publikacja 07.07.2016 00:00
Szkoci zawsze kibicują każdej drużynie, która gra przeciwko Anglii. Walijczycy skakali z radości, gdy Islandia pokonała angielskich „rodaków”. Dlaczego nie ma jednej „brytyjskiej” reprezentacji?
henryk przondziono /foto gość
Flaga Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej na gmachu parlamentu w Londynie. Czy trwająca od lat unia czterech narodów przetrwa kryzys związany z wynikiem referendum ws. Brexitu?
Nie znam żadnych „Brytyjczyków” – odburknął mi kiedyś urażony Szkot na pytanie o nastroje wśród... no, właśnie, Brytyjczyków. I miał Szkot częściowo rację. Podobnie zareagowaliby z pewnością Walijczycy, Irlandczycy „północni” i może w mniejszym stopniu dominujący w tym towarzystwie Anglicy. „Na całym świecie nie słyszano o silniejszym związku politycznym, w którym byłoby tak mało związku uczuciowego”. Słowa angielskiego pisarza Daniela Defoe padły w 1707 roku, gdy doszło do formalnej unii Anglii i Szkocji, która dała początek Zjednoczonemu Królestwu. Można jednak odnieść je również do relacji Anglii z pozostałymi częściami składowymi tego wielkiego państwa. A po ostatnim referendum widać jeszcze wyraźniej niż dotąd, jak bardzo różnorodne i podzielone jest Zjednoczone Królestwo. I jak niewiele dzieli je od faktycznego rozpadu.
To nie województwa
Brexit. Słowo odmieniane dziś przez wszystkie przypadki. Używane tak samo nieprecyzyjnie jak pojęcie Brytanii, od którego pochodzi pierwsza jego część: Britain – Brytania. Czyli co dokładnie? Wielka Brytania? Wyspy Brytyjskie? Anglia? Anglia i Walia? Plus Szkocja? A co z Irlandią Północną? Jeśli Brexit – wyjście Brytanii z UE – to czyje dokładnie? Wszystkich jednocześnie? Ktoś zostaje?
Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.