo dobrze wykształceni – głównie na Zachodzie – historycy sztuki. A teraz pozostaje odpowiedzieć na pytanie, skąd to wszystko wiadomo. Jak tak duża ilość szczegółów dotarła do dziennikarzy czy organizacji pozarządowych? Państwo Islamskie, jak każda korporacja, wydaje dla przyszłych inwestorów… raport roczny. Choć w przypadku islamistów z Syrii darowizny nie stanowią dużej części ich budżetu, po kilkadziesiąt milionów dolarów rocznie zawsze warto się schylić. W raporcie rocznym można znaleźć w zasadzie wszystko. Łącznie z liczbą nawróconych na islam, liczbą wojowników i nakładami na podjętą walkę. W raporcie jest wyszczególniona liczba ataków i sposób ich przeprowadzenia, liczba zabitych z podanym sposobem śmierci i wykaz osób porwanych. W końcu potencjalnych inwestorów do hojności trzeba czymś zachęcić.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.