Pekin nad Wisłą

Jakub Jałowiczor

GN 27/2016 |

publikacja 30.06.2016 00:00

Chińskie inwestycje to dla Polski szansa na duży biznes. Trzeba go jednak prowadzić bardzo ostrożnie.

Podczas wizyty w Warszawie prezydent Xi Jinping spróbował polskich jabłek. Chiny obiecują otworzyć swój rynek dla polskich sadowników, a także producentów wieprzowiny i drobiu. Marcin Obara /epa/pap Podczas wizyty w Warszawie prezydent Xi Jinping spróbował polskich jabłek. Chiny obiecują otworzyć swój rynek dla polskich sadowników, a także producentów wieprzowiny i drobiu.

Podczas wizyty w Warszawie prezydent Xi Jinping spróbował polskich jabłek. Prasa na Tajwanie i w Hongkongu odebrała to jako prztyczek pod adresem Rosji, która 2 lata temu nałożyła embargo na te owoce. Chiny obiecują otworzyć swój rynek dla polskich sadowników, a także producentów wieprzowiny i drobiu. Relacje między Warszawą a Pekinem to jednak dużo więcej niż tylko handel produktami rolnymi.

W szesnastce

– Chińscy stratedzy chcieliby widzieć region sięgający od państw bałtyckich po Bałkany jako grupę bardziej spójną politycznie i gospodarczo – mówi Jakub Jakóbowski z Ośrodka Studiów Wschodnich. Od kilku lat Chińczycy organizują spotkania grupy nazywanej „16 + 1”. W jej skład wchodzi 11 krajów Europy Środkowo-Wschodniej należących do Unii Europejskiej i 5 innych państw z naszej części kontynentu. Premierzy tej grupy zjeżdżają się raz w roku na szczyt, odbywają się też spotkania ministrów różnych resortów.

Jak zauważa ekspert OSW, Europa Środkowo-Wschodnia to w chińskich strategiach przede wszystkim miejsce zakupu towarów konsumpcyjnych, żywności i surowców, takich jak polska miedź czy estońskie drewno. Państwo Środka jest też zainteresowane niektórymi nowoczesnymi produktami, jak małe samoloty z Czech czy lasery precyzyjne z Litwy. Na ogół jednak dobra bardziej zaawansowane technologicznie kupuje w Europie Zachodniej. Na tym tle nieźle wypada Polska, która oprócz żywności sprzedaje Chińczykom maszyny.

Pociąg do Chin

Znaczenie Europy Środkowo-Wschodniej wynika z tego, że to przez jej terytorium ma biec Nowy Jedwabny Szlak. Pomysł ten został przedstawiony po raz pierwszy podczas wizyty Xi Jinpinga w Kazachstanie w 2013 r. Chiński przywódca rzucił ideę zbudowania połączenia kolejowego i morskiego między Państwem Środka a Europą. W rzeczywistości taka trasa już istnieje. Od kwietnia 2013 r. regularnie jeździ pociąg z miasta Chengdu do Łodzi. Są też kursy do portu w Xiamen. Xi Jinping chciałby jednak rozbudować infrastrukturę transportową, łącząc istniejące trasy. Pekin nie ukrywa, że projekt oznaczałby też jakąś integrację polityczną państw leżących po drodze. Mimo trudności (różnice w szerokości torów, wagony jeżdżące czasem bez towaru, niskie temperatury na trasie niszczące sprzęt elektroniczny) Pekin od początku przedstawia projekt jako sukces. Chińskie instytucje finansowe nie wyłożyły jednak jak dotąd wielkich pieniędzy. Xi  Jinping zapowiadał powstanie Funduszu Nowego Jedwabnego Szlaku z kapitałem rzędu 40 mld dol. Fundusz istnieje, ale na razie kupił udziały w rosyjskiej spółce gazowej Jamał LNG i zainwestował w elektrownię w Pakistanie. – Jest za wcześnie, żeby oceniać realizację pomysłu – tłumaczy Jakub Jakóbowski. – Projekt Nowego Jedwabnego Szlaku nie jest konkretną listą tras i projektów do zrealizowania ani do końca określoną ideą. Inicjatywę zaplanowano na lata. Na razie obserwujemy początkową fazę pierwszych projektów. Chiny pytają poszczególne państwa, co mogłyby dodać do Jedwabnego Szlaku.

Chińscy przywódcy, oprócz Kazachstanu i Polski, odwiedzili już Czechy i Pakistan, a ostatnio Serbię, gdzie mogłoby powstać połączenie północ–południe, dające dostęp do greckich portów.

Wielka szachownica

Zacieśnianie więzi Chin z krajami „16” niepokoi Rosję. Moskwie nie podoba się też ekspansja Pekinu w Azji Środkowej, tradycyjnej strefie rosyjskich wpływów. Aby powstrzymać Pekin, Rosjanie powołali Eurazjatycką Unię Gospodarczą, w której skład weszły m.in. Białoruś, Kazachstan i Armenia. Pomysł okazał się fikcją. Opór Rosji wobec Nowego Jedwabnego Szlaku jednak słabnie. – Chińczycy podjęli działania mające uspokoić Rosjan. Po stronie rosyjskiej pojawiła się nadzieja na współpracę między chińskimi i rosyjskimi projektami integracji gospodarczej – wyjaśnia Jakub Jakóbowski.

– Amerykanie nazywają Rosję i Chiny „wrogoprzyjaciółmi” – dodaje Hanna Shen, polska dziennikarka mieszkająca na Tajwanie. –  Mogą się spierać o drobne sprawy, ale mają wspólnego wroga – Stany Zjednoczone.

Waszyngton, choć geopolitycznie rywalizuje z Pekinem, nie komentuje głośno kontaktów Chin z Europą Środkowo-Wschodnią, choć są one sprzeczne z ideą umowy TTIP, mającej stworzyć strefę wolnego handlu między USA a Unią Europejską. Chińczycy też nie szukają konfliktu. W krajach należących do NATO nie mówią źle o Amerykanach. – Odpowiedniki grupy „16 + 1” istnieją w Afryce i Ameryce Łacińskiej. Tam poruszane są tematy wojskowe i polityczne, na przykład reforma ONZ. U nas tego nie ma, a grupa „16 + 1” jest przedstawiana jako przedsięwzięcie czysto gospodarcze – zauważa Jakub Jakóbowski.

Gumowe ucho

Polska liczy nie tylko na sprzedaż naszych produktów w Chinach, ale i na inwestycje Państwa Środka u nas. Łódź, z której kursują pociągi do Chin, miałaby w przyszłości stać się miejscem przeładunku chińskich towarów. Na razie to jednak plany ogólne. Bardziej konkretna jest wizja udziału Azjatów w budowie lotniska w centralnej Polsce, choć i to nie jest jeszcze stuprocentowo pewne. Polska jest za to udziałowcem Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, który z inicjatywy Chin powstał w zeszłym roku. Polski wkład wyniósł 830 mln dol.

Działalność chińskich firm nieraz jednak budzi kontrowersje. We Włoszech Bank of China poddano kilka miesięcy temu kontroli z powodu podejrzeń o dokonywanie niejasnych przepływów finansowych. Bank ten funkcjonuje także w Polsce. Swoje telefony sprzedaje także firma Huawei. W 2013 r. były szef CIA Michael Hayden oskarżył ją o działalność szpiegowską. Przedsiębiorstwo zaprzecza, ale – jak podkreśla Hanna Shen – Amerykanie nie dopuszczają go do państwowych kontraktów. Wątpliwości budziły także przymiarki Chińczyków do prywatyzacji KGHM. Komentowano je jako próbę wrogiego przejęcia polskiej firmy miedziowej. Dziwna bywa też działalność tworzonych na całym świecie Instytutów Konfucjusza, mających być ośrodkami promocji kultury Chin. Powstają one na zachodnich uniwersytetach. W tekście opublikowanym w „Rzeczpospolitej” Xi Jinping podawał ich działanie w Polsce jako dowód na dobre kontakty między obu krajami. Jednak np. kanadyjski McMaster University wyprosił Instytut Konfucjusza. Władze uczelni dostały wiadomość, że chińscy naukowcy przed wyjazdem muszą podpisywać „lojalki”.

Problem z prawami człowieka

Problemem w relacjach z Chinami jest także to, że kraj ten regularnie łamie prawo wolności religijnej, cenzuruje media czy prześladuje mniejszości, takie jak Ujgurzy z prowincji Xinjiang. Wbrew częstej opinii temat ten jest podnoszony podczas spotkań polityków chińskich z zachodnimi. Kiedy minister spraw zagranicznych Wang Yi odwiedził Kanadę, jedna z dziennikarek zadała na konferencji pytanie o prawa człowieka. Dyplomata na nią nakrzyczał.

– W czasie wizyty w Czechach Xi Jinping dostał od przedstawicieli episkopatu tego kraju list z żądaniem szanowania swobód religijnych – dodaje Hanna Shen. W Polsce podobne gesty nie miały miejsca. Tymczasem korespondentka zauważa, że kanclerz Niemiec Angeli Merkel udało się podczas pobytu w Pekinie doprowadzić do uwolnienia dziennikarki skazanej przez chiński sąd na 17 lat więzienia.

– Nie musimy naciskać na załatwienie konkretnych spraw, ale warto byłoby mówić o naszych wartościach – uważa Hanna Shen. Dziennikarka przytacza historię z wizyt w Chinach dwóch byłych prezydentów: Bronisława Komorowskiego z Polski i Joachima Gaucka z Niemiec. – Podczas przemówienia do studentów Gauck opowiadał o swoim doświadczeniu dorastania w państwie komunistycznym i o tym, jak było wtedy źle. Wykład został bardzo dobrze przyjęty. Natomiast Komorowski mówił o Marco Polo.

Dostępne jest 19% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.