Pełne zamroczenie

Jacek Dziedzina

GN 14/2016 |

publikacja 31.03.2016 00:15

Dużo butelek z raki musieli otworzyć władcy Turcji po podpisaniu porozumienia z UE w sprawie imigrantów. Śmiali się zapewne przy tym, że tyle samo butelek szampana otworzyli unijni liderzy, zachwyceni kolejną pętlą zaciskaną na swojej szyi.

Porozumienie Turcji z UE nie powstrzyma fali imigrantów i nie pomoże prawdziwym uchodźcom Jakub Szymczuk /foto gość Porozumienie Turcji z UE nie powstrzyma fali imigrantów i nie pomoże prawdziwym uchodźcom

Jeśli za 100 lat Turcy nadal będą kręcić kolejne odcinki telewizyjnego tasiemca „Wspaniałe stulecie”, możliwe, że nie będzie to już nostalgiczna opowieść o czasach świetności imperium osmańskiego. Niewykluczone, że pod tym samym tytułem nakręcą serial o epoce, w której żyją, nieodbiegającej znacząco od pierwowzoru. Jeśli tak będzie, to cezurą czasową wyznaczającą nowe wspaniałe stulecie będzie zapewne marzec 2016 roku i podpisanie przez Unię Europejską wyroku... to znaczy porozumienia z Turcją w sprawie imigrantów. W roli sułtana Erdoğana wystąpi zapewne jakiś topowy turecki aktor. W jednym z odcinków widzowie zgodnie oburzą się na postać prawicowego ekstremisty, którego lustracyjna i węsząca spiski dusza próbuje podważyć prawdziwe korzenie nowego sułtanatu. Ta czarna owca serialu będzie sugerować, że władcy Turcji wspólnie z liderami dawnej Unii Europejskiej przehandlowali życie i los imigrantów, którzy zaczęli masowo napływać do Europy sto lat wcześniej. W kolejnym odcinku twórcy serialu wyjaśnią, że Turcja, owszem, zawarła korzystny dla siebie pakt z Unią dotyczący milionów imigrantów, ale że dzięki temu, po pierwsze, otworzyła swoim obywatelom drzwi do Europy, po drugie odsyłanych zgodnie z umową imigrantów kierowała do krajów UE innymi szlakami (więc nie ma mowy o zostawieniu ich na pastwę losu), a po trzecie – samej Europie podarowała lekarstwo na jej polityczne, biurokratyczne i duchowe wyjałowienie.
 

Turcja bierze wszystko

Powodów, by uprawiać takie „bajkopisarstwo” (z aspiracjami na literaturę faktu), dostarcza podpisane właśnie porozumienie Turcji z Unią Europejską. Być może dziś jeszcze nie zdajemy sobie sprawy z konsekwencji, jakie może przynieść ten deal zawarty na nierównych warunkach negocjacyjnych. Z jednej strony bezradna i niejednoznaczna w polityce imigracyjnej Unia Europejska, z drugiej – świadoma swojej siły i również niezupełnie szczera w intencjach Turcja. Dwie strony skazane na siebie. A raczej – z czego Turcy coraz lepiej zdają sobie sprawę – gasnąca potęga skazana na potęgę wschodzącą. I dyktującą warunki. Zawarte porozumienie teoretycznie weszło już w życie. Zakłada ono m.in. odsyłanie z powrotem do Turcji wszystkich Syryjczyków, którzy przeprawią się do Grecji. W zamian kraje członkowskie UE zgodziły się na przyjęcie Syryjczyków przebywających w tureckich obozach, ale nie więcej niż 72 tysiące. Krótko mówiąc: za każdego odesłanego do Turcji Syryjczyka kraje unijne przejmą jednego syryjskiego uchodźcę z tureckich obozów... Brzmi trochę jak błędne koło, ale za chwilę powiemy sobie, że w tym szaleństwie jest metoda... na niezły interes. Poza tym Turcja wywalczyła wszystko, co chciała: zwiększenie środków na całą operację z 3 do 6 mld euro, otwarcie jednego z rozdziałów negocjacyjnych w sprawie członkostwa w UE, a także – co chyba najważniejsze – przyspieszenie zniesienia wiz do strefy Schengen na czerwiec tego roku.

Umowa biznesowa

Ogłoszona przez unijnych negocjatorów jako sukces (inaczej być nie mogło) umowa z Turcją nie rozwiązuje praktycznie żadnego europejskiego problemu z imigrantami, rodzi za to tyle pytań, że trudno będzie wymienić wszystkie w jednym tekście, o próbach odpowiedzi już nie mówiąc.

Po pierwsze umowa mówi wyłącznie o jednym kanale przerzutu imigrantów – o szlaku morskim z Turcji do Grecji. Nie rozwiązuje zatem kwestii pozostałych szlaków, w tym bałkańskiego, o innych kontynentalnych nie wspominając. Ponadto umowa dotyczy tylko Syryjczyków i Irakijczyków. A co z masową migracją z Afganistanu i innych regionów? Użyte przed chwilą słowo „przerzut” nie jest tutaj przypadkowe. Tureckie wybrzeże bowiem roi się od wyspecjalizowanych przemytników, którzy na dotychczasowych „usługach” zrobili już świetny interes. I nic nie wskazuje na to, żeby umowa Turcji z Unią miała ten biznes ukrócić. I to jest kolejne pytanie: jaki sens ma porozumienie, które zakłada odsyłanie z powrotem imigrantów, jeśli to samo porozumienie nie zobowiązuje Turków do zrobienia porządku z przemytnikami ludzi? Trudno nie postawić kolejnego pytania: czy brak takiego zobowiązania nie oznacza, że na tym transporcie zarabiają nie tylko przemytnicy, ale zwyczajnie tureckie służby i władze? Częściowym rozwiązaniem problemu byłoby przecież zobowiązanie Turcji do tego, że nie pozwoli ona na wypuszczenie kolejnej fali imigrantów przez Morze Egejskie. Tymczasem wygląda to następująco: będziemy nadal sprawiać wam, głównie Grekom, ten problem, a następnie pozwolimy wam „oddać” przybyszów, w zamian za przyjęcie takich, których sobie sami wybierzecie z naszych obozów. Jeśli to wszystko nie brzmi jak wyjątkowo nieludzka umowa handlowa, to trudno sobie wyobrazić, co jeszcze musi zaproponować Turcja i na co zgodzić się Unia, żeby rzecz nazwać po imieniu.
 

Sułtan mówi: szach

Idźmy dalej: porozumienie otwiera obywatelom Turcji bezwizowy wjazd do strefy Schengen. Obywatelami Turcji są również mordowani przez tamtejsze władze (taki szczególik, o którym ani słowa w umowie) Kurdowie. Można sobie wyobrazić, że Turcja, która nie chce dopuścić do powstania niepodległego państwa kurdyjskiego, zrobi wszystko, by niesfornych Kurdów zmusić do ucieczki na Zachód, w ten sposób pozbywając się swojego głównego problemu. Tak, to jest też odpowiedź na to, dlaczego Turcy ani myślą na poważnie zająć się sprawami imigrantów zalewających Europę – na drodze do odbudowy sułtanatu, czego nie kryje prezydent Erdoğan, jedną z głównych przeszkód są niepodległościowe aspiracje Kurdów. Imigranci zaś to znakomita karta przetargowa i narzędzie do trzymania w szachu Europy.

Najsmutniejsze jest to, że w tej całej grze pozorów najbardziej poszkodowani będą prawdziwi uchodźcy. Nie tabuny mężczyzn w sile wieku (zostawili kobiety i dzieci, by te walczyły za nich w Iraku i Syrii?), tylko całe rodziny, które przez wojnę naprawdę straciły wszystko. I ani myślały wyjeżdżać, by szukać szczęścia w mitycznym europejskim raju. Unia Europejska podpisując umowę z Turcją, nie tylko nie rozwiązuje problemu imigrantów, w tym dżihadystów, którzy przebrani za uchodźców dostają się do Europy, nie tylko daje Turcji wszystko, czego ta żąda, ale też daje wyraźny sygnał, że nie zamierza zaradzić przyczynom, które zmusiły miliony ludzi do opuszczenia swoich domów.

Obserwując to triumfalne rozegranie Unii Europejskiej przez Turcję, trudno nie postawić pytania, czy to nie dobrze rozplanowany w czasie proces. Formalnie Turcja nadal aspiruje do członkostwa w UE. Tyle tylko, że patrząc, jak Turcy rzucili unijnych przywódców na kolana, trudno sobie wyobrazić, by chcieli nadal wchodzić do Unii na warunkach dyktowanych przez Berlin czy Brukselę. W tekstach o Turcji nieraz przywoływaliśmy już słynne słowa Necmettina Erbakana, byłego premiera Turcji i guru obecnego prezydenta Recepa Erdoğana, który nie ukrywał, że celem jest nie tyle integracja z Europą, co jej opanowanie: „Europejczycy są chorzy. Podarujemy im lekarstwo. Cała Europa stanie się islamska”. Trudno nie przywołać tych słów ponownie w sytuacji, gdy Turcja dostaje od Unii na tacy wszystko, nie dając nic w zamian.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.