publikacja 16.06.2016 00:00
O odpowiedzi NATO na strategię Rosji mówi Łukasz Kulesa, dyrektor Biura Badań w brytyjskim think tanku European Leadership Network.
archiwum domowe Łukasza Kulesy
Jacek Dziedzina: Czy agresywne wypowiedzi Kremla należy traktować dosłownie?
Łukasz Kulesa: To element wojny nerwów z Sojuszem, którą Rosja prowadzi dosyć konsekwentnie od kilku lat. Przypomnijmy, że już kilka razy straszono nas włączeniem na listę celów rosyjskich rakiet w związku z decyzjami o budowie bazy obrony przeciwrakietowej w Redzikowie. Ten przekaz nie jest tak naprawdę skierowany do Polski czy państw bałtyckich, ale do państw zachodnich: „popatrzcie, do czego nas ci Amerykanie zmusili. To oni, a nie Rosja, są źródłem kłopotów w Europie”.
Rosja próbuje też wpłynąć na osłabienie decyzji NATO odnośnie do wzmocnienia obrony wschodniej flanki. Czy podziały w samym Sojuszu są tutaj dobrze rozgrywane przez Moskwę?
Warto zacząć od tego, że Sojusz od 2014 roku zachowuje dużą jednomyślność w kwestii polityki wobec Rosji. Żadne państwo NATO nie „wyłamało się” i wszystkie wspierają wzmocnienie wschodniej flanki, chociaż oczywiście są różnice co do wielkości i intensywności tego wzmocnienia. Agresywna kampania propagandowa i działania Rosji raczej skonsolidowały Sojusz, niż spowodowały głębsze podziały. W Rosji przekaz „to NATO jest agresywne, a Rosja tylko się broni” jest skuteczny, natomiast nie udało się Moskwie przekonać do tej narracji żadnego z ważnych państw Sojuszu. Wystarczy przypomnieć, że Niemcy zadeklarowały gotowość rozmieszczenia swoich żołnierzy w państwach bałtyckich. Rosjanie próbują rozgrywać Sojusz, ale na razie są mało skuteczni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.