Marzenie samego Boga

Marcin Jakimowicz

GN 20/2016 |

publikacja 12.05.2016 00:00

Chłopcy z wracają z polowania. Niemowlęta słuchają o tym, jak eros i agape pięknie się uzupełniają. Na Górze Świętej Anny przez kilka dni obradowali Obdarowani.

– Przyjeżdżamy na Świętą Annę, by przewietrzyć małżeństwo – słyszę 
co chwilę. Roman Koszowski – Przyjeżdżamy na Świętą Annę, by przewietrzyć małżeństwo – słyszę co chwilę.

Ruch jak w ulu. Wchodzę do wielkiej auli, gdzie ks. Tomek Jaklewicz opowiada z pasją o ogromnej namiętności Boga, i muszę uważać, by nie nadepnąć na jakiegoś niemowlaka. Konferencji słucha z uwagą nie tylko tłum dorosłych, ale i niemal trzydzieścioro niemowląt. Niektóre szkraby raczkują z wielką determinacją między rzędami. Mają jeden cel: byle do przodu!

Rodziny naprawdę dobrze się tu czują. Oto kilka puzzli, które układają się w jeden duży napis: „Rodzina jest fajna”.

Wentylujemy!

Współczesny świat ma alergię na dzieci. Nawet w ośrodkach rekolekcyjnych maluchy przyjmowane są z wielką ostrożnością i obwarowane odgórną listą zakazów. Tu, na Święcie Rodzin, czują się jak ryby w wodzie. Rodzina jest najważniejsza. Na Świętej Annie to nie slogan – opowiada gwardian i dyrektor Domu Pielgrzyma Ignacy Szczytowski, zaangażowany od lat w Domowy Kościół. – Nie przeraża mnie ta liczba dzieci. To znak, że Kościół pulsuje życiem. Dzieci naprawdę są błogosławieństwem. Najlepsze jest to, że mogą tu bawić się z rodzicami i uczestniczyć z nimi w wieczornej modlitwie uwielbienia. To działa tak: jeśli dzieci będą zniechęcone, to rodzice nie przyjadą za rok, a jeśli będzie im się podobało, pociągną za sobą całe rodziny.

Widziałam małżeństwa, które przyjeżdżały tu w ogromnym kryzysie, a wracały pojednane - opowiada Bogumiła Juroszek z Istebnej. To czas i misterium, i zabaw, i konferencji, i odpoczynku, i zwyczajnej rozmowy. Przyjeżdża coraz więcej osób. Widać, że ludzie naprawdę tęsknią za taką formą rekolekcji. Mówię to jako żona i mama. Modlimy się, bawimy, gadamy i widzę, że to wszystko ma sens, że rodzina, bliskość, intymność to nie jest ludzki wymysł, ale marzenie samego Pana Boga. Gdybym zatrzymała się jedynie na tym, co ludzkie, pogubiłabym się.

Po co tu przyjeżdżam? Przewietrzyć małżeństwo – uśmiecha się Piotr, mąż Bogusi. Małżeństwo musi być na bieżąco wentylowane. Nie można skostnieć. Małżeństwo musi „pracować”, tętnić życiem.

Gleba

Stoją naprzeciwko siebie. Twarzą w twarz. Marcelina sprawdzająca stan rozmnożenia talentów i Kuba, sługa, który dostał jeden talent, ale zakopał go głęboko w ziemi. – Ukryłem twój talent. Oto masz swoją własność! – mówi chłopak. – Sługo zły i gnuśny! – słyszy krótką odpowiedź. A potem dochodzi do rękoczynów. Marcelina odpycha chłopaka, który jak długi pada na podłogę (czytaj: deski teatru). Poprzednich delikwentów, którzy powiedzieli: „Królu, dałeś mi miłość. Pomnożyłem ją”, spotkał inny los. Zostali nagrodzeni. Usłyszeli: „Wejdź do radości swego Pana!”. Sługa gnuśny zbiera się z podłogi

– Już po raz drugi zajmujemy się grupą młodzieży – opowiada s. Ania ze zgromadzenia sióstr Jezusa Miłosiernego (zakonnice przyjechały aż z Bledzewa pod Gorzowem). Czy da się młodym siedzącym po uszy w wirtualnym świecie opowiedzieć o Bogu? Jasne! Tylko trzeba uważnie ich słuchać i zobaczyć, w którym momencie zaczynają się nudzić. Przepis na sukces? Tempo, ruch, pasja, zaangażowanie, elastyczność. Musimy patrzeć przez cały czas na to, jak reaguje grupa. Nic na siłę! Wczoraj oglądaliśmy film „Niezłomny”, teraz skończyliśmy próbę teatralną. Konkluzja? Pomnażaj to, co dostałeś! To najważniejsze przesłanie.

Za godzinę faustynki wyjadą do domu. Mają przed sobą szmat drogi. Kilkaset osób żegna je wielkimi brawami. – Siostry już wracają, ale my jeszcze zostajemy rzuca do mikrofonu ks. Tomek Jaklewicz. – Pamiętajcie: kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony!

Jego słowom towarzyszy salwa śmiechu.

Modliliśmy się na pierwszej randce

– Mnóstwo tu dzieci. Widać je na każdym kroku – opowiada Ania Rudnik (przytula do policzka maleńką Marysię). W tym roku słyszymy świetne konferencje o miłości miłosiernej, o teologii ciała. O tym, czego nie usłyszysz w tym świecie: że więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu. Dlaczego jest dziś taki atak na rodzinę? Bo to, co najpiękniejsze, najbardziej delikatne, kłuje w oczy – jest przedmiotem zazdrości. Ludzie oglądający normalne, zdrowe rodziny nie potrafią sobie poradzić z paskudnym uczuciem zazdrości, więc reagują ironią, kpiną. Kocham moją rodzinę. Jest fajna. Naprawdę fajna – śmieje się młoda mama. – Jesteśmy razem. Dzielimy się problemami i radościami, modlimy się każdego dnia. Już od pierwszej randki! Spotkaliśmy się, gdy mieszkałam w Częstochowie. Już na pierwszym spotkaniu powiedziałam Mateuszowi, że modlitwa jest dla mnie ważna, i zaczęliśmy się modlić. Pamiętam to jak dziś. Gdzie jest teraz mój mąż? Poluje na bizona. Prowadzi grupę „Wojownicy Pana”, pozbierał z domu wszystkie noże i zniknął

Jeeeest! Młodzi wojownicy wynurzają się z lasu. Spoceni, odrapani, ale szczęśliwi. Bizon upolowany (przebrał się za niego jeden z organizatorów). – Wpadł w pułapkę, którą wykopaliśmy. Mieliśmy szczęście. Rozpruliśmy mu brzuch i znaleźliśmy worek batoników – mówi Mateusz Rudnik i odkłada na bok stertę łuków.

Ania i Bronek Zagalscy z Rudy Śląskiej-Halemby dowiedzieli się o rekolekcjach z „Gościa”. – Potrzebowaliśmy takiego „pozytywnego kopa”. Szukaliśmy takiego miejsca jak to, gdzie rodzina jest w centrum zainteresowania – opowiadają.

Zerkam na „spis lokatorów”: 263 dorosłych. Aż 70 dzieci między 3. a 10. rokiem życia, 30 maluchów. Ludzie przyjechali z całej Polski. Największe tłumy zjechały w sobotę, gdy na scenie wystawiono „Tobiasza” w reżyserii Mariusza Kozubka.

– Podziwiam rodziców z maluchami – opowiada ks. Tomek Jaklewicz. – Słuchają konferencji, a jednocześnie nie spuszczają oka ze swych dzieci. To wymaga od nich niesamowitej koncentracji!

Ma być „chwała”, a nie „chała”

– Masz pytanie? Idź do Makowskich – słyszę co chwila. Renia i Marek, małżeństwo z Radzionkowa, są „kierownikami zamieszania”. – Gdy przed laty prowadziliśmy tu majowe rekolekcje „Obdarowanych”, brat Dominik z Góry Świętej Anny zaproponował: „Robimy tu od lat Święto Młodych. A może poprowadzicie tu Święto Rodzin?”. Czemu nie? – pomyśleliśmy. I, jak widać, Pan Bóg temu pobłogosławił – opowiada Marek. – To rekolekcje otwarte dla wszystkich. Gorąco zapraszamy za rok. Wywodzimy się z Domowego Kościoła. Ponieważ sami przeżyliśmy przed laty kryzys małżeński, dziś w ramach wdzięczności chcemy służyć innym, przygotowując te rekolekcje. Chcemy pokazać innym, że to wszystko ma sens, że rodzina jest pomysłem samego Boga. Jest tu sporo działań ewangelizacyjnych: i konferencje, i gorące uwielbienie. Bóg pokazuje nam wyraźnie, że to właśnie ono jest sercem tych spotkań. Nie chcemy zakopywać talentów, którymi Bóg nas obdarował. Na początku grałem na gitarze sam, potem dołączyła do mnie córka z altówką, a następnie synowie: Szymon (trąbka i perkusja) oraz Karol (puzon i klawisze). Nasze dzieci ustaliły jedną jasną zasadę: to ma być „chwała”, a nie „chała”. I tego staramy się trzymać.

– Nie występujemy tu w roli nauczycieli, doradców – dopowiada Renata. – To, co robimy, polega na dzieleniu się i świadectwie. Wywodzimy się z Domowego Kościoła, gdzie formujemy się na co dzień. Gdy przeżywaliśmy przed laty spory kryzys, uratowała nas „Teologia ciała”. To była konkretna odpowiedź na nasze pytania. I droga nawrócenia.

Na korytarzu spotykam o. Ksawerego Knotza, autora książek na temat seksualności. – Dlaczego to właśnie rodzina doświadcza dziś tak zmasowanego ataku? – pytam kapucyna. – Bo rodzina to absolutne centrum – odpowiada. – Centrum objawienia się Boga w świecie. To niezwykłe: to właśnie przez miłość ludzką, przez więzi, relacje między małżonkami Bóg objawia się w sposób najintensywniejszy. Czy to nie cudowne?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.